1

202 15 4
                                    

Mam nadzieję, że jeżeli dzisiaj spróbujesz kawy z łyżeczką życzliwości, jutro się w niej rozsmakujesz

Często siadam przy oknie, wychodzącym wprost na ulicę Watta, by móc obserwować ludzi, idących chodnikiem wzdłuż czarnej jak smoła drogi.
Szczególnie lubię podziwiać okolicę w nocy, gdy drogę oświetlają latarnie, tworząc przy tym tajemniczy klimat.
W blasku tych starych latarni, wyrwanych niczym z dawnej londyńskiej dzielnicy, poza oplatającymi je pajęczynami, widzę pary, darzące się miłością. Porównałabym to do filmów czy książek, ale miło jest zobaczyć ten widok na własne oczy.

Wtedy szybko tworzę krótkie opisy, nieco ubarwione moją wyobraźnią. Ludziom dodaję długie, eleganckie płaszcze, rozkloszowane suknie, bogato zdobione kapelusze czy cylindry, symbole epoki wiktoriańskiej, do której tak kocham się przenosić.

Czasami pod moim oknem przechodzą też samotni. Zauważyłam, że jest to najczęstszy typ ludzi. Gnają, nie zważając na otaczające ich piękno. Niektórzy z nich rozpaczają w duszy, a powodów mogę się tylko domyślać. Są jak zagubione zwierzęta bądź wręcz przeciwnie, jak koty, zadowalające się własną obecnością i niepotrzebujące stada.

Nie mam pojęcia, którym zwierzęciem jestem. To właśnie siebie ocenia się najtrudniej.

Mogłabym opowiedzieć historię wielu widywanych ludzi, ponieważ bywają tutaj regularnie. Przychodzą choćby na małą filiżankę kawy do pani Gianny Hepburn czy po rady w sprawie maszyn do pana Johna Spencera. Inni spieszą na pociąg jadący kilka kilometrów od mojego domu, który przez wiecznie wilgotne powietrze, słychać znakomicie.
Są tak zabiegani, że muszą trzymać wymyślone przeze mnie kapelusze, by nie zostały porwane przez próbujący spowolnić ich wiatr. Niektórym z kieszeni wylatują długie paragony, które później zostają zmoczone przez niezwykle często padający deszcz.

Tak, deszcz towarzyszy mi niemal zawsze i stanowi tło mojego życia.

Niby z jakim przystajesz, takim się stajesz, ale czy chcę być podobna do deszczu?

- Eloise, kochanie, zejdź na kolację - poprosił tata, uchylając skrzypiące drzwi do mojego pokoju, gdy właśnie przyczepiałam kolejną kartkę na ścianie. Jego wzrok powędrował za moją ręką - Niedługo już nie będzie widać nawet kawałka jej naturalnego piękna - zaśmiał się, kręcąc głową, na co odpowiedziałam uśmiechem.

- Minutka i zejdę - zapewniłam, ostatni raz przejeżdżając dłonią po karteczce, która tym razem była w moim ulubionym kolorze - lawendowym.

Jedną ze ścian w moim pokoju poświęciłam słowom. Mogę na niej znaleźć choćby Shakespeare'a, który z rana wita mnie swoim Mówisz, że kochasz deszcz, a rozkładasz parasolkę, gdy zaczyna padać. Nawet nie wiesz, jaką masz rację, William.
Wieczorami szczególnie często zwracam uwagę na cytaty Dickensa czy Szymborskiej, które wiszą naprzeciwko mojego niezbyt dużego łóżka.

Tata zamknął drzwi, starając się, by nie wydały żadnego dźwięku, zakłócającego harmonię spokoju.
Westchnęłam, kolejny raz podchodząc do dużego okna i usiadłam na parapecie. Zamknęłam oczy, wsłuchując się w lecącą teraz w radiu ulubioną piosenkę mamy. Zawsze dobrze czułam się w melodiach z lat osiemdziesiątych. Every Breath You Take w połączeniu z kroplami deszczu, spadającymi na dachowe okna, tworzyło idealny nastrój.

- Kochanie, pięć minut temu mówiłaś, że zejdziesz! - usłyszałam z dołu ciepły głos mamy, wypowiadający tak dobrze znane mi słowa. Zeskoczyłam z parapetu i szybkim ruchem wyłączyłam radio.

Sama melodia deszczu również była przyjemna, jednak tym razem musiałam ją wyłączyć, zamykając za sobą drzwi.

W mojej głowie stworzył się plan, by pokonać dość strome schody, stanowiące moją codzienną przeszkodę, kilkoma krokami, jednak skończyło się jak zawsze. Lubiłam nimi chodzić powoli i podziwiać portrety członków naszej rodziny, znajdujące się na ścianach. Można powiedzieć, że tworzyły one drzewo genealogiczne.
Zatrzymałam się przed obrazem babci Margarity i przejechałam opuszkami palców po jego gładkiej strukturze. Była namalowana w przyjemny dla oka sposób. Uśmiechnęłam się lekko. Gdy byłam mała, rozmawiałam z tymi postaciami i udawałam, że odpowiadają. Westchnęłam lekko i poprawiłam pasemko włosów, spadające mi na twarz. Lubiłam mieć wszystko dokładnie poukładane, więc z mojego upięcia nie mógł uciec żaden włos.

Forget-me-notOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz