19

454 15 1
                                    

Za pomocą zaklęcia, znalazłam się z powrotem na górze. Spojrzałam na blondyna, a on tylko nieznacznie kiwną głową. Odwróciłam się w stronę Rona, Harrego i Hermiony, po czym wyciągnęłam w ich kierunku różdżkę. Otoczyliśmy ich z Draco. Mieli przerażone i jednocześnie zdziwione miny. Zabrałam im różdżki i zaprowadziliśmy ich do naszego obozu. Przez całą drogę zadawali pytania "Co się stało?",  "Alice, co się dzieje?", "O co chodzi?", jednak ja milczałam. Nie byłam wstanie się do nich odezwać.

Kiedy doszliśmy, przywiązaliśmy ich do drzewa. Dopiero wtedy odważyłam się cokolwiek powiedzieć.

-Harry, odejdź. Nie ty jesteś nam potrzebny, chyba że chcesz patrzeć, jak twoi przyjaciele cierpią-powiedziałam łamiącym się głosem. Brunet spojrzał na mnie z przerażeniem.

-Alice, nie wygłupiaj się. Jakie cierpienie? O co chodzi, Alice?-zapytał drżącym głosem.

Nie byłam w stanie nic odpowiedzieć, więc tylko opuściłam głowę i podwinęłam lewy rękaw. Cała trójka wydała okrzyk zdumienia, kiedy zobaczyli znak na moim przedramieniu, ale już po chwili zrozumieli, co to dla nich oznacza.

-Nie mamy czasu, Alice-odezwał się w końcu Draco.-Musimy to zrobić teraz, czy jest tu Potter, czy go nie ma-spojrzałam na niego z przerażeniem, ale po chwili kiwnęłam głową, starając się zahamować łzy, napływające mi do oczu.

Spojrzałam po raz ostatni na dwójkę moich przyjaciół. Trzymali się za ręce i patrzyli na mnie z przerażeniem w oczach. Zaczęłam wspominać ostatni rok, kiedy byli jednymi z niewielu osób, które mnie w tej szkole lubiły. Kiedy Hermiona pomagała mi z pracami domowymi, z nauką, a Ron poprawiał humor, kiedy ktoś mi go zepsuł. Łzy zaczęły spływać po moich policzkach. Już nie byłam w stanie dłużej ich zatrzymywać. Pomału zaczęłam podnosić różdżkę w kierunku Hermiony. Draco zrobił to samo w kierunku Rona.

-Przepraszam-wyszeptałam cicho, a z mojej i blondyna różdżki błysnęło zielone światło.

Wszystko zrobiło się zamazane. W uszach słyszałam szumiącą krew. Gdzieś z oddali dochodził do mnie krzyk Harrego. Osunęłam się na kolana i zaczęłam głośno płakać. Zadanie wykonane. Już ich nie ma, już nie żyją, są martwi... dzięki mnie.

Nagle ocknęłam się z transu i zobaczyłam, jak Draco kładzie dwa bezwładne ciała moich przyjaciół obok siebie. Trzymali się za ręce.

Zaczęłam wycofywać się z tego miejsca. Chciałam uciec od tego widoku. Zaczęłam iść w kierunku lasu, jednak nim zdążyłam zajść gdzieś daleko, zatrzymał mnie blondyn.

-Skończyliśmy zadanie, musimy wracać-powiedział.

Obróciłam się w jego stronę i mocno się do niego przytuliłam. Łzy znowu zaczęły spływać po moich policzkach. Kiedy się od niego oderwałam, złapałam go mocno za rękę i wróciliśmy do miejsca, w którym był rozbity nasz obóz. Harry dalej szamotał się w sznurach. Szybko złożyliśmy namiot i odwiązaliśmy bruneta. Rzucił się na nas, ale przypomniał sobie, że nie ma różdżki. Draco rzucił mu ją pod nogi, a my szybko teleportowaliśmy się do Malfoy Manor, zostawiając chłopaka z martwymi ciałami Rona i Hermiony.

Kiedy tylko znaleźliśmy się w salonie, oczy wszystkich siedzących przy stole skupiły się na nas. Trafiliśmy akurat na spotkanie śmierciożerców i to w dodatku większe, ponieważ było tam znacznie więcej osób niż normalnie. Niech to szlag.

-Wykonaliśmy zadanie, panie-odezwał się Draco.

-Dobra robota, dzieci-pochwalił nas Voldemort, ze swoim ohydnym uśmiechem na twarzy.-Usiądźcie. Akurat omawiany plan napaści na Hogwart-nie mając zbyt dużego wyboru, zajęliśmy swoje miejsca. Żeby dodać mi otuchy, chłopak położył rękę na moim udzie i zaczął je gładzić.

Jego plan był prosty. Zaatakujemy od środka i od zewnątrz tak, żeby nie wiedzieli kto jest po czyjej stronie i komu mogą ufać. Wszytko miało się odbyć jutro o świcie, dlatego część śmierciożerców już zaczęła się teleportować, łącznie z nami. Byliśmy jedną z części planu. Mieliśmy dalej udawać zwykłych uczniów, jednak kiedy przyjdzie pora, zaatakować razem z innymi.

Pożegnałam się z rodzicami i razem z moimi przyjaciółmi i chłopakiem teleportowałam się do Hogwartu.

Znowu tu byłam. W miejscu, które zaledwie w ciągu półtora roku stało się moim drugim domem. Znalazłam tutaj wspaniałych ludzi po mimo, że nie od początku nasze relacje były takie wspaniałe. Pojedyncza łza bezsilności wypłynęła z mojego oka. Już za parę godzin miałam zaatakować razem z innymi śmierciożercami to miejsce. Serce rozpadało mi się na drobne kawałeczki, kiedy tylko wyobrażałam sobie, jak będzie wyglądać ta szkoła, kiedy bitwa się skończy. Po mimo tego, że wiedziałam kto ma przewagę, miałam nadzieję, że zdarzy się jakiś cud i Voldemort przegra.

Ruszyłam do swojego dormitorium. Chciałam przespać się ostatni raz w tym łóżku. Nim zdążyłam jednak do niego wejść zatrzymał mnie mój chłopak.

-Śpij dzisiaj ze mną-poprosił. Kiwnęłam głową na znak zgody i ruszyliśmy do jego dormitorium.

Zamknął drzwi i poszedł się umyć, a ja zaraz za nim. Kiedy wyszłam, położyliśmy się do łóżka, a ja wtuliłam się w niego. Poczułam jak wplata palce w moje włosy i całuje delikatnie w czoło.

-Proszę cię, uważaj jutro na siebie-powiedział szeptem.-Nie chcę, żebyś znalazła się na liście ofiar.

-Boję się, że to nasza ostatnia noc-odpowiedziałam, a jedna samotna łza spłynęła po moim policzku.

-Nie mów tak-starał się mnie pocieszyć.-Zaraz po bitwie spotkamy się w Malfoy Manor, dobrze? Chcę mieć pewność, że nic ci się nie stało.

-Dobrze-odpowiedziałam i zamknęłam oczy, a po chwili zasnęłam.

~~~

Szybko zerwałam się z łóżka. Spałam w ubraniach, więc od razu wyszłam razem z Draco z dormitorium. Zeszliśmy na dziedziniec. Była tam juz spora liczba śmierciożerców. Wszyscy czekali na dalszy przebieg sytuacji.

W pewnym momencie coś w szkole wybuchło i było słychać krzyki przerażonych uczniów. Jedna z części wspaniałego planu Voldemorta. Spora część przerażonych osób wybiegła na dziedziniec, gdzie staliśmy my. Dokładnie to miało się stać. Mieli zrozumieć, że nie ma już ucieczki. Albo dołączą do nas, albo zginą.

Wśród osób, które wypadły ze szkoły, zobaczyłam twarz Harrego. Wtedy coś mnie tknęło. Zrobiłam krok do przodu, ale zatrzymał mnie blondyn.

-Co ty wyprawiasz?-zapytał.

-Jest jeszcze czas, jeszcze możemy zdecydować. Nie chcę walczyć po tej stronie, czy mam ten głupi znak, czy go nie mam-odpowiedziałam z determinacją w głosie.

-Żartujesz sobie ze mnie-widziałam panikę w jego oczach.-On cię zabije, wiesz o tym.

-Nie zabije, ponieważ sam zginie-odpowiedziałam pewnym głosem.-Puść mnie, albo choć ze mną.

Chłopak wypuścił moją rękę z uścisku. Ostatni raz na niego spojrzałam i ruszyłam do grupy uczniów, która stała przed drzwiami do szkoły. Z początku myśleli, że rzucę na nich jakąś klątwę, ale ja stanęłam między nimi i wyciagnęłam różdżkę w stronę śmierciożerców. Po chwili inni zrobili to samo i zaczęła się bitwa.

Zaklęcia latały na wszystkie strony. Padało wiele ciał po obydwu stronach. Wiele osób zginęło. Z przerażeniem patrzyłam, czy wśród tych osób nie ma przypadkiem moich rodziców albo Draco. W pewnym momencie, kiedy zauważyłam martwą twarz profesora Snape'a i zatrzymałam się na chwilę, żeby mu się przyjrzeć, usłyszałam za sobą głos Bellatrix. Dostałam kilka razy crucio. Ból był na tyle silny, że w pewnym momencie zrobiło mi się czarno przed oczami i zaczęło mi dzwonić w uszach. Czułam jak odcinam się od otaczającego mnie świata i zamknęłam oczy z myślą, że to już koniec.

I still love you | Draco Malfoy Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz