Pod deszcz

38 2 4
                                    

Kiedy następnego dnia wstałam dostrzegłam, że nie znajduje się w pokoju gościnnym. Przypomniałam sobie poprzedni dzień. Starałam się nazbyt nie rozmyślać nad tym i powędrowałam do jadalni.
Tam siedzieli już Marcus i Martinus. Emmy wciąż nie było. "Pewnie jeszcze śpi" pomyślałam po czym usiadłam naprzeciwko bliźniaków i zajęłam się pochłanianiem śniadania.
- I jak dobre? - spytał Martinus
- Yhm - odpowiedziałam przeżuwając kanapkę
- To dobrze - powiedział i począł przeglądać coś na telefonie. Kiedy kończyłam swoją porcję powiedział:
- Jadę dziś na kolację...
- To dobrze - odparłam szybko
- A nie chciałabyś jechać ze mną?
Nie posiadałam mówiąc szczerze żadnych planów więc odparłam:
- Mogę pojechać
Gdy tylko to powiedziałam usłyszałam zza ściany ciche "takkk".
Natychmiast wraz z Martinusem obróciliśmy się w stronę tego dźwięku. Stała tam lekko zawstydzona Emma. Nie trzeba było być nazbyt inteligentnym aby się szybko domyśleć, że od dłuższego czasu nas podsłuchiwała. Po cichu lekko rumiana usiadła obok mnie i ledwo słyszalnie wyszeptała:
- co na śniadanie?
- dla ciebie nic - odparł Martinus
Nie mogłam patrzeć na nią w takim stanie. Postanowiłam podzielić się z Emmą ostatnią kanapką wiedząc, że i tak w takiej atmosferze bym jej nie zjadła. Gdy tylko ją otrzymała powiedziała "dzięki", a ja wyszłam.

Potem czas minął naprawdę szybko. Przygotowanie się na wyjście zajęło mi bardzo mało czasu dzięki czemu miałam wolnego czasu w nadmiarze. Gdy nastała godzina wyjścia wraz z Martinusem pojechaliśmy prosto do restauracji.
Kolacja nie była nazbyt nadzwyczajna.  Prawie cały czas panowała tępa i niezręczna cisza. Gdy już wyszliśmy z restauracji udaliśmy się do samochodu. Co dziwne nie poszliśmy wcześniejszą drogą do samochodu, lecz skrótem wskazanym przez Martinusa. Prowadził on wzdłuż parku. Wtedy Martinus naprawdę się przede mną otworzył. Szliśmy wolnym krokiem rozmawiając razem jak naprawdę dobrzy znajomi. Kiedy już byliśmy przy wyjściu zaczął padać obfity deszcz. Razem biegliśmy trzymając się za ręce ku najbliższemu przystanku autobusowemu aby całkiem nie zmoknąć.

Gdy cali zdyszani dobiegliśmy do przystanku zaczęliśmy się oboje śmiać. Wtedy Martinus pochwycił moją drugą dłoń i obie dłonie obwiązał wokół swojej szyi gdy to zrobił pocałował mnie, a ja odpłynęłam.
Po chwili która zdawała się być wiecznością. Oboje oprzytomnieliśmy i gdy deszcz przestał padać ruszyliśmy ku samochodowi. 

Los Szczęścia | ZakończoneOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz