six

933 41 56
                                    

- Przecież ty nigdy nie palisz.

Na kilkanaście minut przed rozpoczęciem wyścigu, Chanel w perfekcyjny wręcz sposób udała, że nie słyszała słów Julie i zaciągnęła się papierosem, którego kilka chwil wcześniej wyrwała wręcz z rąk swojej koleżanki. Zdecydowanie bliżej trzymała się z Charlotte, którą z czystym sumieniem mogła nazywać swoją przyjaciółką. Z dziewczyną Anthoine znała się o wiele dłużej, ale mimo to, nigdy między nimi nie zaistniała przyjacielska więź, więc Chanel wolała trzymać ją na dystans.

Co prawda nie traktowała jej źle, zawsze, gdy spotykały się we trzy, starała się traktować je równo. Jedak za każdym razem, gdy kłóciła się z Pierre, miała zły dzień, bądź zwyczajnie chciała się czymś pochwalić, bez wahania wybierała numer Charlotte, z którą potrafiła rozmawiać godzinami na przeróżne tematy. Wiele razy zaczynały rozmowę od wątku zakupów, a kończyły ją na opowieści Charlotte o filmiku, który ostatnio oglądała, a podczas którego mały słoń się przewrócił i nie mógł wstać.

Będąc na wyścigu, wszędzie chodziły razem, oczywiście, gdy w pobliżu nie było ani Charlesa, ani Pierre. W pewnym sensie były jak siostry, mogły liczyć na siebie w każdej chwili, miały żarty, które tylko one rozumiały i swoje specyficzne poczucie humoru. Zwyczajnie wzajemnie się kochały tak, jak prawdziwe przyjaciółki.

- Dzisiaj muszę. - Chanel wypuściła powietrze z ust i zaczęła przygryzać mocno górną wargę. Mimo że siedziała na murku, czuła jak całe jej ciało wręcz chodzi, każda jego część po prostu drżała z nerwów. - Mam złe przeczucie.

Nie zdecydowała się nawet spojrzeć na Julie. Siedziała, gapiąc się w jeden punkt w chodniku przed nią i modliła się, aby jej obawy się nie sprawdziły. Odkąd wstała, czuła jakby miała przyczepioną do nogi tykającą bombę, która tylko czekała na wybuch.

- Daj spokój. - zaśmiała się tylko Julie, gasząc papierosa. - Te dzieciaki wiedzą co robią. Tysiące razy się już ścigali.

Chanel z całego serca zazdrościła szatynce jej lekkiego podejścia do życia. Sama podczas każdego wyścigu, wręcz wyrywała sobie włosy z głowy, martwiąc się o Pierre, który swoją drogą zawsze śmiał się, że jego dziewczyna osiwieje zanim osiągnie trzydziestkę. Kochał ją denerwować w ten sposób, ale zachowanie jej, jasno wskazywało na fakt, że strasznie przejmowała się jego osobą.

- Znam Pierre. - westchnęła, drżącą dłonią przykładając papierosa do ust. - Wiem, że będzie się pchał. Pamiętam jak było w Toro Rosso.

Jej mentalny powrót do tamtych wydarzeń przerwał jednak dzwonek telefonu, który cudem udało jej się wyciągnąć z torebki, tym samym wygrzebując go spomiędzy tony przeróżnych i przede wszystkim niepotrzebnych rzeczy. Charlotte, znajdująca się po drugiej stronie, poinformowała, że wyścig za chwilę się zacznie, więc dziewczyny od razu wstały na równe nogi i popędziły w kierunku padoku.

W tym samym czasie Pierre, Charles i Anthoine prowadzili rozmowy z mechanikami swoich zespołów, otrzymywali od inżynierów ostatnie uwagi i przede wszystkim sprawdzali swoje bolidy. Jedynym minusem, który w tamtym momencie widział Gasly było słońce świecące prosto w twarz, przez co mężczyzna skarżył się, że pewnie jego start będzie kiepski, bo nie zauważy, kiedy znikną czerwone światła.

Pierre mentalnie przygotowywał się do tego wyścigu, bo za wszelką cenę nie chciał zawieść Redbulla, który ostatecznie postawił na niego, jako następcę Alexa Albona. Mimo początkowych problemów z bolidem, wszystko wskazywało na to, że wyścig ułoży się po myśli Francuza, któremu w kwalifikacjach udało się zająć piąte miejsce, tuż za Charlesem.

- Ty, mówię do ciebie.

Chwilę przed wejściem do auta, Pierre poczuł jak ktoś wyrywa mu z ucha słuchawkę, a zaraz potem zobaczył przed sobą uśmiechniętego Anthoine, który trzymał w palach jego własność. Gasly automatycznie się uśmiechnął, a zaraz potem zabrał urządzenie i przejechał dłonią po włosach, aby chociaż w pewnym stopniu je ułożyć, zanim nałoży na nie kominiarkę.

𝐧𝐨 𝐜𝐡𝐚𝐧𝐜𝐞 [pierre gasly]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz