Plik dokumentów i trochę tuszu. Litery odbite na kawałku nic niewartego papieru.
Kageyama Tobio poznał już swój wyrok.
Z jednej strony serce waliło jak oszalałe, ale z drugiej chłopak sam nie wiedział, czy wciąż żyje. Miał ochotę się rozpłakać. Płakać i już nigdy nie opuszczać domu.
Dla Kageyamy to był koniec.
Siedział przy stole w kuchni, kiedy mama odczytywała diagnozę. Nie chciał słuchać. Nie rozumiał połowy słów zapisanych na tych cholernych kartkach.
– Patologiczna lateralizacja rzepek, przetarcie rzepek, odgniecenie rzepek, wytarcie kolage... – Tobio nie mógł już tego znieść!
– Przestań, nie czytaj mi tego! – coraz mocniej zaciskał palce na nadgarstkach.
Schował twarz w dłoniach, nerwowo tupiąc nogą. Czemu on? Czemu padło akurat na niego!? Czuł jak w oczach zbierają mu się łzy.
– Musisz wiedzieć. Czy tego chcesz, czy nie. Lekarz wspominał o rehabilitacji i jakichś zastrzykach... – Pani Kageyama starała się wrócić do czytania.
– Cholera! – Tobio natychmiast się podniósł. Uderzył pięścią w najbliższą ścianę.
Byleby tylko rozładować gniew.
– Jak ty się odzywasz? – jego matka od razu uniosła głos.
Nawet nie zauważyła, że jej syn siedział już na ziemi oparty plecami o ścianę.
Spuścił głowę w dół. Czuł, że nie wytrzyma już dłużej. Przetarł rękawem bluzy wilgotne od wstrzymywanych łez rzęsy.
– Skarbie... – jego matka uklęknęła przy nim, przyciągając go do siebie. – Jeszcze nic nie wiadomo, jeszcze z tego wyjdziesz.
– Drużyna potrzebuje mnie teraz. Przecież Hinata... – westchnął głośno, próbując opanować płacz. – Przecież musimy trenować.
– Wiem, słońce. Ale musisz myśleć o sobie. Uwierz w swoich kolegów z drużyny. Nawet się nie obejrzysz, a już wrócisz na boisko – delikatne dłonie jego matki spokojnie gładziły go po plecach.
Trwali chwilę przytuleni do siebie. Cicha melodia nucona przez mamę i jej rytmiczny oddech pomogły Kageyamie okiełznać własne emocje. Jego matka miała rację.
Wystarczy trochę pracy i wszystko wróci do normalności.
– Przeczytajmy to do końca – zebrał się w sobie, żeby w końcu to powiedzieć.
Oboje usiedli z powrotem przy stole w kuchni. Tobio spojrzał na plik dokumentów.
– Lateralizacja rzepek, wiskosuplementacja... – nigdy nie słyszał tak dziwnych nazw. – Sprawdzę to potem w Internecie. Teraz... – westchnął ciężko. – teraz pójdę do siebie.
– Tylko przyjdź niedługo, zrobię coś do jedzenia – Pani Kageyama pocałowała bruneta w czubek głowy.
Nie robiła tego zbyt często z dwóch powodów. Tobio pozwalał jej na to tylko, kiedy był naprawdę przybity i – co brzmi dość prozaicznie – syn już dawno ją przerósł, więc nie była w stanie zostawić śladu swojej czerwonej szminki na jego czole. Nawet by nie dosięgnęła.
Tobio wstał i od razu poszedł do swojego pokoju. Zamknął za sobą drzwi i oparł głowę o drewnianą framugę. Spojrzał na piłkę w kącie swojego pokoju. Jeśli ta cholerna rehabilitacja nic nie da, to przestrzeli najpierw ją, a potem swoją głowę.
Albo może na odwrót?
Z dalszego planowania ewentualnego samobójstwa wyrwały go wibracje telefonu. Brunet sięgnął do tylniej kieszeni swoich spodni i wyciągnął komórkę.
CZYTASZ
|| Marzenia || KageHina
FanfictionWyjął opakowanie jasnoniebieskich tejpów z torby. Ból w kolanach był nieznośny, ale Tobio nawet nie myślał, żeby się do tego przyznać. Oznaczałoby to natychmiastową przerwę w treningach, a na to nie mógł sobie pozwolić. Dokładnie przyciął i przykl...