⌜ᴡᴇ ᴀʀᴇ (ɴᴏᴛ) ʙᴜʟʟᴇᴛᴘʀᴏᴏꜰ⌟
Changbin od początku wiedział, jak niebezpieczna jest jego praca, jednak dopiero gdy podczas służby ginie jego partner, a zarazem przyjaciel, zdaje sobie sprawę z tego, jak wiele wyrzeczeń i poświęceń może go to kosztować...
Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.
Huk wystrzału, przeraźliwy pisk dzwoniący bez końca w jego uszach, niemalże odbierający mu władzę nad ciałem, nad sobą — to było wszystko, co czuł. Nie czuł fizycznego bólu, tego był pewien, ale miał wrażenie, jakby strzał strachu przeszedł prosto przez jego serce, kompletnie zabierając mu możliwość ruchu. Czuł się osłupiały, przerażony, zatrzymany poza czasem — jakby ktoś po prostu kliknął pauzę, jakby świat nagle się zatrzymał, a jedynym, co do niego docierało, był nadal dzwoniący w jego uszach dźwięk wystrzału.
Nie miał pojęcia, jak długo stał osłupiały, po prostu wpatrując się w miejsce, w którym jeszcze przed chwilą stała osoba, która wystrzeliła pocisk, jakiego dźwięk nadal rozbrzmiewał w jego uszach. Nie potrafił się ruszyć, jakby to, co stało się przed chwilą, było niczym klątwa, która zaklęła go na zawsze właśnie w takiej pozycji, odbierając mu zdolność do władzy nad swoim ciałem. Nagle wszystkie emocje zniknęły, a on poczuł jedynie pustkę — jakby wraz z cichnącym strzałem, który jednak nadal dudnił w jego uszach, zaczęły uciekać też uczucia.
I może stałby tak dalej, poddając się temu potwornemu urokowi klątwy, którą rzucił na niego ich wróg, posuwając się do strzału, gdyby do jego uszu nie dotarł kolejny, jeszcze bardziej przerażający w swojej istocie huk. Nadal czuł się otępiały, osłupiały, ale zdołał obrócić głowę w kierunku, z którego dotarł go kolejny huk, momentalnie zdając sobie sprawę z tego, co się stało.
A było to rzeczą jeszcze gorszą, niż to, co stało się przed chwilą.
Bo może on nie poczuł niczego, poza przeraźliwą pustką, tak momentalnie zrozumiał, że jego partner nie miał tyle szczęścia. Natychmiast zatęsknił za tym uczuciem pustki, które wypełniało go jeszcze chwilę wcześniej, gdyż w tamtym momencie ogarnęło go coś jeszcze gorszego — strach, nieokiełznane przerażenie.
Wiedział, że to nie do swojego partnera powinien podbiec, że powinien ruszył w pogoń za mężczyzną, który postrzelił leżącego już na ziemi policjanta. Może obowiązki nakazywały mu co innego, może wiedział, że powinien nareszcie złapał mafiosa, który już nieraz uciekł im tuż sprzed nosa, jednak wtedy miał to wszystko już kompletnie gdzieś. Całe śledztwo, dobro wielu porwanych osób, cena, jaka leżała na szali — to wszystko przestało się liczyć w momencie, gdy zrozumiał, że Hyunjin oberwał, że to właśnie w jego partnera trafił wystrzelony przez Jacksona pocisk.
Nie panował nad tym, co robił — to wszystko działo się jakby automatycznie, jakby jego tam wcale nie było. Jedynym, co odczuwał, było przerażenie, nieokiełznany strach, który zdawał się przenikać od środka całe jego ciało. Upadł na kolana tuż koło swojego partnera, którego ciało leżało płasko na betonie, który pokrywał podłoże praktycznie całej hali, w jakiej się znajdowali.
To nie tak miało wyglądać. To nie Hyunjin miał być osobą, która miała paść tego dnia ofiarą strzału.
Krew — to było wszystko, co w tej chwili widział. Bordowa ciecz zdawała się zalewać cały brzuch jego młodszego partnera, pomimo tego, że miał on na sobie kamizelkę kuloodporną. I może Changbin wiedział, co powinien zrobić w takiej sytuacji, może już nieraz ratował czyjeś życie, ale w tamtej chwili nie był w stanie racjonalnie myśleć. Nie docierało do niego to, co się działo, co widział, czego był świadkiem.