ciekawość to pierwszy stopień do piekła

107 5 0
                                    

Alex
Pisk czajnika oznacza, że woda wreszcie się zagotowała. Szybko podnoszę go z kuchenki i zalewam wrzątkiem kawę, po czym stawiam kubek na zimnym blacie. Do mojego nosa natychmiast dociera cudowna woń czarnego napoju i pobudza do działania wszystkie moje kubki smakowe. Wyświetlacz na piekarniku wskazuje 5:50. Podchodzę by podnieść rolety i na chwilę oślepia mnie blask wschodzącego słońca.
- "Dla takich poranków mogę wstawać nawet o 5:00" - myślę.
Kate jeszcze śpi, jej budzik zadzwoni za 10 minut. Zazwyczaj o tej porze dotrzymuje mi towarzystwa, ale dziś nie chciałam jej budzić, bo do późna nie potrafiła zasnąć. Tak więc stoję oparta o blat i w ciszy sączę gorący napój.
- To będzie wielki dzień - mówię do pustego pokoju.
(około pół godziny później)
- Alex, pomóż mi! Biała koszula i długa, granatowa spódnica, czy czarna i eleganckie białe spodnie? - Kate trzyma i pokazuje mi oba komplety. Zdecydowanie bardziej niż zwykle przejmuje się tym wyborem.
- Spodnie podkreślają twoje szczupłe nogi - patrzy na mnie jakby nadal nie była przekonana - I idealnie pasują do tych szpilek, które ostatnio kupiłyśmy - "Mam ją".
Kate uśmiecha się i leci do pokoju. Dzisiaj odbędzie się jej pierwsza, prawdziwa rozmowa kwalifikacyjna. Jakby stresu było mało, to posadę na stanowisku doradcy technicznego zaproponował jej sam Tony Stark. Nie mogła uwierzyć gdy dokładnie tydzień temu wyciągnęła ze skrzynki list z propozycją spotkania i rozmowy na temat pracy w Stark Tower. Myślę, że nadal do końca nie dowierza, że to się naprawdę dzieje.
- Ty idziesz w tym? - pyta zatrzymując się wreszcie i biorąc ode mnie kubek z kawą. Niedawno się ubierałam, ale i tak patrzę na swój strój.
- Wezmę jeszcze skórzaną kurtkę, a co?
- Zawsze tak wyglądasz, może ubierzesz dzisiaj coś bardziej..no nie wiem, innego? - patrzę na nią po czym się uśmiecham.
- Przypominam ci, że to TY idziesz dzisiaj na spotkanie z Avengersem i to TY masz wyglądać czarująco. Ja idę na wykłady, więc nie muszę się stroić - dodaję.
- Na wykładach też może być czarująco, a nie czarno i pochmurno - droczy się ze mną - poza tym, miałam nadzieję, że jeśli jakimś cudem mnie przyjmą - krzyżuje dwa palce i zaciska powieki - jakoś to uczcimy - otwiera oczy i uśmiecha się z nadziją.
- Zła wiadomość jest taka, że nie znajdziesz w mojej szafie zbyt wielu kolorowych ubrań.
- A dobra?
- A dobra jest taka, że mamy ten sam rozmiar i jak wrócę ze szkoły to poszukam czegoś w twojej - obie zaczynamy się śmiać.
Kate nienawidzi pożyczać ludziom ubrań. Po wielu imprezach wracały do niej w opłakanym stanie lub nie wracały wcale. Teraz jednak zależy jej tak bardzo, że się zgadza. Moja czarnoskóra siostra jeszcze raz przeczesuje włosy i stojąc przed lustrem poprawia makijaż.
- Jest idealnie, a teraz już choć bo się spóźnimy - rzucam do niej stojąc już przy wyjściu i zakładając wytarte tenisówki.
Zaraz po tym gdy wsiadłyśmy do samochodu podaję jej jeszcze torbę ze śniadaniem, zanim zdąży uruchomić silnik.
- Kocham cię - mówi z miną "co ja bym bez Ciebie zrobiła".
- Wiem - szczerzę się i zapinam pasy.
Z racji, że mam w tej chwili 19 lat, egzamin na prawo jazdy będę mogła zdawać dopiero za dwa lata, dlatego właśnie Kate podwozi mnie na uczelnię. Dojeżdżamy tam jak zwykle przed czasem. Odpinam pas i mocno ją tulę.
- Wiesz, że jesteś najlepsza, dasz radę. Ciężko na to pracowałaś i w 100% sobie zasłużyłaś! Jedź tam i pokaż im co potrafisz!
- Dzięki Alex - odwzajemniła uścisk - ciszę się, że cię mam. Sama nie dałabym rady.
- Dałabyś - całuję ją w policzek po czym wysiadam. Tylko ja wiem jak ciężko na to pracowała, jaka jest silna i zdeterminowana. Jestem przekonana, że sobie poradzi - wiem to.
Wczoraj rozpoczął się nowy semestr, ale w planie zmieniło się tylko kilka przedmiotów, większość została taka sama. Po wejściu na aulę dostrzegam kilka nowych twarzy. Zawsze gdy tylko się da, siadam w ostatnim rzędzie - to dobre miejsce do obserwacji. W pierwszej ławce siedzi nowa dziewczyna. Ma starannie upięte włosy, biały sweterek i czarną, wyprasowaną spódnicę, do kolan. Od razu widać, że to jedna z tych poukładanych, które zawsze wygrywają wszystkie olimpiady naukowe. Na jednym z krzeseł, po środku sali rozsiada się właśnie nowy chłopak. Wygląda jakby był starszy, a po jego obu stronach znajdują się już skromnie ubrane, za to mocno wymalowane laski. Nie wiem czy już się znają, czy dopiero poznali, ale wyglądają jakby chodziły za nim dosłownie wszędzie. Blondyn ma na sobie bluzę z kapturem, bez rękawów, odsłaniającą umięśnione ramiona oraz wytarte dżinsy. To dziwne, że wybrał studia aktorskie, tacy jak on zdecydowanie częściej wybierają karierę sportowca. Przy oknie siedzi jeszcze jedna dziewczyna. Wydaje mi się, że rysuje, bo ekspresyjnie kreśli coś w zeszycie mimo, iż nauczyciel nie kazał jeszcze niczego pisać. Jej wygląd i postawa też zdradzają, że jest artystką. Ma na sobie koszulkę z jakimś zespołem i czarne spodnie z dziurami na kolanach, a trampkami wybija rytm jakiejś piosenki.
- "Coś mi mówi, ze się dogadamy".
Na zajęciach profesor przedstawił nam nowy plan lekcji oraz osoby, dzięki czemu wiem, że dziewczyna ze szkicownikiem nazywa się Jules i pochodzi z Karoliny Północnej. Nauczyciel ogłosił też, że w tym semestrze nie będzie planowanych wcześniej zajęć z mitologii nordyckiej, ponieważ pani Hollen jest na urlopie macierzyńskim i nie znaleziono za nią zastępstwa. Dzięki temu skończę wykłady dwie godziny wcześniej i będę miała więcej czasu, aby dotrzeć do kafejki, w której przez ostatnie dwa lata pracowałam z Kate.
Szefową jest jej ciocia i zgodziła się mnie zatrudnić mimo, iż nie miałam doświadczenia za co jestem jej ogromnie wdzięczna. Utrzymanie kawalerki i życie w niej kosztują, a pieniądze ze stypendium nie pokryją wszystkich wydatków. W tygodniu pracuję po wykładach, od 16:00 do 20:00, a w soboty od 12:00 do 20:00. W niedzielę odsypiam tydzień i uczę się na przyszły. Nie jestem typem imprezowicza, z resztą nie stać mnie też na to żeby być, więc po skończonej zmianie jadę zazwyczaj ostatnim autobusem do domu. Z rozmyślań wyrwał mnie głos profesora, który zwrócił się do nas z jakimś pytaniem. Ktoś z przodu od razu udzielił odpowiedzi, ale belfer postanowił poprowadzić dyskusję.
- Po czym można poznać, że aktor gra?
Większość z jego pytań była dość filozoficzna. Z początku wydaje się, że zagadnienie jest proste, a może nawet głupie, ale właśnie w ten sposób zmusza nas do myślenia. W przerwie na lunch idę odszukać i sprawdzić swoją szafkę, jednocześnie pisząć do Kate sms-a z zapytaniem jak jej mija pierwszy dzień w pracy, u boku Mścicieli. Odpowiedź dostaję praktycznie po chwili: DOSTAŁAM SIĘ!!! TO SPEŁNIENIE MOICH MARZEŃ! I ROZMAWIAŁAM Z DOKTOREM BANEREM!!! PAMIĘTAJ ŻEBY ŁADNIE SIĘ UBRAĆ! Niemal słyszę euforię z jaką to napisała, odpowiadam: WYGRAŁAŚ :).
Reszta dnia mija dość szybko. Pewnie dlatego, że głowę mam zajętą myślami. Na przerwie obiadowej usiadłam z Jules. Tak jak myślałam jest artystką i tak jak ja ogromną fanką wygodnych trampek i rocka. Mieszka w akademiku w centrum, ale na weekendy jeździ pociągiem do domu. Miałam też rację co do rysunków, pokazała mi szkice, które robiła na lekcji. Wymieniłyśmy się numerami telefonów i playlistami na Spotify.
Po skończonych zajęciach pojechałam taksówką prosto do Café&Donut. Nie było mnie tam przez całe ferie. Pierwsze co widzę po wejściu do środka to Lindę obróconą do mnie chwilowo plecami. Uśmiecham się szeroko widząc ją po tak długim czasie. Do głowy natychmiast wpadł mi spontaniczny pomysł. Zakradłam się do niej cicho, po czym objęłam w pasie. Wzdrygnęła się i gwałtownie odwróciła w moją stronę.
- Alex! Aleś mnie wystraszyła! - mówi z wyrzutem, głośno wciągając powietrze, ale w niecałą sekundę na jej ustach pojawia się serdeczny uśmiech.
- Też cię kocham - wołam kierując się już na zaplecze, żeby odstawić swoje rzeczy i przebrać w firmowe ubrania.  Po chwili dołączam do niej na kasie. Mimo iż lokal nie jest zbyt wielki, klientów nigdy nie brakuje, dlatego też praktycznie zawsze sprzedają dwie osoby.
- Jak tam w szkole? - pyta gdy obsłużyliśmy wszystkich - Jakieś zmiany? - Linda jest dla mnie jak mama, kocham ją za to, że potrafi wysłuchać, a jeszcze bardziej za to, że mnie rozumie i wspiera.
- Właściwie to niewiele, pani Hollen jest na macierzyńskim, więc będę kończyć godzinę szybciej.
- Wiesz, że nie o to pytam. Są jacyś przystojniacy? - pyta z zawadiackim uśmieszkiem, na co odpowiadam śmiechem.
- Trafił się jeden. Wygląda na sportowca, ale raczej jest już zajęty - uśmiecham się krzywo na myśl o wytapetowanych dziewczynach - za to poznałam nową koleżankę. Mamy ten sam gust muzyczny i zamiłowanie do tenisówek.
- To wspaniale! Zaproś ją kiedyś, żebym mogła ją poznać.
Nasza rozmowa nie trwa długo, bo drzwi się otwierają i pojawiają się nowi klienci, ale cieszę się, że mogłam się tym z nią podzielić. Jak zawsze gdy kończę swoją zmianę, żegnam się z Lindą i idę na przystanek autobusowy. Jak zawsze mówi mi żebym na siebie uważała, bo na dworze jest już ciemno, a okolica po zmroku nie należy do najbezpieczniejszych. Nie przejmuję się tym bardziej niż zwykle. Już jako dziecko uczęszczałam na zajecia z samoobrony. Idę chodnikiem wdychając chłodne powietrze, w uszach mam słuchawki, a w nich ,,Pick your poison" z playlisty Jules. Po jakiś 15 minutach docieram do centrum. Jedynie o tej porze można nie zastać tu praktycznie nikogo. A jednak. Po drugiej stronie ulicy dostrzegam sporą grupę ludzi, stojących pod muzeum. W pierwszej chwili nie poświęciłam im zbyt wiele uwagi, lecz im dłużej czekałam na autobus tym bardziej zastanawiałam się o co chodzi.
- ,,Może to jakieś przedstawienie, nocna wycieczka i zwiedzanie muzeum, a może komuś coś się stało" - w ułamku sekundy w mojej głowie pojawiały się nowe myśli. Autobus nie nadjeżdża, prawdopodobnie jak zwykle się spóźni. W końcu ciekawość wzięła górę i postanawiam pójść tam i dowiedzieć się o co chodzi. Wyjęłam z uszu słuchawki po czym podeszłam do kobiety stojącej najbardziej z tyłu i delikatnie poklepałam ją po ramieniu, żeby zwrócić jej uwagę.
- Przepraszam, co się dzieje?
Zanim zdążyła cokolwiek z siebie wydusić z budynku wyszedł dziwnie ubrany, czarnowłosy mężczyzna ze złotą włócznią w dłoni.
- Na kolana!! - krzyknął z taką furią, że każda cząstka mojego ciała wzdrygła się na ten dźwięk. Większość ludzi sparaliżowana strachem, bez większego namysłu wykonała rozkaz. Jeden po drugim posłusznie przed nim klękają. W niecałe 10 sekund na placu stoją już tylko dwie osoby, z czego jedną z nich jestem ja, a drugą agresywny czarnowłosy. Jestem coraz bardziej przekonana, że nie jest on aktorem, a to wszystko nie jest żadnym przedstawieniem. Czuję na sobie zimny i surowy wzrok wywiercający dziurę w mojej twarzy. Ktoś ciągnie mnie za rękaw, ale stoję jak wryta w miejscu, stawiając mu opór, aż odpuszcza. Wrogo nastawiona postać zmierza w moją stronę, a klęczący ludzie rozstępują się przed nim jak Morze Czerwone. Wszystko to dzieje się w ciągu kilku sekund. Serce bije mi coraz szybciej i nie mam pojęcia co robić ani co się stanie. Wysoka sylwetka mężczyzny stoi już przede mną.
- Nie usłyszałaś co powiedziałem? - mówi tak oschle, że aż muszę przełknąć ślinę. W jego głosie słychać pogardę i wyższość, głównie wyższość.
- Nie uklęknę przed tobą.. - mój głos trochę się załamał na co mężczyzna uśmiechnął się szeroko.
- To się akurat jeszcze okaże - włócznię, na której końcu znajduje się niebieski kamień, emitujący jasne światło, zbliżył do mojej klatki piersiowej. W tym samym momencie w mojej głowie zapanował chaos. Moja czaszka wydawała się pulsować i ściskać. Miałam już wcześniej poważne migreny, ale nigdy wcześniej nie czułam takiego bólu. Jestem pewna, że pod jego wpływem krzynęłam. Złapałam się za głowę, jakbym próbowała uciszyć hałas. Czułam jakby ktoś na siłę próbował wejść do mojego mózgu i przejąć tam kontrolę, a w tym momencie właśnie wywarza drzwi. Staram się z tym walczyć, skupiam myśli na pozytywnych wspomnieniach.
- Wynoś się! - obraz zaczyna mi się zacierać, wszystko jest za mgłą, jakbym oślepła. Nie widzę czarnowłosego, ale czuję, że nie odpuszcza i mocniej dociska berło. Jestem przekonana, że mój mózg stoi w płomieniach, każdy najmniejszy nerw. Szczypią mnie oczy, czuję, że łzy płyną z nich jak potoki w górach, ale nie mogę nad nimi zapanować. Zaczynam tracić kontrolę, na szczęście nie przejmuje jej berło, to moje ciało po prostu.. mdleje. Zielone oczy - to ostatnie co widzę zanim urywa mi się film.

 Zielone oczy - to ostatnie co widzę zanim urywa mi się film

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.
Obie stronyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz