Powoli zeszłam z trzech ostatnich schodków i usiadłam koło Vi. Nałożyłam na talerzyk jajecznice i dwa plastry bekonu, po czym nalałam kawy do kubka z naklejką Barbie. - Więc? O czym chcieliście z nami porozmawiać? - spytałam, spoglądając na ojca.
- Więc...Connor, Olivia i Ashley to jest moja partnerka Megan Salvatore. Znamy się od dwóch lat i ośmiu miesięcy oraz mieszkamy ze sobą od dłuższego czasu. Megan jest z zawodu lekarzem. Prosiłbym, aby każde z was było miłym dla Megan - oznajmił i spojrzał się na naszą trójkę lekko się pochylając do przodu i kładąc łokcie na stół. - Dobrze? - spytał bardziej poważnym głosem. - Spoko - odpowiedział Connor podnosząc głowę i uśmiechając się, po czym włożył do buzi dużą porcję jajecznicy. - Vi, czy to jest dla ciebie jasne? - spytał, lekko mrużąc oczy.
Dziewczyna patrzyła chwile na kobietę, po czym odrzekła - Tak, jasne. Ale dla jasności - przerwała i popatrzyła się na Megan - Nie jedz mi misio żelków, okej? - skończyła i wszyscy zaczęli się śmiać.
- No co?! - spytała poważnie. - W markecie były dwa pudełka w promocji, nie chce aby ktoś je jadł - oznajmiła. Kobieta skończyła się śmiać i spojrzała rozbawiona na dziewczynę. Szczerze, ogarnięta wyglądała miło i ładnie. - Jasne, zapamiętam - uśmiechnęła się i sięgnęła po kubek, po czym wzięła spory łyk napoju.
Co jak co, ale głos też miała milszy. Po wczorajszym, a bardziej dzisiejszym wydarzeniu przejęła się chyba swoim wyglądem, jest jeszcze opcja, że wystroiła się tak dla nas...Albo dla ojca. Wzięłam jedzenie do buzi i przeniosłam mój wzrok na mego ojca. On chyba wywiercał mi dziurę w policzku przed chwilą, przełknęłam jedzenie i spojrzałam się znudzona na niego. - Tak, dobrze. Przestań mi robić dziurę w czole, bo Ci tu zejdę - Syknęłam, a ojciec się tylko zaśmiał i spojrzał na Megan.
- Na nasze szczęście mamy Megan - uśmiechnął się do kobiety i złapał ją za rękę. Nie wiem dlaczego, ale chciałam puścić pawia.
***
- Po co mi hełm? Po co mi hełm?! No hmmm..Może dlatego, że w New Yorku prawie wpadliśmy pod ciężarówkę PRZEZ CIEBIE?! - podniósł głos podkreślając, że to przeze mnie. - Connor czy ty przestaniesz w końcu pajacować i zacząć słuchać?! - przerwałam mu. - Pan Policjant stwierdził, że to była wina kierowcy ciężarówki. - powiedziałam stanowczo, odwracając się do chłopaka, on tylko zdjął kask i coś powiedział pod nosem.
Odpaliłam mojego czarnego matowego mustanga i ruszyliśmy. Całą drogę po części podziwiałam jak to miasto bardzo się zmieniło przez te lata mojej nieobecności. Ulice pomimo, że była 7:47 była mało zatłoczona. Szczerze? Lubię jak tak jest.
Po 15 minutach staliśmy już na parkingu szkoły zamknęłam oczy i uspokajałam moje myśli. Wdech i wydech, wdech i wydech. - Słuchajcie, ja wiem, że - przerwałam, gdy usłyszałam tylko trzaśnięcie drzwiami. Nastała cisza, ale szybko moje myśli je przerwały. Czy do kurwy nędzy muszą trzaskać tymi cholernymi drzwiami?! Mam tu wygłosić mój monolog i pokazać, że jestem dobrą siostrzyczką, a oni tak po prostu wychodzą trzaskając drzwiami! Ehh nastolatkowie.
Wysiadłam szybko z Mustanga i zamknęłam go kluczykami. Poprawiłam włosy i okulary w lusterku i podbiegłam do rodzeństwa, które szło w stronę wejścia. Chyba wszyscy się na nas gapili, ale jakoś mnie to na razie nie interesowało. - Dobra, małolaty. Proszę was, aby nie było przypału dzisiaj, dobra? - spytałam lekko dysząc. - Spoko siostra, a ty nie rób z siebie dziwki dzisiaj. - powiedział z cwaniaczkowym uśmiechem po czym wybuchli śmiechem z moją siostrą.
- Ej! To, że dali mi za małą spódniczkę w tamtej szkole i pół szkoły lampiło się na mój tyłek to nie moja wina! - krzyknęłam oburzona i zatrzymałam się. Oni tylko przybyli sobie piątkę i weszli do szkoły śmiejąc się ze mnie. Dopiero teraz zauważyłam, że nie wzięłam plecaka. Wracałam do samochodu przeklinając ich pod nosem.
CZYTASZ
Bez ciebie się (nie) da
Ficção Adolescente~ Wreszcie wracam do mojego rodzinnego miasta, a ze mną moi starzy znajomi, szkoła i ja. Lecz jedyną nową rzeczą, która jest tutaj istota jest ten tajemniczy chłopak. Czy wywróci mój świat o sto osiemdziesiąt stopni? Czy jakkolwiek wpłynie na moje...