Rozdział 1

69 6 3
                                    

~ Oni wszyscy są tak głupi... tak beznadziejni...~ pomyślała drobna i szczupła szatynka o oczach koloru brudnego lodu.
Dziewczyna wbiła wzrok w oświetloną latarniami ulice, widoczną z jej małego okienka. Do pokoju wpadały nocne dźwięki, zawiadamiające o tym, że nie wszyscy jeszcze poszli spać. Liczne przekleństwa, piski opon oraz świst wiatru wypełniały małe pomieszczenie, w którym przebywała. Słabe, księżycowe światło, rzucało srebrzystą poświatę na stare, dębowe szafki zajmujące swoje miejsce pod lekko szarą od kurzu i brudu ścianą. Nieopodal stało duże, oparte na drucianym stojaku lustro, które odbijało oświetloną sylwetkę szarookiej.
Stara, metalowa rama łóżka obrastała kolejnymi warstwami kurzu i służąc właścicielce jako prowizoryczne siedzisko wyginała się pod jej ciężarem. Materac był stosunkowo nowy, jeśli przez nowy rozumiane jest po prostu jego dobry stan wizualny. Dziewczyna oparła się o wygięty metal, wcześniej wspomnianej ramy łóżka i patrząc w bok, w stronę lustrzanego portalu, westchnęła.

— Cześć szmato... — odrzekła wpatrzona we własne odbicie.
Dziewczyna zeszła na kolana i przysunęła się w stronę szklanej ściany. Siadając z nogami do tyłu westchnęła i wpatrywała się w swoje, najbardziej widoczne w ciemności oczy. Mimo iż była drobną i mocno kościstą kobietką, o poszarpanych włosach, szarawych oczach oraz cerze, na której występował trądzik wynikający z dojrzewania to lubiła ona swój wygląd. Zawsze powtarzała, że mogło być gorzej. Jedyna denerwująca ją rzecz w wyglądzie to stare i w mniejszym lub większym stopniu znoszone ubrania, które kupiła jeszcze za czasów mieszkania na wsi. Pochodziła z wielodzietnej rodziny, od pokoleń zajmującej się uprawą ziem i hodowlą zwierząt. Przez lata jej świat budował się na miłości do ciężkiej pracy oraz poszanowaniu rodzinnych tradycji. Trwało to do chwili śmierci jej matki. Złośliwy nowotwór odebrał jej oraz rodzeństwu szaro-okej rodzicielkę, a ojcu dziewczyny również ukochaną żonę. Żałoba w ich domu unosiła się przez wiele miesięcy. Gdy jej tata postanowił na nowo ułożyć sobie życie poznał kobietę, która obróciła świat całej rodziny o sto osiemdziesiąt stopni. Od samego początku zarówno szatynka jak i nowa partnerka jej ojca nie przypadły sobie do gustu. Przez to wszystko w domu panowała wiecznie napięta atmosfera. Jej rodzeństwo w odróżnieniu od dziewczyny, dobrze dogadywało się z kobietą, co było dosyć ironiczne, ponieważ była ona jedyną córką, wśród jej czwórki braci.
Po wcieleniu macochy do rodziny rodziciel sprzedał gospodarstwo na życzenie swojej nowej żony. Szarooka była zrozpaczona. Tyle lat tradycji, wspomnień oraz ciepła tego miejsca zostało porzucone ot, tak...
Płakała często, wspominając najpiękniejsze chwilę tam, błagała o odkupienie miejsca, mimo to jedyne co dostała w zamian to milczenie... cisza taka jak ta wypełniająca jej pokój.
Delikatnie kopiąc w drucianą ramę od lustra, sprawiła, iż ta zachwiała się, po czym uderzając o ścianę, rozniosła po całym domu dźwięk upadku przedmiotu.
W tej właśnie chwili drzwi otowrzyły się, wpuszczając do pomieszczenia stróżkę bladego światła, padającą na kawałek twarzy oraz ciała dziewczyny.

— Spierdalaj spać... Jest, późno a ja chce się wyspać... To, że Ty chcesz wyglądać jak gremlin do końca życia nie znaczy, że ja też... — w drzwiach stała szczupła, czarno włosa kobieta o niemalże żółtych oczach, ubrana w naprawdę skąpe piżamy, w jej głosie słychać było zdenerwowanie oraz narastającą frustrację.
Gdy nie otrzymała ona odpowiedzi ze strony swojej przybranej córki, a jedynie morderczy wzrok, zamknęła drzwi i wróciła do poprzedniej czynności...

Jestem tylko człowiekiem...  [Creepypasta]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz