Loki
Chwytam tracącą przytomność, dziewczynę, zanim jej twarz dosięgnie ziemi. Klęczący wokół mnie tłum jest przerażony, co nie ukrywam sprawia mi ogromną przyjemność. Zrobiłbym jeszcze małą zadymę, ale mam już wszystko czego potrzebuję, a niedługo zjawią się tu Avengers. Na spotkanie z nimi przyjdzie jeszcze odpowiednia pora. Z wiodką buntowniczką na rękach, zostawiam zdezorientowanych ludzi i wracam do muzeum, z którego tylnim wyjściem udaję się na parking, gdzie czekają już moi ludzie.
- Wszystko idzie zgodnie z planem - informuje kierowca.
- Doskonale, wracamy do bazy - niebieskooki mężczyzna natychmiast uruchamia silnik i rusza prosto do kryjówki. Wciąż nieprzytomna dziewczyna leży na tylnich siedzeniach. Nie mam pojęcia kim jest i najchętniej od razu bym się jej pozbył, ale muszę dowiedzieć się, jak odparła moc berła. Do tej pory ludzie nie stanowili dla mnie problemu, lecz jeśli są do tego zdolni, nie uzbieram odpowiednio licznej armii.
- "Byłem przekonany, że są słabi" - ta myśl zaczyna mnie niepokoić.
Od razu po przyjeździe przekazuję dziewczynę pod opiekę doktor Shelly, żeby jak najszybciej zbadała, dlaczego berło na nią nie zadziałało, a sam udaję się do laboratorium gdzie tak jak się spodziewałem, zastaję profesora Erica. Dzisiaj w muzeum zdobyłem klucz do broni, która umożliwi mi przejęcie władzy nad Midgardem, a w późniejszym czasie, nawet nad resztą światów. Przy pomocy berła i tesseraktu będę w stanie otworzyć portal i wpuścić czekającą po drugiej stronie armię Chitauri, o której Avengers nie mają pojęcia. To będzie początek ich srogiej porażki.Alex
Świadomość powoli do mnie wraca. Leżę z zamkniętymi oczami, jeszcze jakby wpół śnie. Szumi mi w głowie. Jakaś część mnie wciąż łudzi się, że to po prostu jakiś zupełnie zwariowany, zły sen. Takie rzeczy nie dzieją się normalnie i tym bardziej nie przytrafiają się zwykłym ludziom.
Słyszę uderzanie obcasów o podłogę i towarzyszącą im cichą rozmowę, jakby toczyła się za ścianą.
- Przeprowadziliśmy już badania krwi, wszystko jest w normie, nie wykazały też niczego nadzwyczajnego - mówi nieco piskliwy, jednak wciąż stanowczy, kobiecy głos - Jesteśmy w 100% pewni, że nie posiada żadnego genu mutacji. Zgromadziliśmy też informacje na temat ostatnich 3 lat..
- Trzech?! Macie znaleść informacje na temat całego jej życia! - przerywa jej mężczyzna.
- Wciąż szukamy czegoś więcej, jednak sporej ilości danych nie ma w systemie - tłumaczy się kobieta. W tym momencie wiem już, że nie śnię i koniecznie muszę się dowiedzieć co to za miejsce i kim są ci ludzie. Otwieram wreszcie oczy. Sala, w której leżę jest pusta i wygląda jak szpitalny pokój. W całym pomieszczeniu święci się tylko jedna lampka nocna, stojąca na szafce obok mojego łóżka. Próbóję wstać jednak mój ruch blokuje biały pas, zapięty na moim brzuchu. Ostrożnie odpinam rzep po czym powoli wstaję i boso kieruję się do wyjścia. Mam na sobie te same ubrania co wczoraj, jedynie moja, skórzana kurtka wisi na krześle, a trampki leżą obok. Biorę wdech i lekko uchylam drzwi. Rozglądam się, jednak nie dostrzegam nikogo na korytarzu. Z lewej strony słyszę czyjeś kroki, więc szybko i bezszelestnie kieruję się w prawo. Ostrożnie stąpam po zimnej posadzce, co jakiś czas oglądając się za siebie. Sprawdzam czy nikt mnie nie zauważył. Na końcu korytarza dostrzegam drzwi podpisane "hala szkoleniowa" i słysząc za sobą coraz głośniejszy stukot obcasów, postanawiam tam wejść. Jednak nie spodziewałam się tego co ujrzałam w środku. Oczekiwałam raczej projektora, rzutnika i stołu z krzesłami dookoła, zamiast tego ujrzałam połączenie strzelnicy, ringu bokserskiego i siłowni. Podeszłam do półki z bronią i wzięłam jeden z pistoletów. Dzięki ojcu wiem jak się nim posługiwać. Był policjantem i troskliwym rodzicem, ale niestety zginął w strzelaninie. Zastrzelił go ktoś z gangu narkotykowego w Nowym Meksyku. Obiecałam wtedy sobie i jemu, że nigdy nie odbiorę nikomu życia. Otwieram magazynek, broń jest naładowana. Napawa mnie to jeszcze wiekszym niepokojem. Rozglądam sie po otoczeniu. Na ścianie wiszą komplety noży i sztyletów, a obok nowoczesne łuki i strzały. Tarcze do nich stoją rozmieszczone naprzeciwko. Praktycznie na wszystkim widnieje nie znany mi symbol, przedstawiający coś na kształt węża. Pomieszczenie nie ma okien, a ściany są szare. Jedyne źródło światła stanowią lampy przy każdym stanowisku.
Nagle drzwi z hukiem odbijają się od ściany.
- Tu jest! - krzyknął uzbrojony mężczyzna mierząc we mnie z napiętego łuku - odłóż broń, a nikomu nic się nie stanie!
Przypomniałam sobie, że w ręku wciąż trzymam naładowany pistolet. W tym momencie do pomieszczenia weszła ciemnowłosa kobieta w białym fartuchu labolaroryjnym, a zaraz za nią dziwnie ubrany gość spod muzeum, sprawca całego zamieszania.
- Odłóż to, bo jeszcze zrobisz sobie krzywdę - powiedział z kpiącym uśmieszkiem.
- Gdzie jestem i kim wy jesteście? - zapytałam lekko panikując.
Podszedł powoli zwracają się do mnie w tym samym czasie:
- Gdzie moje maniery? Nazywam się Loki, Loki Laufeyson, bóg kłamstwa i oszustwa - przy ostatnim wyrazie wyciągnął mi z ręki pistolet po czym chwycił ją i uścisnął. Poczułam, że w tym momencie także powinnam się przedstawić, ale wydaje mi się, że już wiedzą o mnie znacznie więcej niż bym tego chciała.
- To jest doktor Loa, a ten.. - przerwał na chwilę, najpewniej próbując przypomnieć sobie imię - on tylko wykonuje rozkazy. Znajdujesz się w naszej bazie, w części badawczej i treningowej - uśmiechnął się - Skoro już jesteśmy przy temacie, ja też mam do ciebie kilka pytań, więc jeśli pozwolisz.. - wskazał ręką na drzwi.
Pomimo oporów zostałam eskortowana do, dla odmiany, jasnego pomieszczenia. Znajdowało się w nim łóżko przypominające fotel dentystyczny z tym, że obok, na stole zamiast wierteł, znajdował się wariograf - maszyna do wykrywania kłamstw. Pierwszy raz miałam z takim styczność gdy w wieku pięciu lat, ojciec zabrał mnie ze sobą do pracy. Nie robił tego często, ale bywały sytuacje, w których nie mógł zostawić mnie samej w domu. Siedziałam za lustrem weneckim i przyglądałam się jak tata przesłuchiwał złodzieja. To dziwne, że rzekomy bóg kłamstwa korzysta z takich narzędzi. Ciemnowłosa kobieta kazała mi usiąść po czym poprzypinała do moich palców, ręki i klatki piersiowej różnorakie kable.
- Gotowa? - nie czekał na odpowiedź - no to zaczynamy. Na początek się przedstaw.
- Nie mam zamiaru odpowiadać na twoje pytania, nadal nie wiem gdzie jestem i dlaczego i kim ty jesteś i co chcesz mi zrobić..
- Dosyć. Odpowiedziałem ci już kim jestem i wiesz już wszystko co powinnaś wiedzieć. A teraz powiedz mi jak się nazywasz i jak oparłaś się mocy berła.
- Nazywam się Alex Retsof i nie mam pojęcia jak powinno działać to twoje "berło", ale na pewno mnie nim skrzywdziłeś - widzę jak lekarka zapisuje coś w zeszycie.
- Gdyby zadziałało nie czułabyś nic, a ja byłbym w stanie tobą kontrolować.
Powiedział to z takim opanowaniem, a we mnie coraz bardziej wzrastało przerażenie.
- Kim.. ty jesteś?
- Loki Laufeyson, książę Asgardu, prawowity król Jotunheimu, przyszły władca Midgardu oraz wkrótce, również i nareszcie całej reszty światów.
- Asgardu..? To z mitologii nordyckiej..
Pani Hollen opowiadała o tym na pierwszym roku, ale to przecież tylko mity. Ile Zeusów, Odynów i innych Jowiszy można spotkać codziennie na ulicach NY. Może Loki ma problemy psychiczne i obsesją na punkcie nordyckich bożków i uciekł z jakiegoś domu dla obłąkanych. Cały jego strój wygląda jak cosplay jakiejś postaci z gry. Tylko dlaczego mnie porwał? I co to za cała organizacja i ci wszyscy ludzie?
A Kate na pewno się martwi. Nie odbieram telefonu, nie przyszłam na spotkanie. Do tego czasu już bym była w domu. Co mnie podkusiło, żeby w ogóle odejść od tego przystanku..
CZYTASZ
Obie strony
FanfictieCharyzmatyczny bożek kłamstw i nastolatka z Nowego Yorku. Jak złączyły się ich historie i jak na siebie wpłynęły? Czy mogą zdradzić sobie sekrety, które oboje skrywają?