Stresująca lekcja. Zapomniał, że dzisiaj kartkówka. Kolejna jedynka. Nie zda.
Ostatni dzwonek dzisiaj, chłopak wychodzi ze szkoły. Stresuje się czymś, sam nie wie czym. Czuje się nie wystarczający. Beznadziejny. Nikt go nie prosił o pomoc a mimo to czuje się tak, jakby nie umiał pomóc. Może samemu sobie. Bo po co? Nie chce wracać do domu więc idzie do sklepu. Jak zwykle kupuje kilka energetyków. Kasjerka spojrzała na niego z pogardą. Ten tylko zapłacił i szybko wyszedł. Był już ledwo żywy. Jedyne czego teraz chce to iść spać. Idzie do domu. Otworzył drzwi i wszedł do środka, nie wita się z nikim i odrazu zamyka się u siebie w pokoju. Otworzył jednego energetyka i odrazu wypił połowę. Schował się pod kołdrą i leży. Zbiera mu się na płacz. Znowu. Smutek i niepokój zawładnęły nim. Zasnął ze zmęczenia.
Obudziła go matka, kazała mu posprzątać pokój. Z tego powstała kłótnia, bo matka uznała, że jest leniwy, a on mówi, że nie ma siły.
Posprzątał w końcu, ale za jaką cenę. Dopił energetyka, włożył telefon do kieszeni i poszedł się myć. Ciągle czuje niepokój. Wyjął z pod obudowy na telefon żyletki. Rany robi coraz głębsze i co raz więcej i co raz częściej. Sam jest tym lekko przerażony. Z jednej strony wie, że jest źle, a z drugiej twierdzi, że jest co raz lepiej. Mineły już dwa miesiące od rozstania z kimś kogo kochał. Niby czuje sie lepiej bez tej osoby. Bez sensu.
Nalał prawie wrzącej wody do wanny i wlazł do niej wyszeptując ciche "ała". Kto by się spodziewał, że gorąca woda zaboli.
Żyletka w ruch. Woda czerwona. Przestał bo nie ma już sił, znowu mu słabo. Nigdy się nie nauczy, że nie powinien tracić takiej ilości krwi kiedy przed chwilą pił energetyka.
Znowu myśli o nim. Bije się z myślami, szarpie się za włosy, krzyczy szeptem, zachlapał łazienkę, dyszy, sapie, nie chce o tym myśleć. Łzy znowu spłyneły mu po twarzy. Jest taki słaby.
Nalał więcej wody, żeby było wystarczająco dużo, żeby się utopić. Zanurzył się cały pod wodą i czeka. Reakcja organizmu nie pozwala mu umrzeć, mimowolnie się wynurza i chaotycznie łapie powietrze. Słaby. Mroczki przed oczami. Uczucie że zaraz zemdleje albo zwymiotuje.
Z impetem pierdolnął głową o ściane. Teraz to jeszcze bardziej zrobiło mu się słabo.
Posiedział jeszcze trochę w wannie i wyszedł, ubrał się, założył bandaże, zabrał swoje rzeczy, wyszedł z łazienki i zamknął się w pokoju.
Już ma dość. Nasypał kotu karmy do miski, położył się na łóżku. Przez pół godziny znowu płakał. Słaby.
Zasnął. A w środku nocy obudzi się bo mu się przypomni, że ma zadanie z geografii do zrobienia.
Żałosny.