23 grudnia

777 71 18
                                        




Podjechał pod sklep, w którym pracował Louis i cierpliwie czekał, aż chłopak skończy swoją zmianę. Gdy tylko zobaczył szatyna wychodzącego z budynku, wyszedł z auta i podbiegł do niego.

- Hej, Louis poczekaj!

- Harry? Co ty tutaj robisz? - zapytał zdziwiony obecnością loczka.

- Zabieram cię dzisiaj do siebie.

- Ale... Harry bardzo bym chciał, ale muszę pracować. Wiem, że to marne grosze, ale potrzebuję ich, a to już ostatni dzień i muszę być tam cały czas.

- Wiem o tym wszystkim Lou, ale nie chcę, żebyś kolejny dzień spędzał na mrozie. Zwłaszcza dzisiaj, gdy tak mocno wieje wiatr. Dlatego...

- Harry proszę - przerwał mu. - Nie chcę z tobą rozmawiać, o tym jak beznadziejna jest moja sytuacja finansowa i o tym, że nie mogę zaprosić dziadków na święta, bo nie mam pieniędzy na tyle jedzenia, nie wspominając o jakimś prezencie dla mamy - mówił trzęsącym się z emocji głosem.

Nie wiedział skąd ten nagły wybuch. Czuł się przemęczony i przytłoczony swoją sytuacją, ale nie powinien mówić takich rzeczy. Marzył o tym, żeby nie musieć spędzać kolejnego dnia na rysowaniu, które nie sprawiało już przyjemności, i na marznięciu, jednak nie miał wyjścia.

- Czuję się teraz tak głupio, bo dla ciebie to nie liczące się sumy, a dla mnie to dużo i ja chciałbym gdzieś z tobą wychodzić - w jego oczach pojawiły się łzy, których starał się pozbyć mruganiem - nawet codziennie, ale to wszystko jest takie do dupy...

Harry początkowo stał w bezruchu, zdziwiony wybuchem Louisa, jednak wraz ze słowami szatyna robiło mu się coraz bardziej przykro. Nie mógł patrzeć na ból w oczach chłopaka. Zagarnął go w swoje ramiona i zaczął uspokajająco kołysać ich ciałami.

- Przepraszam skarbie, nie chciałem, żebyś tak to odebrał. Chciałem zabrać cię do domu, żebyś tam, w cieple i moim towarzystwie rysował portrety na świąteczne prezenty moich znajomych z pracy. Opowiedziałem im o twoich pracach i mam zamówienia od ośmiu osób. Dla nich to nie problem więc podałem cenę trzydziestu funtów. Miałem nadzieję, że to będzie lepszym rozwiązaniem.

Louis odsunął się na odległość wyprostowanej ręki, dotykając ramion starszego. Spojrzał mu w oczy, a te jego były załzawione.

- O Boże, Harry przepraszam. Nie myślałem, że wymyślisz coś takiego, ale to wspaniały pomysł. Tak bardzo ci dziękuję Hazz. Teraz będę mógł kupić coś dla mamy, nawet nie wiesz jak się cieszę.

W przypływie emocji docisnął swoje usta do tych Harry'ego, pozostawiając je tam, gdyż nie wiedział, co dokładnie powinien potem robić.

Harry, czując stada motyli w brzuchu, zaczął delikatnie poruszać swoimi ustami i z satysfakcją zauważył, że Louis oddawał pocałunek. To było ślamazarne i leciutkie, małe dopchnięcia pełne ekscytacji. Obaj czuli tylko radość i lekkie zdenerwowanie, ale nie przejmowali się tym.

Gdy oderwali się od siebie, Harry powiedział tylko "chodźmy", po czym ruszyli do jego samochodu, zachowując się, jakby scena sprzed chwili nigdy nie miała miejsca. Jednak obaj nie potrafili przestać się uśmiechać.

W mieszkaniu Stylesa Louis od razu zabrał się do rysowania. Humor mu dopisywał i praca przychodziła łatwiej niż zwykle. Nawet nie czuł się głupio za swoje dziwne zachowanie, myślał tylko o tym delikatnym i spontanicznym pocałunku. Nigdy nie przypuszczałby, że on sam zainicjuje cos takiego, a jednak zaskoczył sam siebie. Dodatkowo bardzo cieszył się z pieniędzy, które zarobi tego dnia i z których będzie mógł kupić prezent dla mamy, prawdopodobnie nową maszynę do szycia, gdyż stara już dawno nie działała, a kobieta uwielbiała na niej pracować.

Draw me, Date me, Love me //l.s ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz