Rozdział 2

6 1 0
                                    

  Na ulicy było wielu ludzi, tłum nie miał się jeszcze czasu rozejść, więc trudno było przedostać się gdziekolwiek nie zostając przy tym poobijanym czy potrąconym.

  Risa zdawała się tym jednak nie przejmować, zmierzała zwinnym krokiem sprytnie omijając przepychających się w każdą stronę ludzi.

  Gdy dotarła na miejsce wcześniejszego zamieszania nie zatrzymała się, nie miała po co. Szła dalej skręcając w jedną z mniej zatłoczonych pobocznych uliczek, na tyle wąskich, że nie przejechałby przez nie jeździec na koniu, na tyle szerokich by mogli się na niej wyminąć, idący w przeciwnych kierunkach ludzie.

  Idealne by kogoś zgubić.

  Drzwi, a właściwie wnęki zastawione ewidentnie ręcznie stworzonymi drzwiami z desek rożnego pochodzenia, w połączeniu z ogólną gęstością małych, postawionych jeden obok drugiego domków wśród labiryntów miejskich uliczek nadawały się idealnie do szybkiego ukrycia.

  Przynajmniej w nocy.

  Pokonując kolejne zakręty Risa wyszła w końcu na nieco szerszą ulicę. Ta była już wyłożona kamieniami jednak nie tak równymi jak ta przy której stała restauracja. Było tu też znacznie spokojniej. Budynki stały w odstępach, a nie jeden na drugim jakby miały zamiar zjeść siebie nawzajem.

  Tu dało się oddychać.

  Risa podeszła do jednego z tych oddychających, jak zwykła je nazywać, budynków. Nie weszła jednak przez otwarte frontowe drzwi, skierowała się ku tylnej części, w której znajdował się niewielki ogródek ziołowy.

  Przeszła przez furtkę zamontowaną w kamiennym płocie i skierowała się do zbitego z desek składzika. Wyjęła z niego wiadro i zaczerpnęła wody ze stojącej obok sporej beczki.

  W panującej w ogródku ciszy, zabrała się za podlewanie niektórych roślin.

  - Wróciłaś już dziewczyno? - W tylnich drzwiach budynku stał starszy mężczyzna. Łysina gościła na znacznej części jego głowy, znalazło się na niej jednak wystarczająca ilość białych włosów by mógł zapleść sobie z nich dość długi warkocz z tylu głowy. Jedną ręką opierał się o framugę, a drugą gładził swoją dziś nie ułożoną brodę, przeważnie zaplątał ją, jak swoje włosy, w warkocz, tym razem jednak wydawał się nie mieć na to ochoty.

  - Mmm. - Mruknęła jedynie w odpowiedzi Risa.

  - Stało się coś? - Staruszek postanowił spróbować się dopytać.

  Risa wciąż nie podniosła głowy, nie racząc go nawet spojrzeniem, skupiając się jedynie na rosnących przed nią ziołach i ilości wody w wiadrze.

  - Zamieszanie. - Skomentowała jednym słowem, wiedząc że będzie tu stał dopóki mu jakkolwiek nie odpowie.

  - Zamieszanie? - Staruszek zdziwił się i zamyślił. Po chwili zdał sobie przypomnieć co takiego mogło się wydarzyć. - Ahh, córka Hierarchy wraca dziś z tej swojej szkoły. Ludzie faktycznie zdawali się o tym wspominać za każdym razem kiedy tu po coś przychodzili. Pfu, co za teatrzyk. Niech lepiej zajmą się swoimi życiami, a nie ciągle wychwalają tą dziewczynę. - Spojrzał się na Risę, która nieprzerwanie zajmowała się podlewaniem.

  - Co? Nic więcej nie powiesz?

  Risa, charakterystycznym dla siebie, powolnym tempem podniosła wzrok i skierowała go na mężczyznę, przechylając przy tym głowę. Swoją postawą wydawała się zadawać nieme pytanie, o to co niby miałaby powiedzieć.

  Staruszek westchnął w końcu i wszedł z powrotem do budynku.

  - Pomóż mi w środku jak już skończysz w ogrodzie dziewczyno. - Rzucił jeszcze za siebie nie odwracając się.

  Risa ponownie spuściła wzrok na rosnące przed nią zioła, przypominając sobie pierwsze dni z tym staruszkiem.

  Minęły już jakieś dwa tygodnie od chwili kiedy otworzyła oczy w tym ciele, a jakieś półtora od kiedy spotkała tego staruszka.

  W ciągu pierwszych dni w lesie zdążyła wpaść na grupkę bandytów ewidentnie spragnionych ekscytacji jakich mogłaby dostarczyć im młoda dziewczyna. Ich pech, że trafili akurat na nią. Jej pech, że ciało w którym gościła nie było w najlepszym stanie.

  Nie było może zbytnio wygłodzone, ale zdrowo odżywianym też nie można go było nazwać. Risa odkryła również ku swojemu rozczarowaniu, że nie wydawało się być poddane żadnym ćwiczeniom czy treningowi przez co było, według jej standardów, niezwykle słabe.

  W skutek tego wszystkiego, poradzenie sobie z bandytami kosztowało ją solidnym wycieńczeniem i sporą ilością krwi, przy czym znaczna jej większość nie należała do niej.

  W takim to jednak sponiewieranym stanie znalazł ją staruszek, który wybrał się akurat zbierać dzikie zioła w tym lesie. Zabrał ja do miasta, do którego wpuszczono ją gdy dała strażnikowi trochę srebra, które zabrała wcześniej z sakiewek martwych bandytów.

  Gdy byli już w mieście, zabrał ją tutaj. Opatrzył rany, dał miejsce gdzie mogła zostać. Ona w zamian pomagała mu napełniać beczkę wodą, podlewać rośliny i zajmować się lecznicą czy zielarnią, jakkolwiek by to nazywać, którą prowadził.

  Światło za światło, cień za cień.

  Risa skończyła podlewać, odniosła wiadro do składzika i ruszyła do budynku.

To już koniec opublikowanych części.

⏰ Ostatnio Aktualizowane: Mar 12, 2021 ⏰

Dodaj to dzieło do Biblioteki, aby dostawać powiadomienia o nowych częściach!

W Zmierzchu IskryOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz