To był przyjemny, majowy dzień. Bonnie postanowiła wybrać się na spacer, dlatego kończąc śniadanie wyszła pospiesznie z kuchni, by jak najszybciej znaleźć się na dworze. Bardzo lubiła aktywność na świeżym powietrzu, gdyż napawało ją to niesamowitą energią i nowymi pomysłami, a poza tym lubiła dbać o swoją kondycję fizyczną.
Zakładając buty i letni płaszcz do korytarza wszedł jej tata, Ben Jones.-Cześć córeczko, wybierasz się na spacer?
-Hej tato. Owszem, taka piękna pogoda nie może się zmarnować. A ty gdzie tak wcześnie wychodzisz? - Bonnie zapytała ojca patrząc na jego aktówkę w dłoni. - Idziesz do Ministerstwa? Przecież dziś miałeś mieć wolne!
-Wiem, ale to jest pilna sprawa - gdy Bonnie skrzyżowała ręce na klatce piersiowej, Ben parsknął śmiechem i pocałował córkę w czoło. - Nie dąsaj się Bonnie, przecież bycie ministrem do spraw Magicznych Wypadków i Katastrof to jest poważne stanowisko. A poza tym nie będę długo, zobaczymy się na obiedzie.
Kiedy Ben wyszedł z domu Bonnie nałożyła beżowy kapelusz pasujący do płaszcza i przejrzała się w lustrze. Była zgrabną, nie za wysoką nastolatką. Poprawiła swoje krótkie, kręcone kasztanowe włosy i spojrzała na twarz, która emanowała optymizmem, jej brązowe oczy były wesołe, a zadarty, mały nos i usta w kształcie serca dodawały jej uroku. Uśmiechnęła się do swojego odbicia i wyszła z domu.
Promienie słońca oświetliły jej twarz, a Bonnie miała wrażenie, że zatraca się w nich przy akompaniamencie lekkiego wiatru i śpiewu ptaków. Wyszła poza mury swojej posiadłości i w tym samym momencie zauważyła chłopca, który zmierzał w jej kierunku.
-Hej Bon-Bon, już myślałem, że się nie pojawisz - powiedział chłopiec, a na jego twarzy pojawił się znikomy uśmiech.
-Przepraszam cię, ale musiałam porozmawiać z tatą - mówiąc to wzięła go pod rękę. - Chodźmy na łąkę, wczoraj wieczorem wymyśliłam parę świetnych pomysłów na spędzanie wolnego czasu, gdy już będziemy w Hogwarcie!
*
Usiedli na trawie, a Bonnie zaczęła robić wianek z kwiatów, które po drodze zrywała.
-Jak myślisz, do jakiego domu trafimy? - Zapytała blondyna, który skubał trawę i miał wzrok wpatrzony w dom, który należał do jego rodziców.
-To chyba oczywiste, że będziemy w Slytherinie. Tak jak nasi rodzice - przeniósł wzrok na dziewczynę. - Nie widzę innego rozwiązania.
-Pewnie masz rację, Draco - uśmiechnęła się do niego pogodnie.
- Już jutro mam urodziny i przyjdzie do mnie list z Hogwartu. Nie mogę się doczekać kiedy go otworzę! Chciałabym już tam być. - Bonnie spojrzała w niebo i zamknęła oczy, by lepiej wyobrazić sobie to, co dotychczas słyszała od rodziców lub ich znajomych.-Ja muszę jeszcze trochę poczekać - Draco przestał wyrywać trawę i oparł brodę na dłoni. - Ciekawe czy będzie też ten chłopak, który pozbawił mocy Sama-Wiesz-Kogo.
-Słyszałam o nim. Skoro dokonał takiej rzeczy to wydaje mi się, że powinien znaleźć się w Hogwarcie. Myślisz, że będzie z nami w Slytherinie? - Bonnie zapytała Draco zakładając sobie na głowę skończony wianek.
-Mam nadzieję, fajnie byłoby się z nim zaprzyjaźnić.
-Ja też tak uważam - posłała mu ciepły uśmiech.
Reszta dnia minęła jak zawsze, Bonnie dużo rozmawiała z Draco, choć zazwyczaj wyglądało to jak monolog. Ojciec pojawił się na obiedzie jak obiecał, a wieczorem Alice, mama Bonnie, wyciągnęła album ze zdjęciami rodzinnymi. Była to coroczna tradycja poprzedzająca jej urodziny, lecz z każdym rokiem przybywało fotografii uśmiechniętej rodziny machającej do obiektywu, wygłupiającej się lub po prostu wykonującej codzienne czynności.
Wieczorem Bonnie wykąpała się, weszła do łóżka i zanim pogrążyła się w błogim śnie spojrzała na fotografię szkolną rodziców, którzy byli przyodziani w szaty w haftem herbu Slytherinu.

CZYTASZ
Rozdarta między światami
FanficBonnie Jones zaczyna naukę w Hogwarcie w 1991 roku. Nie wszystko toczy się według jej planu, jednak bieg wydarzeń uświadamia ją, że nic nie dzieje się bez przyczyny.