Dedykacja, bo w zasadzie piszę większość historii dla jednej osoby *zakłopotana minka* i nie powinnam się chyba cieszyć aż tak jak to robię, ale jestem bardzo szczęśliwa za każdym razem, gdy ta jedna osoba zostawia komentarze i pisze co myśli, i może to nie jest dużo, jeden czytelnik, ale mając kogoś kto zawsze reaguje i zawsze czyta, naprawdę mam napęd, żeby pisać i chciałam za to podziękować <3
Praca asystenta szkolnego była dosyć... spokojna. Spokojniejsza niż Namjoon podejrzewał, mniej wymagająca niż jakakolwiek wcześniejsza, a do tego całkiem przyjemna.
Wprawdzie nigdy nie miał ręki do dzieci, te nawet trochę go przerażały – ale im więcej czasu z nimi spędzał, tym bardziej się przyzwyczajał. Z czasem nie tylko zapamiętał imiona czy co gdzie leży, ale też nawiązał kontakt z uczniami, to pomagając któremuś przy zadaniach, to pracując jako nauczyciel na zastępstwo.
Ale najlepszą zmianą był, rzecz jasna, Taehyung.
Talentem chłopca okazały się nie emocje, jak podejrzewał wcześniej Namjoon, ale rośliny – co było zaskoczeniem, gdyż zazwyczaj Kim'owie zajmowali się archeologią oraz kamieniami szlachetnymi. Mężczyzna był jednak całkiem zadowolony, bo magia botaniczna uchodziła za przyjemną odmianę, którą całkiem lubił, nawet jeżeli nigdy nie poświęcał jej wiele uwagi.
Chyba nawet odczuwał pewną dumę z siostrzeńca, aczkolwiek zidentyfikowanie i rozpoznanie tego uczucia zajęło mu niemal dwa tygodnie – dwa tygodnie prób zrozumienia powodu własnego uśmiechu narkozą ilekroć widział pokoik chłopca, cały w zieloną tapetę z domalowanymi liśćmi i gałęziami, mnóstwem doniczek, każda podpisana imieniem, oraz kolorowe szkiełka porozwieszane w oknach.
Jak na maga botanicznego, TaeTae wyjątkowo mało używał samej... magii. Większość prac wykonywał ręcznie: od podlewania przez podcinanie gałęzi, po zmianę ziemi, a czasem nawet sadzanie przy szkole. Jego pokoik czasami był duszny od fotosyntezy małych drzewek czy kwiatków. Nawet Namjoon dostał kilka doniczkowców aby „ożywić swój pokój", jak to określił malec wręczając mu kilku swoich zielonych przyjaciół.
Pierwsze było, wyższe od samego chłopca, drzewko cytrusowe. Nazywało się Seokjin i podobno osoba, która o nie dbała, mogła liczyć na miłosne właściwości owoców – Namjoon miał ochotę dać Jiminowi burę za umożliwienie chłopcu uprawiania udomowionej odmiany Drzewa Poznania Dobra i Zła, ale ostatecznie zrezygnował, nie chcąc zrazić do siebie gospodarza.
(Aczkolwiek przez parę dni po otrzymaniu prezentu, łypał na niego wilkiem.)
Kolejnym współlokatorem został kaktus – Namjoon przypuszczał, iż siostrzeniec obawiał się dać mu coś delikatniejszego po tym jak mężczyzna przypadkiem usiadł na jego plastikowej konewce i ją złamał. Kaktus miał na imię Yoongi, a w nocy wydzielał bladoniebieską poświatę, służąc jako coś na kształt dziecięcej lampki. Taehyung twierdził, iż Yoongi potrafi też nucić jeżeli jest w dobrym nastroju, ale to Namjoon zdążył zaobserwować to dopiero jakiś czas później...
A raczej COŚ później, czyli towarzyszącą roślinkę numer trzy – Hoseoka.
Hoseok był sadzonką wielokolorowych kwiatków, z wyglądu nieco podobnych do słoneczników, ale z kolorowymi żelkami zamiast pestek (które Taehyung podjadał między posiłkami), a zamiast do słońca zwracających się w ku dźwiękom.
Dodatkowo Hoseok tańczył ilekroć był szczęśliwy – czyli prawie zawsze.
Introwertyczny Namjoon zostawiał go przez większość czasu w kuchni, gdzie podrygiwali do rytmów jazzu z Jiminem, a potem z powrotem ustawiał kolorowego tancerza obok Yoongiego. Kaktus okazał się bowiem wielkim słonecznikowym fanem – nie raz i nie dwa Namjoon budził się, bo ta dwójka postawiała zrobić świecąco-nucąco-tańczącą balangę na parapecie; kończyli wtedy zesłani do łazienki.
CZYTASZ
Obrzydliwie żółte kwiaty || MinJoon ||
Fanfikce"I chyba właśnie w momencie kiedy Namjoon zdał sobie sprawę, że został całkiem sam na tym świecie - z ojcem, których ich porzucił, matką, która zaginęła w niewyjaśnionych okolicznościach, z siostrą potrąconą na przejściu dla pieszych i ze szwagrem...