- Widziałeś gdzieś Chanel?
Pierre zaszedł od tyłu swojego fizjoterapeutę, przerywając mu rozmowę telefoniczną, ale w odpowiedzi, zamiast jasnej wskazówki, gdzie znajdzie swoją dziewczynę, otrzymał tylko pokręcenie głową, przez co zrezygnowany odszedł kilka kroków dalej.
Od przeszło dziesięciu minut chodził w kółko jak zaczarowany, starając się gdziekolwiek ujrzeć Chanel. Cztery razy przeszedł cały padok, a nawet wszedł do garażu Alphy, myśląc, że dziewczyna zwyczajnie się pomyliła i akurat tam na niego czekała.
Niestety jego poszukiwania nie zdały się na nic i w samotności wrócił do pomieszczenia, gdzie stał jego bolid, ale chwilę później został poinformowany, że dziennikarze stojący przed garażem koniecznie chcą z nim porozmawiać, dlatego przekląwszy ich co najmniej trzy razy, udał się w ich kierunku z jednym ze swoich najpiękniejszych, a zarazem sztucznych uśmiechów.
- Pierre, dzień dobry.
Mężczyzna sięgający Francuzowi do ramion powitał go ciepłymi słowami, na co on odpowiedział tak samo, bo w sumie był tego dnia w bardzo dobrym humorze, co ostatnio zdarzało mu się rzadko, a teraz stanowiło naprawdę dużą niespodziankę.
- Chciałbym ci bardzo pogratulować wysokiego miejsca tydzień temu. Widzę, że dobrze czujesz się z powrotem w bolidzie Red Bulla.
Niemal natychmiast pod usta Pierre został podłożony żółty mikrofon, a sam Gasly uśmiechnął się delikatnie, ponieważ, prawdę mówiąc, stęsknił się za swoim dawnym autem i naprawdę dobrze czuł się, mogąc ponownie je prowadzić.
- Tak.
Zaśmiał się, poprawiając lewą dłonią kosmyki włosów, które opadły mu na czoło. Przy okazji przypomniał sobie, że po raz kolejny, będąc w domu, zapomniał umówić się do fryzjera i prawdopodobnie jego wizyta w salonie fryzjerskim będzie musiała poczekać.
- Dziękuję bardzo. Miło słyszeć takie komentarze, ale to był dopiero mój pierwszy wyścig po powrocie i zdecydowanie mogłem pokazać się z lepszej strony.
Oczywiście, że był dla siebie krytyczny, w końcu miał tak od zawsze. Wiecznie było mu mało, ciągle pragnął więcej i więcej, czasami, będąc nawet na najwyższym stopniu podium, potrafił skrytykować się, że nie wykręcił najlepszego czasu okrążenia.
Nie zdawał sobie sprawy, ale jego ambicja, wręcz zjadała go od środka, kawałek po kawałku. Stopniowo go niszczyła, jednak on nie zdawał sobie z tego sprawy, bo był zbyt zapatrzony w chęć wygrywania. Pragnął być na szczycie, ale wiedział, że z czasem i tak byłoby mu mało.
Zaczynał przecież od końca stawki, potem pierwsza piętnastka, dziesiątka, zaczął stawać na podium, czasami nawet wygrywał, ale apetyt rósł w miarę jedzenia. Po wykopaniu z Red Bulla był załamany. Potrafił nie jeść przez tydzień, zasłaniał się siłownią i dietą, twierdząc, że dba o zdrowie. Jednak zamiast tego, sam pchał się ku przepaści.
Wiedział, że nie ma już szybkiego auta, w końcu Toro Rosso było stać jedynie na bycie w dziesiątce. Z piedestału spadł na samo dno, ale najbardziej bolał go fakt, że stało się tak z jego winy. Zawiódł tych, którzy w niego wierzyli, Helmuta, Christiana, fanów, a przede wszystkim rodzinę, która była z nim od początku i zawsze go wspierała.
Przez bardzo długi czas nie mógł spojrzeć na siebie w lustrze, totalnie zmienił swoje zachowanie, czuł, że nie jest już tym samym Pierre, jakim był wcześniej. Wiele razy miewał napady złości, kiedy rzucał rzeczami gdzie popadnie, a wręcz roztrzaskiwał je o ściany mieszkania.
Nie słuchał nikogo, a przede wszystkim Chanel, która przez cały ten czas była obok niego i obserwowała każdy jego ruch. Milczała, gdy krzyczał, słuchała, gdy się żalił, pocieszała, gdy płakał. Jednak jej cierpliwość też miała swoje granice i, gdyby nie interwencja Anthoine, który przywrócił go na ziemię i otworzył oczy na pewne sprawy, zapewne ich drogi dawno by się rozeszły.
- Wracając do Spa, chciałbym jeszcze spytać o sytuację z Estebanem. - dziennikarz posłał Pierre delikatny uśmiech. - Sytuacja wyglądała bardzo niebezpiecznie, ale udało ci się wybronić. Czy wyjaśniliście to sobie?
Gasly po raz kolejny się zaśmiał, ale tym razem dźwięk wychodzący z jego ust, był zdecydowanie inny niż poprzednim razem. Próba rozmowy z Oconem, jeśli w ogóle na taką opcję by się pokusił, nie miałaby prawa zaistnieć. A przede wszystkim, sam Pierre, kolejny raz nie zdobyłby się na pierwszy krok w kierunku Estebana, który wręcz zabijał go wzrokiem za każdym razem, gdy go widział.
- Nie. - Francuz wzruszył ramionami. - Moim zdaniem, jeśli ktoś jest ślepy i nie potrafi zachować się na torze, z pewnością nie powinien być kierowcą Formuły 1.
Uwadze nikogo nie uszło, że po wypowiedzeniu tych słów, atmosfera zagęściła się do tego stopnia, że można było ją kroić nożem. Swoją drogą, Pierre nigdy nie był człowiekiem tak bezpośrednim jak Max, ani takim, który cokolwiek lub kogokolwiek krytykował w wywiadach.
Zawsze starał się wypowiadać kulturalnie i bezstronnie, nie obrażając nikogo, a tym bardziej nie chciał sprawiać, aby jego słowa mogły zostać zinterpretowane w całkiem inny sposób niż powinny, dlatego często trzymał język za zębami, mimo że bardzo pragnął puścić pianę z ust.
Pamiętał jak po zdegradowaniu z Red Bulla musiał odpowiedzieć na tysiące pytań kierowanych w jego stronę. Za wszelką cenę chciał wykrzyczeć dziennikarzom jak bardzo nienawidzi Christiana i Helmuta, ale powiedział tylko, że niektóre sprawy powinny zostać w zespole, co kosztowało go naprawdę dużo.
- Na koniec chciałbym jeszcze spytać czy to prawda, że dzisiaj są tutaj twoi rodzice, którzy przyjechali ci kibicować?
- Tak.
Pierre uśmiechnął się delikatnie, ale jego uśmiech powiększył się kilkukrotnie, kiedy spojrzał w prawo i ujrzał idącą w jego stronę Chanel, której od razu pomachał, aby go zauważyła.
- Są tutaj wraz z moją dziewczyną, bo uwielbiają Monzę całym sercem. - podrapał się po lewym policzku, wracając wzrokiem do kamery. - Poza tym po wyścigu, udajemy się do mojego brata, który mieszka właśnie we Włoszech, więc wszystko się pięknie układa.
Dziennikarz kiwnął głową, po czym podziękował za udzielenie wywiadu i życzył powodzenia w wyścigu, który swoją drogą miał się zacząć za dwie godziny.
Pierre wiedział, że tutejszy tor jest wymagający, ale nie aż taki, z którym on by sobie nie poradził. Wystarczyłoby, aby pokazał nieco więcej umiejętności niż zazwyczaj, a jego zmartwienia odejdą w niepamięć.
- Gdzie ty byłaś? Przeszukałem wszystko, co możliwe.
Odszedł od dziennikarzy i udał się w kierunku Chanel, która słysząc jego pytanie, zmuszona była do oderwania wzroku od telefonu, gdzie przeglądała ofertę promocyjną w sklepie meblowym, bo od dłuższego czasu marudziła Pierre, że powinni wymienić szafę w korytarzu, bo ostatnim razem jak szukała w niej swetra, front wypadł z jednego zawiasu.
- Byłam po kawę. - wzruszyła ramionami.
Gasly przejrzał ją od góry do dołu, ale nigdzie nie zauważył brązowego kubeczka, w którym podają, swoją drogą, przepyszną kawę, bo wczoraj po kwalifikacjach wypił ich chyba z trzy, ponieważ tak bardzo smakowało mu cappuccino.
- W automacie skończyły się kubeczki. - wytłumaczyła.
Parsknęła przy tym śmiechem, a sam mężczyzna zaczął się cicho śmiać, przytulając ją do siebie tak, jak miał w zwyczaju. Pochylił lekko głowę, po raz kolejny dzisiaj, wąchając jej szampon, a następnie złożył na jej włosach delikatny pocałunek.
Był to w pewnym sensie sposób jego wyciszenia. Czuł, że tego dnia nie potrzebował muzyki dudniącej w słuchawkach, a zwyczajnie wystarczyło mu to, że trzymał w ramionach Chanel, która przez cały wyścig, trzymała za niego kciuki i krzyczała w niebogłosy do momentu, kiedy jako pierwszy nie przekroczył linii mety, po raz kolejny pokazując, że nic nie jest w stanie go złamać.
CZYTASZ
𝐧𝐨 𝐜𝐡𝐚𝐧𝐜𝐞 [pierre gasly]
Fanfictionczasami trudno jest zrozumieć ból drugiego człowieka, a żeby wiedzieć co czuje, trzeba postawić się w jego sytuacji i na własnej skórze przeżyć to co on • 𝙞 𝙥𝙪𝙩 𝙢𝙮 𝙖𝙧𝙢𝙤𝙧 𝙤𝙣 𝙨𝙝𝙤𝙬 𝙮𝙤𝙪 𝙝𝙤𝙬 𝙨𝙩𝙧𝙤𝙣𝙜 𝙞 𝙖𝙢, 𝙞 𝙥𝙪𝙩 𝙢𝙮 𝙖�...