ιβ

158 11 0
                                    

-Mój informator jakiś czas temu potwierdził, iż ich armia znacząco przewyższa liczebnością oraz uzbrojeniem nasze - Dodał Changkyun zaznaczając markerem miejsca ewentualnych potyczek. Jego ruchy były płynne, wyćwiczone w swym chlubnym fachu, kreśląc niemalże perfekcyjne koła na znanych oczom terenach.

-Czego potrzebujecie? - Głos Jooheona, pomimo batalii toczonej w swym wnętrzu, brzmiał zaskakująco stabilnie i silnie, niemal przypominając o swej błękitnym rodowodzie.

-Potrzebujemy dostać się do króla by uprzedzić go o ataku - Odpowiedział Minhyuk zdecydowanym tonem, a wszystkie oczy spoczęły na młodym arystokracie, jakby poszukując odpowiedzi, lecz jedne wciąż pozostały chłodno obojętne.

-Załatwię to - Mężczyzna o blond pasmach odwrócił się, zapewniając sobie odrobinę wiernej prywatności, nim drżącymi z dziwnego podenerwowania wstukał na klawiaturze swego telefonu prostą wiadomość do Hyungwona. Informacja zwrotna dotarła niedługo później - Za godzinę.

-Zbierajmy się - Rozkazał Changkyun władczym, żołnierskim tonem, którego Jooheonowi nie było dane do tej pory słuchać, a który wydawał się tak naturalnie tworzyć spójną harmonię z pięknym, niskim wydźwiękiem.

-Hej - Zawołał Minhyuk kładąc rękę na odsłoniętym przez krótki rękaw bicepsie młodszego - Idziesz z nami?

Czarnowłosy spojrzał na Jooheona i nie trwało długo, nim wszystkie oczy ponownie zatopiły się w jego skórze, niczym rozżarzone ostrza. Czekali na jego decyzję. Starszy, czując niemal przymus, skinął niechętne głową i choć jego słowa pozostały nieme, rozkaz poruszył wszystkimi cieniami dookoła, gdy oddział rozpoczął swą żmudną pracę przygotowawczą. Obserwował, jak wręczają czarną torbę czarnowłosemu, tłumacząc, że nie byli w stanie jej wyrzucić. Changkyun podszedł do rudawego blondyna.

-Chcę z nimi walczyć - Oznajmił, upuszczając torbę z głuchym hukiem na ziemię tuż obok nóg arystokraty, nim pochylił się w przeglądaniu jej zawartości. Ruch, choć czysty i niewinny zbyt mocno przypominał istne poddaństwo zwykłego, nieistotnego niewolnika, który błaga o rozgrzeszenie swego najwyższego władcy.

-Nie będę Cię zatrzymywać - Changkyun ze zdenerwowaniem, a może nawet niedowierzaniem spojrzał we zwyż, badawczo przyglądając się górującemu nad nim mężczyźnie.

-Czemu?

-Jeśli ty pójdziesz walczyć, ja pójdę z tobą - Odparł bez wahania, wypowiadając jedynie szczere, słuszne słowa, które były jego istnym testamentem.

-Zwariowałeś? Nie masz żadnego doświadczenia! Zginiesz jeszcze nim rozpocznie się walka - Drugi poderwał się gwałtownie, porzucając wszelką, niepotrzebną, a nawet niepożądana wstrzemięźliwość, by niemal wykrzyczeć desperacką frazę w czystej, tlącej się obawie.

-A po co mam żyć? - Wzruszył niedbale ramionami, odchodząc w głąb pogrążonego w mroku korytarza, pozostawiając czarnowłosego żołnierza z przestrachem i niemałą konsternacją na swej ładnej twarzyczce.

Dopiero w tej chwili Changkyun pozwolił sobie na chwilę oddechu. Spojrzał wprost za mężczyzną, wyłapując proste, niewiele znaczące dla niektórych cechy, lecz tak istotne w przeciągu ostatnich chwil. Chorobliwie blada cera, chwiejny, niestabilny krok, zwykle zadbane, starannie ułożone włosy teraz porzucone w nieładzie, jakby nieistotne do budowy jego potężnego autorytetu władzy... blondyn już przypominał człowieka dotkniętego przez samą śmierć, aby zatańczyć ten ostatni taniec. Dance macabre. Przełknął cicho ślinę, patrząc wstecz na swą przeszłość, wyciągając coś, co tak świadomie pragnął obalić. A co jeśli... nie to nie możliwe... Choć może... Jego sąd był mylny?

Yes Sir //JookyunOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz