Zaczęło się krzykiem, głośniejszym niż cokolwiek, co wcześniej słyszał.
Poderwał się z plastikowego krzesełka, na jakim spędził ostatnie kilkanaście godzin ze zdenerwowania to zaciskając, to rozprostowując palce, by jak najszybciej znaleźć się w sali, z której wcześniej go wyprosili. Teraz nikt go nie zatrzymywał.
Gdy po raz pierwszy raz go zobaczył, nie mógł w to uwierzyć. Bo to był jego synek. Taki maleńki. Taki kruchy. Taki delikatny. Jego piękny, piękny chłopczyk.
Pamiętał, jak pierwszy raz wziął go na ręce. Wiedział dokładnie, co takiego czuł, jakie emocje odmalowały się na jego twarzy i rozlały w sercu. Ostrożnie przycisnął synka do piersi, uważając by nie zrobić mu przypadkiem krzywdy. Maleńska istotka jakby wyczuła promienny entuzjazm i to nie opisane szczęście emanujące od ciała jego tatusia. Zawierciła się niecierpliwie i zakwliliła, wstrzymał oddech. Niepotrzebnie, bo dziecko tylko otworzyło oczy, by wpatrywać się ogromnymi, błękitnymi tęczówkami w otaczjący go świat, tak inny niż wszystko to, co znał do tej pory.
I wystarczyła chwila, zaledwie moment, by obiecał coś sobie na całe życie. Że zawsze i o każdej porze będzie bronił tą maleńką istotkę. Że niezależnie od wszystkich czynników, on zawsze dla niej będzie podporą, ramieniem w jakie będzie mógł się wypłakać, powiernikiem sekretów, nauczycielem, współuczestnikiem radości.
Będzie tatą.
I było tak, jak sobie obiecał, a nawet lepiej.
Pamiętał pierwszy śmiech. Pierwsze słowa. Pierwsze samodzielne kroki. Pierwsze urodziny. Pierwszy rowerek. Pierwsze zwierzątko. Pierwszy dzień w przedszkolu i pierwszy dzień w szkole.
Nie pamiętał, kiedy jego synek spojrzał na siebie pierwszy raz z odrazą. Nie pamiętał, kiedy pierwszy raz odmówił sobie jedzenia. Nie pamiętał, kiedy pierwszy raz płakał samotnie w nocy. Nie pamiętał, kiedy przeglądał się w lustrze, szukając niedoskonałości. Nie pamiętał, kiedy w każdej wolnej chwili robił brzuszki i nie pamiętał, kiedy zaczął zliczać nawet najmniejsze kalorie, by potem wyrzucać sobie w głowie ile tego dnia ich pochłonął.
To wszystko przyszło nagle.
Nagle zauważył, że w oczach jego synka nie ma już tego blasku. Nagle zauważył, że jego skóra jest niezdrowo blada. Nagle zauważył, jak wszystkie ubrania robią się o wiele za duże. Nagle zauważył, że już nic nie je. Nagle zauważył ciemne sińce i wystające kości.
Jego piękny synek znikał na jego oczach.
Nie rozumiał tego. Nie potrafił pojąć, jak można tak okropnie siebie postrzegać. Jak można chcieć dążyć do destrukcyjnej perfekcji. Do ideału, który zabijał. Do ciała, które powoli umierało.
Boimy się tego, czego nie znamy. On też się bał. O swojego pięknego synka. A kiedy się boimy, reagujemy instynktowną obroną. I on też tak zareagował. Dla swojego pięknego synka.
Chciałby nie pamiętać tych dni. Dni strachu i grozy. Dni pełne płaczu i smutku. Dni, w jakich padały przekleństwa i słowa, jakie nigdy nie powinny paść. I dni bezsilności, gdy już wiedział, że on nic nie może zrobić.
Bo jego syn chciał być pięknym.
Pięknym,
Pięknym, pięknym,
Pięknym chłopcem.
I nie rozumiał, że przecież już nim jest.
Może dlatego jego synek wymiotował za każdym razem, gdy wciskano w niego najmniejsze jedzenie, targany torsjami nad muszą klozetową, by później zalać się łzami? Nie wiedział tylko, czy są to łzy smutku czy szczęścia. Bo za każdym razem, gdy jego synek patrzył w lustro, uśmiechał się przez te krystaliczne łzy na widok zapadniętego brzucha, ziemistej skóry i wyeksponowanych kości policzkowych.
Jakby nie widział wystających kości. Jakby nie widział siniaków, które powstawały przy najmniejszym dotknięciu. Jakby nie widział włosów wypadających mu garściami. Jakby nie widział fioletowych sińców pod zmętniałymi oczami. Jakby nie widział, że już praktycznie go nie ma. Jakby nie widział, że umiera.
Nie wiedział, co może jeszcze zrobić. Jak pokazać, że się troszczy. Że nie jest jego wrogiem, tylko przyjacielem. Że martwi się o niego. Że nie może znieść myśli, że na jego oczach jego syn dosłownie przecieka mu przez palce, a on nie może nic z tym zrobić. Może tylko bezczynnie się temu przyglądać.
Nikt nie wiedział, że płakał, gdy nikt nie patrzył. Nikt nie wiedział, że kontrolował w nocy każdy jeden jego oddech bojąc się, że być może jest to ten ostatni. Nikt nie widział, że nigdy nie odwracał wzroku, nawet w chwilach tych najgorszych ataków. Nikt nie widział, jak żarliwie stara się zapamiętać każdy szczegół jego pięknego synka. Nikt nie wiedział, że przygotowywał się na najgorsze.
Ostatni raz wziął go w ręce. Miał już te naście lat, ale znowu był malutki, delikatny i kruchy, tak jak w dniu, w jakim się narodził. Towarzyszyła mu ta sama niepewność. Bał się ruszyć, by nie zrobić mu krzywdy.
A jego piękny synek tylko uśmiechnął się do niego i objął dłońmi jego rękę, jakby było to zaledwie muśnięcie pierwszych kropel deszczu na płatkach kwiatu.
- Spokojnie, tatusiu. W końcu będę piękny.
Skończyło się szlochem, cichym i bezsilnym, z jednoczesną bolesną świadomością, że jego piękny synek już nigdy do niego nie wróci.
CZYTASZ
Beautiful Boy
Teen FictionPiękny, Piękny, piękny, Piękny chłopcze. John Lennon "Beautiful Boy" || oneshot inspirowany książką 'Beautiful Boy' Davida Sheffa, filmem na podstawie książki o tym samym tytule z Timothee Chalametem i Stevem Carellem oraz piosenką Johna Lennona o t...