two:
• another defeat •Jisung nie był w stanie opisać niechęci, jaka urodziła się w nim na widok budynku komendy, do której jeszcze dzień wcześniej wszedł chętnie. Tak, na początku cieszył się z tego, że w końcu dostanie partnera na stałe, że będzie mógł go poznać — jednak teraz, po jednym dniu spędzonym z Changbinem, zaczął żałować tego, że musiał wylądować akurat na tej komendzie.
Nie rozumiał, dlaczego Changbin tak go traktował — w końcu mówił prawdę, naprawdę się starał, próbował, robił wszystko tak, jak chciał tego starszy. A jednak ten ani trochę nie traktował go jak partnera, jedynie na niego krzycząc i zatajając swoje przemyślenia. Chciał tylko zrobić swoją robotę i uratować niewinnego dzieciaka, a otrzymywał w zamian jedynie nienawiść.
Rozumiał to, że mężczyzna niedawno stracił swojego przyjaciela, ale wyżywania się na nim nie potrafił pojąć ani trochę. Seo nawet go nie znał, nie wiedział o nim kompletnie nic, a mimo to nie chciał dać mu jakiejkolwiek szansy. Szczerze mówiąc, wieczorem długo myślał nad tym, czy nie lepiej byłoby samemu pójść do Seunghyuba i nie poprosić o przeniesienie. W końcu skoro oboje męczyli się i ranili nawzajem, to jaki był cel dalszej współpracy?
Wszedł do środka budynku, z początku mając zamiar wręcz od razu udać się do biura Lee, wymyślając cokolwiek, żeby ten przydzielił go do kogoś innego. Ostatecznie jednak minął jego gabinet, ruszając prosto w stronę biura, jakie obecnie dzielił niestety z Changbinem, obwiniającym go za całe zło świata. Nie wiedział, co nim kierowało, ale po prostu tam poszedł.
Na całe szczęście pomieszczenie było jeszcze puste, co oznaczało tylko tyle, że jego partner pewnie pojawi się tutaj niedługo po nim. Korzystając z ostatnich chwil spokoju, skierował się do biurka przeznaczonego dla niego, siadając przy nim i wręcz od razu układając czoło na chłodnym blacie. Pojęcia nie miał, ile czasu zostało mu do momentu, w którym Seo wejdzie do środka i prawdopodobnie od razu zacznie na niego krzyczeć, jak śmie kłaść głowę na miejscu Hyunjina.
Kiedy Seunghyub powiedział mu, że będzie pracował z mężczyzną, który niedawno stracił partnera, spodziewał się raczej przygnębionego człowieka, a nie chodzącego wulkanu. Chęć przeniesienia była bardzo silna, ale z drugiej strony nie chciał tak po prostu zostawić sprawy zaginionego chłopaka. Nie odmawiał Changbinowi umiejętności, ale skupienia na sprawie już tak.
Żaden z nich nie wiedział, czy chłopak nie znajduje się w poważnym bezpieczeństwie, a jego życie nie jest zagrożone. Oczywiście miał nadzieję, że tak nie jest, ale przecież nie mógł mieć pewności. Zwłaszcza po tym, jak Yang wspomniał o niebezpiecznym mężczyźnie przychodzącym do klubu.
Niestety jego myśli w pewnym momencie zostały przerwane przez dźwięk otwieranych drzwi, przez co wręcz od razu się wyprostował, podnosząc głowę z blatu, wzroku jednak nie przenosząc ani trochę w bok. Wiedział, że do pomieszczenia wszedł właśnie Changbin, któremu dzisiaj ani trochę nie chciał się narażać, nawet jeżeli miałoby to oznaczać całkowite siedzenie w ciszy oraz nie odzywanie się ani słowem.
CZYTASZ
gunshot lullabies | binsung
Fanfic⌜ᴡᴇ ᴀʀᴇ (ɴᴏᴛ) ʙᴜʟʟᴇᴛᴘʀᴏᴏꜰ⌟ Changbin od początku wiedział, jak niebezpieczna jest jego praca, jednak dopiero gdy podczas służby ginie jego partner, a zarazem przyjaciel, zdaje sobie sprawę z tego, jak wiele wyrzeczeń i poświęceń może go to kosztować...