Rozdział I

18 2 4
                                    

Rok 850r.
VII Listopada, godzina 6:30

Kon'nichiwa nazywam się Wendy Shutt jestem tymczasową kadetką w korpusie zwiadowczym, jestem nie śmiałą dziewczyną, i boję się wszystkich swoich przełożonych, a już najbardziej Kapitana Levia, diabeł z piekła, właśnie za chwilę miałam mieć z nim trening...

Wstałam z łóżka, i przetarłam swoje zaspane oczy moimi rękoma, podeszłam do szafy z mundurkami, którą dzieliłam jeszcze z trzema osobami, była to Sasha, Christa, oraz Mikasa.
Wszystkie miałyśmy piętrowe łóżka, ja dzieliłam łóżko wraz z Mikasą Ackermann, ona spała na górze, a ja na dole.
O dziwo dzisiejszego zimnego ranka jej nie było, za to Shasha, wraz z Christą spały jak zabite, a już za 20 minut miałyśmy się pojawić na treningu, z racji, że Kapitan Levi jest oschłą osobą nie zna litości, także lepiej się nie spóźniać na jego treningi. Ostatnio jego ofiarą był Jean znany całemu oddziału jako końska morda, w jego przypadku spóźnienia Kapitan kazał mu biegać 5o okrążeń wokół pobliskiego lasku, nie był taki mały więc Jean nazwał Kapitana jako tutejszego kata.

Postanowiłam obudzić dziewczyny, było to masakrycznie trudne, ponieważ naprawdę wyglądały jak martwe, obawiałam się że do naszego wejdzie któryś z przełożonych nas obudzić. W tamtej słyszałam jak ktoś stoi przy drzwiach, na moje szczęście była to Mikasa.

M- Wendy dobrze, że wstałaś trzeba obudzić dziewczyny, ponieważ już inni kadeci powoli się zbierają, a i załóż coś cieplejszego jest tragicznie zimno, teraz właśnie wróciłam bo bluzę.

W- Dziękuje Mikasa, że mówisz! Ale z dziewczynami będzie problem nie mogę ich obudzić-

powiedziałam to zestresowana tym, że się spóźnimy, ale wtedy podeszła do mnie Mikasa, i zaczęła najpierw szturchać mocno Shashę, wtedy dziewczyna automatycznie się zbudziła ze swojego snu, po krótkiej chwili rozbudziła się, i Christa, gdy oba śpiochy się obudziły, Mikasa wyszła z pokoju i pokazała mi znakiem rąk żebym też poszła, ale ja postanowiłam poczekać na Sashe, oraz Christe, nie zważając na to, że do treningu zostało 5 minut... ale myślę, że Kapitan nie wyżyje się na nas, o to jak się spóźnimy te dwie minuty.

Po trzech minutach wszystkie byłyśmy już ciepło ubrane, tak też wyszłyśmy z pokoju do którego zapewne wrócimy dopiero po kolacji.

S- Wendy proszę zamkniesz drzwi? A ja z Christą już pójdę chce zajrzeć w ciągu tej minuty jeszcze na jadalnie... ja bez śniadania nawet małego nigdzie nie pójdę! Chyba że idziesz z nami?

W- Radzę nie Sasha, mamy trening z Kapitanem! I tak już jesteśmy dwie minuty spóźnione...

S- Aleeee Wendyy! Thhh dobra ale idziesz idziesz z nami prosto po treningu! Zgoda?

W- Jasne

Tak też wynegocjowałyśmy, że pójdziemy prosto na trening, biegłyśmy przez długi korytarz tak szybko jak tylko umiałyśmy, po drodze ja zaliczyłam małą wpadkę, otóż nie mogło się obejść bez tego abym się wywaliła na podłogę. Jestem wrażliwą osobą, i to jak się wywaliłam bolało jak nie wiem co, potknęłam się o własne nogi, finał tego był taki, że z moich oczu poleciały słone łzy.
Ale szybko wzięłam się w garść, i z bólem nogi dogoniłam dziewczyn.

Wyszłyśmy z budynku, i odrazu przeleciała nas gęsia skórka z zimna, faktycznie na dobrze wiało lodem, jak widać kapitan to wykorzystał, i ujrzałam jak wszyscy ćwiczà walkę wręcz, zajebiście
noga mnie napierdziela, jest zimno, a Kapitan robi walkę wręcz...
W tamtym momencie gdy tak myślałam poczułam na całym ciele surowy wzrok Kapitana Levia, dziewczyny najwyraźniej również, ponieważ stały jak oślepione, ale może w sumie to z zimna...?
Wtedy Kapitan podszedł do nas my szybko zasalutowałyśmy jak należy, odziwo Kapitan nie był dzisiaj taki straszny, ponieważ tylko kazał nam dołączyć do ćwiczeń, bynajmniej im.
Każdy miał już swoją parę, tylko ja ta jedna szara myszka skończyła sama..., sama z Kapitanem

| Levi x oc/reader | Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz