3. Jesień

1.2K 122 131
                                    

Dzień ciągnął się Kageyamie wyjątkowo długo. I nie chodziło o to, że został zmuszony pomóc ojcu w ogrodzie; nawet nie o to, że znowu musiał rozkręcić szufladę w biurku – beznadziejne kółka ciągle spadały, a on musiał bez końca je poprawiać.

Odkąd tylko podniósł się z łóżka, miał okropny nastrój. Wszystko go irytowało! Że też spokojny, sobotni dzień musiał zamienić się w taką katastrofę (co gorsza – bez żadnego powodu).

Padł na fotel biurowy w swoim pokoju i obrócił się kilka razy. Zakręciło mu się w głowie. Nie miał ochoty spędzać wieczoru w domu, nawet nie brał takiej możliwości pod uwagę.

Szybko złapał za komórkę i wybrał numer do pierwszej osoby, o której pomyślał.

– Cześć... – prawie wyszeptał do telefonu. Nie chciało mu się nawet nic mówić.

Co tam? – przyjemny (a jednocześnie irytujący. Co za ironia...) głos, odezwał się po drugiej stronie.

– Masz wolny wieczór? Nie widzi mi się siedzieć dzisiaj w domu.

Za dwadzieścia minut się widzimy! Tylko tym razem weź kurtkęHinata zdążył powiedzieć jedno zdanie i już rozdrażnił Kageyamę.

– Chyba sam najlepiej wiem, co ma... – nie było sensu kończyć. Rytmiczne pikanie w słuchawce oznaczało tyle, że Shoyo już zdążył się rozłączyć.

Kageyama trochę się rozchmurzył. Przynajmniej nie spędzi kolejnego dnia na leżeniu w łóżku i oglądaniu jakichś głupot w Internecie...

Zarzucił na siebie kurtkę – dla pewności, że nie zrobi mu się zimno – i wyszedł z domu. Nigdy nie mówił rodzicom, kiedy gdzieś się wybierał, więc i tym razem uznał to za zbędne.

Gdy tylko wyjrzał za próg, uderzyło go przyjemne zimno, które chłodziło zatoki przy każdym wdechu. Nie był to nieprzyjemny mróz – nie ma się co dziwić, nastał dopiero listopad. Kageyamie przypominało to raczej ciepłą jesienną porę. Chociaż było na tyle ciepło, żeby wyjść na zewnątrz w grubszym swetrze, wszyscy i tak nosili już zimowe kurtki.

Zdążyło minąć zaledwie kilka minut, gdy zobaczył burzę rudych włosów, która zbliżała się do niego w wyjątkowo szybkim tempie. Hinata prawdopodobnie tu przybiegł i chociaż rozgrywający nie znał powodu, nie miał zamiaru pytać. Logika, jaką posługuje się ta krewetka jest zdecydowanie zbyt skomplikowana dla tak zwyczajnego człowieka jak on.

– H-hej... Sorki, że... czekałeś – Shoyo zmęczył się na tyle, żeby złapać małą zadyszkę.

Nie ma się co dziwić. Bieganie bez czapki późną jesienią nie jest najlepszym i najprzyjemniejszym zajęciem.

– Co robimy? – Tobio zawsze zadawał to samo pytanie.

I nie było tak dlatego, że nie wiedział, jak spędzić miło dzień. Po prostu Shoyo zawsze wpadał na głupie pomysły, które o dziwo całkiem mu się podobały.

Spodziewał się, że rudzielec dzisiaj też wpadnie na jakiś beznadziejny pomysł.

– Pójdziemy na lody?

Idiota jakich mało – Kageyama się nie przeliczył.

– Jest jesień.

– A potem będzie zima. W zimę nie je się lodów, więc to nasza ostatnia szansa – Hinata nadal próbował unormować oddech.

Oboje wiedzieli, że rozgrywający nie będzie miał nic przeciwko. Nie musiał nawet odpowiadać – po prostu od razu skręcili w stronę najbliższego sklepu.

Najchętniej Kageyama zabrałby Hinatę do lodziarni nieopodal. Wiedział, jak chłopak uwielbia tamtejsze sorbety. Aż zaczął żałować, że jego ulubiona pora roku trwa właśnie teraz. Niestety – takie miejsca otwarte są praktycznie tylko podczas lata.

– Jakie chcesz? – Tobio czekał chwilę na odpowiedź, ale najwidoczniej Hinata był zbyt pochłonięty swoim telefonem.

Nie zdążyła minąć dłuższa chwila, gdy rozgrywajacy wyszedł ze sklepu. W ręku trzymał dwa opakowania lodów na patyku. Uwielbiał czekoladowe – szczególnie te z kolorową kolorową posypką. Hinacie wziął... jakiegokolwiek.

Hinata od razu do niego podszedł i złapał za opakowanie z jego lodem.

– Ej, ten jest mój, pajacu! – od razu podniósł rękę do góry. Teraz już nie ma opcji, że ta mała krewetka dorwie jego słodycz. – Ten jest dla ciebie. Przyjmij go albo odejdź i giń.

Kageyama uśmiechnął się pod nosem. Od zawsze wiedział, że wzrosty przyda mu się do czegoś więcej niż siatkówka.

Spacerowali chwilę nieopodal wąskiej rzeki. Jej trawiaste brzegi były na tyle płaskie, że mogli spokojnie usiąść. Przez głowę Tobio nawet przez moment nie przeszła myśl, że mogą się przez to przeziębić. Z resztą – kto by się tym przejmował? Z całą pewnością nie on.

Rozgrywający sam nie wiedział, na co konkretnie patrzy. Wbił wzrok w horyzont, podziwiając, jak słońce powoli się chowa. Zawsze lubił obserwować tę paletę barw, jaka pojawiała się wtedy na niebie.

Z zamyślenia wyrwał to Hinata. Złapał go za dłoń i pociągnął ku sobie. Tobio jeszcze nie wiedział, co ten cholerny Shoyo wyprawia, ale był pewny, że mu nie odpuści.

Spojrzał na krewetkę. Nie wierzył w to, co właśnie się działo.

  Ten okropny, podstępny... – nawet nie chciał kończyć  – po prostu ugryzł mu kawałek loda! Jego ulubionego!

  – Nawet nie próbuj uciekać... – wysyczał przez zęby i zanim się zorientował, Hinata już biegł przed siebie.

Podniósł się jak najszybciej i już stawiał pierwszy krok, gdy usłyszał głośne chrupnięcie w prawym kolanie. Tylko nie dzisiaj, nie dzisiaj!

– Tobio! Wszystko okej!? – Shoyo od razu wrócił do bruneta. – Poczekaj, pomogę ci się podnieść.

Kageyama złapał Hinatę za dłoń i przyciągnął się, próbując nie przewrócić w międzyczasie drugiego chłopaka. Tylko tego by tu brakowało...

I chociaż bardzo się starał, krewetka musiała wszystko popsuć i potknąć się o rozwiązaną sznurówkę. Że też nie zrób sobie przez nią krzywdy wcześniej...

Oboje runęli na ziemię, przy czym Tobio zamortyzował trochę upadek Shoyo. Hinata od razu się odsunął. Jego policzki zrobiły się czerwone, a rozgrywający zastanawiał się czemu. Temperatura nagle nie spadła, ale nie mógł znaleźć żadnego innego powodu.

Oboje z powrotem usiedli na trawie, podpierając się na ramionach. Co za porażka... A Kageyama myślał, że gorzej już nie będzie.

– Serio, idź na badania.

Zdążyło zrobić się już trochę ciemniej. Obok chłopców leżały roztapiające się lody. Kageyama przecież jednego upuścił , a Hinata od razu rzucił swojego na ziemię, żeby pomóc brunetowi.

A tak bardzo miał ochotę na te lody...

– Ta, chyba tak – nic więcej nie był w stanie powiedzieć.

Kageyama Tobio chyba zrozumiał, że nie uniknie nieuniknionego. Chyba powoli docierało do niego, że powinien zgodzić się na propozycję rodziców...

^^^^^

Taki o, dłuższy troszkę. Nie lecę za szybko z fabułą? Dajcie znać!

~Sitarka

|| Marzenia || KageHinaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz