...Zaiste nie w twojej mocy
przebaczać w imieniu tych
których zdradzono o świcie
– Z. Herbert* * *
Nagranie ze sklepowego CCTV było beznadziejne: czarno-białe, nieme, w niskiej rozdzielczości, skompresowane jakby siekierą rąbał, a na dodatek było w tempie chyba pięciu klatek na sekundę, oczy wykręcało. Ale śledztwo jest jak wojna – musimy walczyć tym, co mamy.
Przewinęłam do odpowiedniego momentu i dałam PAUSE. Oto mamy widok na wnętrze sklepu fotograficznego, widziane nieco z ptasiej perspektywy: po lewej, po prawej i u dołu widać oszklone gabloty z towarem, na wprost szklane drzwi, u dołu po prawej ladę, za ladą sklepikarza w jasnej koszuli (z góry i od tyłu). Sklepikarz to był borsuk, poznałam po czarnych pręgach na potylicy. Więcej nikogo. Na timerze dzisiejsza data i godzina: 08:05:41 ZT.
Kliknęłam PLAY. Czas-start.
Drzwi się otworzyły, wpadła do środka jakaś postać w ciemnej kurtce i w kapturze na głowie. Pokonała dystans do lady w kilku długich susach, w biegu wyjęła spluwę i z bliska strzeliła borsukowi w pierś – ten cofnął się o krok, zachwiał się i padł bezwładnie, jak Związek Sowiecki odłączony od rurki z petrodolarami. Napastnik zaś przeskoczył zwinnie przez ladę – na plecach miał sportowy plecak – i zniknął w lewym dolnym rogu ekranu; na moment mignął jeszcze wyciągany spod kurtki łom. Potem obraz zatrząsł się i zgasł. Wszystko trwało koło siedmiu sekund.
Odtworzyłam nagranie jeszcze parę razy w zwolnionym tempie, ale pełny scenariusz wydarzeń zrekonstruowałam dopiero wtedy, gdy przejrzałam je frame by frame. To znaczy niby wiedziałam, co tu zaszło, ale i tak chciałam się upewnić. Przewinęłam do momentu, w którym bandzior biegnie ku ladzie, mierząc z broni w borsuka. Klatka do przodu, klatka do przodu, pistolet ciągle wymierzony, jeszcze kilka klatek do przodu... i ręka opada. Nic. Jakby ten strzał nie padł. Żadnego błysku, żadnego odrzutu – cóż, przy tej jakości to w sumie nic dziwnego. Ale przewinęłam jeszcze trochę, do momentu, w którym borsuk leciał na glebę – w pewnym momencie opuścił rękę, obracając się przy tym lekko w lewo – i na jednej klatce zobaczyłam czarną, długą na trzy-cztery piksele plamkę, która pojawiła mu się na koszuli, plamkę, której, gdyby nosił coś ciemniejszego, na pewno bym nie spostrzegła. Krew? Nie, to nie krew – to strzałka. Sterczała na sztorc jakoś z okolic śledziony. Bo to nie była broń palna, to pneumatyczny pistolet na naboje usypiające. A borsuk nie został zastrzelony, tylko odleciał sobie do krainy snów. Zresztą mało brakowało, by trup faktycznie się na scenie pojawił, bo borsuk, zanim jeszcze oberwał, zdołał złapać za coś leżącego na półce pod kasą fiskalną; ale zrobić z tego użytku nie dał już rady, strzelba wymsknęła mu się z rąk i upadła obok niego. I to byłby w zasadzie koniec występów. O ustaleniu tożsamości głównego bohatera nie było co marzyć i to nawet nie kwestia kaptura – po prostu jakość nagrania mordowała wszystkie szczegóły. Na podstawie kształtu twarzy, proporcji w budowie ciała i sposobie poruszania się wyszło mi tylko, że to jakiś kotowaty, a na jednej z końcowych stop-klatek wypatrzyłam krótki, gruby ogon: to był ryś. Nic więcej już z nagrania nie wycisnęłam – masakra, kaszana, zupa z pikseli.
Zadzwonił Nick.
– Tak?
– I jak, masz coś? Co tam ciekawego w kinie grają?
– A kto to wie? Jakiś ryś. Zawodowiec. Na dzień dobry stuknął sklepikarza, bez bawienia się w „Ręce do góry, to jest napad". Obstawiam STG-1 i etorfinę iniekcyjną, i to w końskiej dawce, bo gościa ścięło momentalnie. Też niezły agent, swoją drogą. Trzymać pod ladą odbezpieczonego pump-guna? Gdyby facet zareagował trochę przytomniej, zamiast „Rysia zawodowca" mielibyśmy „Pana Kleksa".

CZYTASZ
[Zwierzogród] Okrakiem na barykadzie
FanfictionKim jestem? Komu służę? Czemu poświęcam życie? Okazuje się, że nawet błaha i kameralna w gruncie rzeczy sprawa może zmusić do zastanowienia się nad takimi kwestiami. O co tak naprawdę chodzi w byciu policjantem? Pewnej funkcjonariuszce o przewymiaro...