2

90 5 1
                                    

Szkoda, że po mnie wszystko tak szybko i łagodnie nie spływa, jak deszcz po tej szybie.

Często korzystam z możliwości spacerowania z księżycem. Tej nocy nie przysłaniała go żadna chmura, całą okazałością oświetlał okolicę, współgrając z latarniami. Wiatr lekko dawał się we znaki, czasem znosząc na mnie krople z jeszcze mokrych, po dzisiejszej ulewie, liści. Przyjemne powietrze szło wraz ze mną ulicą Wiktoriańską, a wszystko nie wyglądało tak strasznie, jak w niektórych filmach. Drzewa nie były uosobieniem potworów z długimi szponami, a szum liści nie zwiastował nadchodzącego zła. Powiedziałabym nawet, że jeżeli spojrzy się na to z innej perspektywy, można dostrzec nutę romantyzmu.

Po odprowadzeniu Delilah postanowiłam zahaczyć jeszcze o sklep pana Francisa Oriona. Pomimo że znajdowały się w nim tylko zabawki, lubiłam atmosferę tego miejsca. Przenosiłam się dzięki niemu do dawnych czasów. Mogłam znów cieszyć się beztroskim dzieciństwem, które przecież było obecne w moim życiu tak niedawno. Łapałam każdą możliwą okazję, by znów na chwilę do niego powrócić.

Nacisnęłam klamkę, od razu słysząc charakterystyczne skrzypienie starych drzwi. Wchodząc do środka, na schłodzonym ciele poczułam przyjemne ciepło, które aż biło z wnętrza pomieszczenia. Koniki z drewna, na których tak lubiłam się bujać, witały mnie, stojąc na półce naprzeciwko drzwi. Lalki, będące niegdyś moimi przyjaciółkami, uśmiechały się miło, zapraszając do rozmowy.

- Dzień dobry, panie Francis - uśmiechnęłam się ciepło, widząc mężczyznę siedzącego przy dziale z samochodzikami i odkładającego czerwonego pick-upa na swoje miejsce.

Właściciel sklepu jest dla mnie jak dziadek, którego znam przez prawie połowę mojego życia i traktuję jak członka rodziny. Wiele razy odbierał mnie ze szkoły, gdy rodzice byli zapracowani. Wracaliśmy wtedy tutaj, a pan Francis siadał w swoim czerwonym, wygodnym fotelu i opowiadał mi niesamowite historie, korzystając z pomocy zabawek, które sam zrobił. Właśnie tak wyobrażałam sobie świętego Mikołaja i jego fabrykę.
Każdy przedmiot ma tutaj swoją własną historię i zrobiony jest własnoręcznie przez właściciela, który wkłada w to całe swoje kochające serce.

- Witaj, Eloise - uśmiechnął się staruszek, od razu odwracając się w moją stronę - Co cię sprowadza do mnie o tej godzinie?

- Odprowadzałam Delilah i postanowiłam, że pana odwiedzę. Sklep i tak jest po drodze - odpowiedziałam, podchodząc do stojących klocków i przyglądając się im.

- Rzeczywiście po drodze - zaśmiał się właściciel, doskonale wiedząc, że musiałam zejść z trasy, by do niego dotrzeć - Co słychać u rodziców?

Nie zdążyłam odpowiedzieć, gdyż przerwał mi dzwonek, dający znać, że ktoś otworzył drzwi. Francis spojrzał na mnie, jakby chciał przeprosić, że musi na chwilę mnie opuścić. Uśmiechnęłam się lekko, chcąc tym samym pokazać, że naprawdę nie ma problemu. Pan Orion odszedł w kierunku lady, a ja ruszyłam dalej w alejkę z drewnianymi pociągami, widząc oczami wyobraźni małą siebie, bawiącą się podobną kolejką. Na mojej twarzy nieświadomie pojawił się uśmiech.

Lubiłam czasami zanurzyć się we wspomnieniach i nurkować dotąd, aż ktoś będzie kazał mi wypłynąć.

Z zamyślenia wyrwał mnie dopiero śmiech mężczyzny, więc ciekawa podeszłam bliżej, by usłyszeć, o czym rozmawiają. Zatrzymałam się przy ściance z klockami, oddzielającej mnie od rozmówców.

- Cóż, podobno wszyscy dorośli byli kiedyś dziećmi, ale niewielu z nich pamięta o tym - usłyszałam lekki śmiech, po czym zmarszczyłam brwi. Doskonale znałam te słowa.

- Antoine de Saint-Exupéry... - mruknęłam cicho pod nosem, czując, jakbym nadal rywalizowała z tatą.

Przesunęłam się bliżej krawędzi szafy, by móc zobaczyć twarz człowieka, który w tak krótkim czasie zdążył mnie zainteresować. Spojrzałam w kierunku pana Francisa, stojącego przy ladzie, jednak pierwszy w oczy rzucił mi się stary drewniany zegar z kukułką, który pamiętam jeszcze z czasów dzieciństwa. Wskazywał już dwudziestą czterdzieści. Poczułam stres rozlewający się po moim ciele, a przez myśli szybko przebiegli mi rodzice, zapewne martwiący się teraz o mnie. Cenili sobie punktualność, nie lubili, gdy się spóźniałam. Postanowiłam szybkim krokiem wyjść ze sklepu. W głowie plan wyglądał perfekcyjnie, jednak zrealizowanie go takie łatwe nie było.

Forget-me-notOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz