Rozdział 1

16 3 3
                                    

Jest środek tygodnia, godzina 1:03, jutro szkoła, a my dopiero wychodzimy z lotniska. Biorę większość bagaży od mojego zaspanego rodzeństwa i kieruje się w stronę taksówki, pukam w szybkę, a kierowca otwiera okno - Dobry wieczór, czy dało by radę zawieść trójkę zaspanych nastolatków do North Rifthwood* na Warthone street*? - spytałam nachylając się - Dobry wieczór Panience, jasne, jasne proszę wsiadać - odpowiedział starszy mężczyzna uśmiechając się do mnie. 

Poszłam po moje ledwo stojące rodzeństwo i bagaże - Vi, Connor już jedziemy do domu, chodźcie - Wzięliśmy swoje bagaże i załadowaliśmy do taksówki po czym do niej wsiedliśmy. - Może Panienka powtórzyć kierunek podróży? - spytał zakłopotany - North Rifthwood, Warthone street - powtórzyłam i na końcu uśmiechnęłam się do starszego mężczyzny, on tylko coś wyklikał w mały komputerek i ruszyliśmy. Odwróciłam się do młodszego rodzeństwa, aby się ich spytać jak się czują i czy im coś nie trzeba, ale oni już spali..albo przynajmniej zasypiali. 

- Państwo pierwszy raz? - Spytał mężczyzna, widać było, że dorabia sobie. Miał już siwe włosy i brodę, dziadziunio jak się patrzy, któremu nudzi się w domu i musi coś ze sobą zrobić, bo nie wytrzymuje tej ciszy po stracie żony. - Nie, wracamy po bardzo długiej przerwie..wreszcie - odpowiedziałam grzecznie. - A wy to nie przypadkiem dzieci Pani Smith? Tej reżyserki? - zapytał cicho. Westchnęłam - Tak to my, dzieci Margaret Elizabeth Smith - odpowiedziałam z lekką irytacją.

Takie pytania już serio mnie wkurzają. Rozumiem wszystko, ale co komu do tego? I tak nie damy mu autografu ani nic, bo nie nosimy autografów naszej matki no, bo po co? Nie rozumiem takich ludzi, ale to chyba przez to,  że jestem z bardziej znanej i zamożnej rodziny. No cóż, trudno. 

Przez następne pięćdziesiąt minut mężczyzna opowiadał mi co się tutaj zmieniło. Fakt, na początku było to bardziej nudnawe, niż interesujące, ale potem mężczyzna zaczął mówić, że powstały jakieś gangi, miasteczko lekko opustoszało i miejsca w których mniej więcej te "gangi" się zapuszczają. 

*** 

- Dziękujemy Panu za podwózkę i za te ostrzeżenia oraz nowinki. Dobrej nocy - uśmiechnęłam się i podałam facetowi pieniądze plus napiwek. - Dziękuję i nawzajem, niech Państwo na siebie uważają, to już nie to samo miasto co kiedyś - zabrał z mojej ręki pieniądze i schował do szufladki. Zamknęłam drzwi, a taksówka po chwili zniknęła za rogiem. 

Popatrzyłam na nasz stary dom i nie dowierzałam, moje rodzeństwo chyba też. Ten dom był jeszcze lepszy niż trzy lata temu. Cały odnowiony z większym ogródkiem i podjazdem. Co się stało? Czyżby tatko wygrał w totka? 

- Tata chyba sprzedał nerkę - powiedział szatyn stojący obok mnie. - Idioto jak by sprzedał nerkę to nawet by nas tu nie zapraszał. Poleciałby bez ciebie do jakiś ciepłych krajów i powiedział "spierdalaj gnojku" - powiedziałam zmęczona, podniosłam bagaże i weszłam na podwórko, a za mną moje rodzeństwo. Rozejrzałam się dookoła siebie. Boże jak ślicznie to teraz wygląda. 

Wcześniej podwórko było małe zaledwie dawny ogródek mamy, płot porysowany rysunkami małych dzieci i wydarta trawa w niektórych miejscach, a teraz? Duża posiadłość z podświetlanym biało-czarnym domem, zadbany ogródek jak nigdy i śliczne ścieżki prowadzone przez cały teren, a to do altanki, a to do grill'a, a to gdzieś tam. 

Stanęłam przed drzwiami, wyciągnęłam klucze i odwróciłam się do rodzeństwa. - Słuchajcie, tata śpi więc macie być cicho, gdyby się obudził i wziął wazon do ręki to spokojnie, okej? - dopytałam, Connor przewrócił oczami, a Vi cicho zachichotała. Odwróciłam się w stronę drzwi, włożyłam klucze do zamka i otworzyłam je po czym weszłam, a za mną moje rodzeństwo. 

Zapaliłam światło w holu i nas wszystkich zmroziło. - Kim Pani jest?! - krzyknęła moja siostra. Przed nami stała średniego wieku kobieta okryta cienkim szlafrokiem w kapciach. Było widać, że kobieta jest zmęczona, jej siwo-blond włosy były potargane, a  oczy podkrążone. - Ki..Kim wy jesteście?! - krzyknęła przerażonym tonem. Mój brat zrobił krok do przodu, żeby obronić mnie i moją siostrę w razie potrzeby.

- Czego Pani je- przerwał momentalnie i zrobił duże oczy patrząc na schody. - Tato? - spytał podejrzliwie. - Tak to ja, synku - powiedział szczęśliwy wysoki mężczyzna schodząc ze schodów rozkładając przy okazji ręce. Connor rzucił się w stronę na ojca, po chwili ja i Vi zrobiłyśmy to samo nie zwracając uwagi na kobietę stojącą obok w szoku. 

- Tak mi was wszystkich brakowało! - powiedział głośno nasz tata i ścisnął nas. - Nam ciebie też - dodał szczęśliwie szatyn. 

*** 

- Ash obudź się - słyszałam chrapliwy głos jakiejś osoby, otworzyłam lekko oczy i ujrzałam mojego brata. Mój brat ma na imię Connor i jest nawet wysokim chłopcem, ponieważ ma metr siedemdziesiąt osiem centymetrów wzrostu w wieku piętnastu lat. Ma błękitne oczy i brązowe rozczochrane włosy. Mój brat wygląda uroczo, co fakt to fakt. - Tata chce z nami pogadać - dodał. 

Wstałam do siadu, przetarłam oczy i rozciągnęłam się. Sięgnęłam po telefon. 6:02. Boże, po co? Odkryłam się i poczułam delikatny chłód, którego tak nie znosiłam. Obejrzałam się dookoła i zobaczyłam jak wygląda mój pokój, tym razem gdy jest jasno i nie jestem, aż tak zmęczona. 

Pokój był duży, znajdował się na piętrze. Pokój ma dwie białe ściany i dwie czarne, na jednej czarnej ścianie są duże lustra, a na drugiej białe pułki z jakimiś pierdółkami. Łóżko stoi między oknami po lewej stronie od wejścia. Koło łóżka są dwa małe nocne stoliki, a koło jednej jest toaletka. Przed łóżkiem na ścianie wisi duży telewizor, a obok telewizora stoi beżowe biurko i czarno biały fotel. Na biurku stoi czarna lampka i mój MacBook. Na końcu pokoju znajdują się dwie białe drzwi. Jedno prowadzi do garderoby, a drugie do toalety. Cały pokój jest podświetlany led'ami do których oczywiście mam pilota. 

Poszłam do garderoby i szczerze się zdziwiłam wszystkie moje ubrania które tutaj zostawiłam były na wieszakach, a buty na pułkach. Jedynie moja torba i dwie duże walizki były postawione na środku i czekały, aż je rozpakuje. Przebrałam się w czarny top i jeansową czarną kurtkę oraz czarne jeansy z dziurami oraz wysokim stanem. Miałam już wychodzić, ale zapomniałam o stopkach, chwyciłam jakieś białe skarpetki i założyłam je. Stanęłam przed dużym lustrem i zrobiłam koka spinając odstające włosy wsuwkami. Szybko pomalowałam się. - Dobra, potem to poprawie - powiedziałam do siebie i wyszłam z pokoju. Zeszłam na dół i zobaczyłam jak wszyscy siedzą przy stole jedząc śniadanie. 

- Dzień dobry moje czarne słonko - przywitał mnie miło tata. Przynajmniej sądzę, że to miało być miłe. - Musimy porozmawiać, siadaj

___ 

North Rifthwood* - Jest to moje wymyślone miasteczko, nie chciałam używać realnych nazw miast, ponieważ nie wiem jak one wyglądają, ani nic. Więc mam nadzieje, że was nie uraziłam tym :)) 

Warthone street* - Ulica na której będzie mieszkać moja bohaterka, oczywiście też jest wymyślona :)) 


***

Hej moje żabki. Mam nadzieje, że komuś się spodoba tej rozdział pomimo, że jest nudny :') 

Pozdrawiam cieplutko x
 

*** 

Gdyby kogoś interesowało: 

Słów: 1142



Bez ciebie się (nie) daOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz