1

193 21 574
                                    

Atollon
Maketh obudziła się na materacu w zbiorowym pomieszczeniu na Atollonie. Z każdym jednym porankiem co raz bardziej irytował ją brak większej prywatności jaką za starych czasów Imperium zapewniało praktycznie każdemu. Często żałowała porzucenia posady ministra w tak głupi sposób jednak cały czas z tyłu głowy tkwiła jej jedna myśl — Imperium było złe, byli brutalnymi, gburowatymi formalistami. To była prawda i ona o tym doskonale wiedziała.

Wiedziała też że nie było tam miejsca na błędy. Wzdrygnęła się lekko znowu przypominając sobie odcięte głowy Aresko i Grinta. Tamto spotkanie, tylko Moff Tarkin, "skazani", kat — Wielki Inkwizytor, ona oraz agent Kallus. Za każdym razem jak przewijał jej się on przez myśli nie mogła zrozumieć czemu on też wtedy nie przejrzał na oczy tylko wciąż tkwił w wiernej służbie dla Imperatora i jego marionetek. Skoro przecież nawet ona umiała się sprzeciwstawić całemu galaktycznemu złu i pomóc Rebeliantom to czemu on nie mógł? Widziała jego zdziwienie i lekko przerażony wzrok kiedy odcinano głowy tamtej dwójki oficerów. Ona miała wtedy pewnie takie same myśli. A więc pycha go zjadła? Czy chęć bycia bohaterem po drugiej stronie międzygalaktycznej barykady nim zawładnęła?

Westchnęła głęboko i ruszyła dalej wolnym krokiem obserwując przy tym śpiących rebeliantów.
Za każdym razem widząc ich niewinność porządnie żałowała tego co robiła za "poprzedniego życia". Bo chociaż wszyscy zapewniali ją że najważniejsze że się nawróciła to jakoś nie mogła w to uwierzyć. Brzmiało to zbyt abstrakcyjnie! Wiedziała przecież ile bólu i cierpienia zadała tym ludziom wydając w napływie emocji kolejne puste a jakże groźnie brzmiące rozkazy. Wiedziała że wielu jej do teraz nie wybaczyło, nikt nie wybaczyłby zbrodniarzowi wojennemu przez którego stracił rodzinę, dom, sens istnienia, wszystko. Ale musiała się z tym pogodzić, realia wojny niestety były inne. Nie było miejsca na słabe jednostki. To było jak selekcja naturalna ale taka specyficzna ze zmienionymi zasadami. Nie liczyło się tylko kto jest silniejszy, sprytniejszy, mądrzejszy. Najważniejsze było kto ma przewagę. Kto ma broń. Kto ma przede wszystkim władzę i propagandową siłę mediów w jednej garści. Od początku każdy typował jednego jedynego zwycięzcę tej nietypowej potyczki — wygranym wskazany mógłby być jednogłośnie Imperator Palpatine. To on miał te wszystkie sznurki pociągające za marionetki stojących na niższych szczeblach stromej drabiny władzy. To on miał tę możliwość żeby pozbawić ich tej władzy jednym mocniejszym szarpnięciem. Wedle swoich potrzeb mógł ich też delikatnymi pociągnięciami wciągnąć wyżej.

Nie trzeba się oszukiwać, każdy wiedział że był idealnym przykładem przywódcy absolutnego ustroju totalitarnego. Niestety Maketh z wielkim bólem musiała przyznać że ktoś taki jak on przydałby się po ich stronie. Po jedynej słusznej. Zamrugała szybko. Przecież sama doskonale wiedziała że jeszcze dwa lata temu powiedziałaby że to tylko Imperium jest tym prawidłowym. Za każdym razem czuła się w takim momencie tak samo beznadziejnie wiedząc że była częścią zamordystycznej karuzeli kręcącej się w jednym celu. W celu objęcia władzy totalnej, bezwzględnej i wykluczającej wszelkie ruchy poza jej wiedzą.
Kobieta o takiej wrażliwości jak była minister po prostu tam nie pasowała i dzień w dzień zastanawiała się jak wytrzymała na tej posadzie aż tak długo.

Westchnęła głęboko wdychając przy tym świeże powietrze porannego Atollonu. Nieliczne dokmy wyglądające niczym ogromne ślimaki o łapach drapieżników i oczach w kolorze morza na luksusowych wakacjach, przewijały się na horyzoncie. Ich pasiaste skorupy mające na celu ukryć się przed kryknami na nic się zdawały w pojedynku jeden na jeden z tymi przerażającymi w swojej niezwykłości sześcionogimi stworzeniami. A Maketh była po raz kolejny świadkiem tego niezbyt dobrego kroku ewolucji. Potężny odwłok uniósł się w górę kiedy zwierzę wychyliło się w przód żeby zabić swoją ofiarę.

Kiedy Odejdziesz|Kallus x Tua One shotOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz