Pierwszy dzień zajęć na uczelni...

9 0 0
                                    


     Biegłam na autobus, który miał zawieźć mnie na uczelnię. Nie mogłam się doczekać pierwszych zajęć. Razem z przyjaciółką usiadłyśmy w drugiej ławce. Pierwsze zajęcia, drugie zajęcia i trochę paplaniny starszego profesora. Po świetnym wykładzie, wróciłyśmy do domu.

     Zabrałam się za gotowanie makaronu, jednocześnie mieszając sos borowikowy w garnuszku. Do naszych drzwi zapukali goście. To tylko kilku znajomych wpadło podzielić się wrażeniami. Ja wciąż krzątałam się w kuchni, a mój ukochany podszedł do mnie od tyłu i przytulił tak, jak gdyby nie widział mnie co najmniej 3 tygodnie, a przecież wczoraj był ze mną na zakupach i szukał najładniejszych poduszek do mojego nowego pokoju. Wyjęłam talerze i sztućce. Podałam mu je i poprosiłam by nakrył do stołu. Chwilę po tym całą szóstką gawędziliśmy przy posiłku. Zaczęliśmy śpiewać piosenki Elvisa Presleya i tańczyć w ciasnej kuchni. Sąsiedzi raczej nie byli zadowoleni.

     Minęła godzina i znaleźliśmy się w salonie, grając w uwielbiane przez nas wszystkich kalambury. Co chwile podziwialiśmy coś innego. Zaczęło się od słonia, później była krowa, fotograf, tajny agent i w końcu Ryan Gosling z Pamiętnika. Gdy już się trochę zmęczyliśmy, postanowiliśmy wyłożyć karty na stół, a najwyższą stawką o jaką graliśmy była paczka żelek i jedno opakowanie ciastek znalezione na dnie szafki ze słodyczami. Zapowiadało się na to, że stracę słodkości... Ale cóż, kto nie ma szczęścia w kartach, ma szczęście w miłości. 

     Niestety podły zegar wskazał godzinę 20.37. Piasek w klepsydrze przesypywał się zdecydowanie za szybko. Nie tylko ja zaczęłam obwiniać czas i już po niecałym kwadransie w mieszkaniu zostali tylko domownicy i mój chłopak, który zdecydował się zostać na noc.

     Wzięłam szybki prysznic i przebrałam się w moją ulubioną koszulkę do spania, z obozu karate na którym byłam w 2015 roku, mając jedynie osiem lat. Do tego włożyłam ciepłe czarne dresy w białe psie łapki. Włosy związałam w luźnego koka, tak aby nie przeszkadzały mi przy czytaniu. Weszłam do pokoju, gdzie mój chłopak już zamykał oczy, leżąc w moim łóżku. Przesunął się, robiąc mi miejsce. Położyłam się obok niego i chwyciłam wiersze Leopolda Staffa, które bardzo lubił. Czytałam je na głos, tak by mój ukochany mógł wsłuchać się w poezję. W końcu odłożyłam zbiór refleksji i złotych myśli, umieszczonych w książce. Zgasiłam delikatne, różowe światło lampki nocnej, która stała zaraz za łóżkiem. Mój chłopak objął mnie mocno i szczelnie przykrył nas kołdrą. Pozwoliliśmy sobie odpłynąć w krainę nocnych marzeń, gdzie o nasze sny zadbali Hypnos i Morfeusz.

*

*

*

Hej! To pierwszy rozdział i zarazem pierwsza samotna opowieść o jednym z wyśnionych dni, jakie może przynieść przyszłość. Czekajcie na kolejne marzenia...

Wybiegając w przyszłość...Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz