Cześć wszystkim!
Z tej strony madero i chcę tu wpisać kilka słów wstępu.
Fanfiki piszę dla zabawy i własnej przyjemności, a każda moja OC jest moim małym odzwierciedleniem, co jest ciekawą przygodą, kiedy mogę się wcielić w którąś z postaci. Mam nadzieję, że czytanie moich opowiadań sprawi wam tyle samo rodości, co mi, kiedy to piszę😏
Więc nie przedłużając - zapraszam do czytania ♥️♥️♥️Emily spojrzała w złote lustro po raz ostatni. Wszystko było idealnie - jasne włosy miała rozczesane i uczesane w elegancki kok, twarz miała czystą i uśmiechniętą, a jej lodowoniebieskie oczy były wpatrzone we własne odbicie. Poprawiła czarną sukienkę i wstała z krzesełka, odwracając się w stronę łóżka. Leżała na nim wiotka, lekko uśmiechnięta jasnowłosa kobieta z zielonymi oczami, które od kilku miesięcy były podkreślone oznakami choroby. Kobieta o imieniu Jenny była matką Emily i kochały się tak bardzo, jak tylko to było możliwe. Łączyła je niezwykła więź, której nawet śmiertelną chorobą nie było sposób zerwać. Czuły to samo i przeważnie myślały o tym samym. Emily nie miała rodzeństwa, co matka zawsze jej wynagradzała spędzaniem z nią każdej wolnej chwili. Były jak dwie krople wody.
Jennifer wolno poddźwignęła się z poduszki, by zobaczyć córkę. Emily podeszła do niej ze szczerym uśmiechem na ustach wpatrzona w twarz matki. Dziewczynie chciało się płakać, gdy tylko patrzyła na swoją matkę i jej stan. Dlaczego - pytała się w duchu - to musiało spotkać akurat nas? Akurat ją? Gdy tylko pytała się matki, jak się czuje, ta za każdym razem odpowiadała :,, To nie jest ważne, córeczko. Ważne jest to, że Ty jesteś zdrowa ". Nikt nie dopuszczał do siebie myśli, że ta może wkrótce umrzeć. Jenny była niezwykłą czarownicą. Potrafiła rozwiązać każdy problem i pomagała wszystkim, kto tylko tej pomocy potrzebował. Jedynym problemem, którego kobieta nie potrafiła rozwiązać była jej choroba, a jedyną osobą której nie potrafiła pomóc, była ona sama. Za to ojciec Emily był zupełnie inny.
Jej rodzice byli zupełnym przeciwieństwem. Reginald, ojciec Emily pracował w Departamencie Tajemnic i zajmował się tam najróżniejszymi sprawami, a jego ulubioną było polowanie na wilkołaki. Reginald był bezwzględny, zawsze poważny i najważniejsze dla niego były czysta krew (na punkcie której Reginald miał bzika), zasady i dyscyplina. Wszyscy go szanowali, nawet sama Minister Magii miała do niego wielki respekt. Ojciec Emily był także prawą ręką Pani Minister. Poza nią i swoim bratem, Reginald nie miał przyjaciół.
Emily kochała ich oboje, bez względu na ich charakter i stan w jakim się znajdowali.- Gotowa? - wyrwała z zamyślenia Emily jej matka.
Dziewczyna pokiwała głową i usiadła obok matki. Chwyciły się za ręce.
- Moja duża czarownica - powiedziała Jenny, po czym mała łza radości spłynęła po jej policzku.
Emily wzięła husteczki ze stolika i wytarła delikatnie policzek matki.- Dzisiaj twój wielki dzień Emily, jestem z ciebie taka dumna... -
- Przecież tylko dostanę list że szkoły, mamo. Nie zrobiłam nic wielkiego. - odpowiedziała po chwili Emily
- Skoro przyjedzie tutaj sam Dumbledore, to musi mieć ważny powód. -
Emily pokiwała głową.
- On przyjedzie tu tylko ze względu na ojca. Nie jeździ do każdego ucznia.-
Jenny trochę posmutniała
CZYTASZ
( / Emily Birch - Nieznana Huncwotka / )
FanfictionEmily nigdy nie miała łatwego życia. Jej ród od zarania dziejów szczyci się czystością krwi, co dla młodej dziewczyny nie ma znaczenia. Od dzieciństwa Emily była uczona wszelkich profesji magii, co dla jej ojca Reginalda powinno być priorytetem. Wkr...