Przesyłka

284 23 4
                                    

Potworne walenie do drzwi, nie ustawało. Była siódma, sobota rano. To nieludzkie budzić kogoś w ten sposób. Alicja otworzyła z trudem oczy. Niech ktoś uciszy tego intruza. Błagam. Naciągnęła kołdrę mocniej na głowę. Miała nadzieję, że Ozi otworzy drzwi, ale wyglądało na to, że go nie ma.

- Już idę – wygramoliła się z łóżka.

- Przesyłka do Alicji Stones – młody mężczyzna z pudełkiem w ręku uśmiechnął się.

- To ja – dopiero teraz dotarło do niej, że musi wyglądać tragicznie. Nie miała obsesji na punkcie swojego wyglądu, ale była świadoma, jak wygląda tego poranka. Włosy w nieładzie, ubrana w różowy szlafrok w renifery, prezent od babci. Nie dziwne, że kurier miał przylepiony uśmiech. Podpisała szybko odebranie przesyłki.

Pudełko było duże i płaskie. Niewiele osób wie, że tu mieszka. W zasadzie tylko Igor i nawet on nie ma adresu. Co to może być?

Kilkoma sprawnymi ruchami odpakowała przesyłkę. Ostrożnie otworzyła pokrywę pudełka. To był jasnobeżowy płaszcz. Pogładziła go dłonią, był bardzo delikatny i miły w dotyku. Wyjęła ostrożnie z pudełka i przymierzyła. Wyglądała hmm... ciężko powiedzieć. Był przepiękny. Dopasowany w talii, z paskiem i kołnierzem zapinanym wokół szyi. Idealny na wietrzne dni. Włożyła ręce do kieszeni i wyczuła kawałek papieru, a dokładniej mały papierowy kartonik. Z odręcznym napisem.

„Załóż do pracy, na dworze jest zimno"

Bez podpisu. W sumie nie musiał się podpisywać, doskonale wiedziała, że przysłał go Robert. Takie tam nawiązanie, do ostatniej wczorajszej uwagi przed samochodem. Dlaczego się fatygował? I jakim sposobem tak szybko go dostarczono. Musiał mieć jakieś układy w firmie kurierskiej. Ta myśl ją rozbawiła. Weszła do kuchni z wielkim uśmiechem na twarzy. Jak jeden mały prezent, może zmienić zwykły w cudowny poranek. Bardzo chciała, by nie zrobiło to na niej wrażenia. Było wręcz przeciwnie. Jeśli jej nie lubi, dlaczego jej coś kupował? Ignorował ją całymi dniami, a później taka niespodzianka. Powinna go zwrócić. Nie może przyjmować od niego prezentów. Z drugiej strony, płaszcz bardzo jej się podobał. Nigdy w życiu nie miała, czegoś tak ładnego. Głupio oddawać prezent. Zatrzyma go.

Niecałą godzinę później, po porządnej dawce kofeiny była gotowa do pracy. Chciała nadrobić zaległości. Chciała w ten sposób okazać wdzięczność Oziemu.

Na poboczu czekał na nią Robert. Wysiadł z samochodu, by otworzyć jej drzwi.

- Co tu robisz? – Spytała zaskoczona jego obecnością.

- Czekam na ciebie, jesteś spóźniona. Jest przed dziewiątą.

- Chwileczkę. Po pierwsze jest sobota i nie mówiłam, że będę pracować. Nikt nie kazał ci na mnie czekać. Mogę pojechać autobusem. Jak długo tu stoisz?

- Długo. Ładnie wyglądasz.

Na to nie była przygotowana. Na jego gburowaty ton tak, ale komplement ją zaskoczył.

- Dziękuję za płaszcz. Nie powinieneś mi nic kupować – przecież mnie nie lubisz. Dokończyła w myślach.

- A po drugie?

- Co po drugie?

- Powiedziałaś, że po pierwsze nie powinienem ci nic kupować, czyli powinno być jeszcze po drugie.

- Nie powinnam go przyjąć – odpowiedziała, patrząc mu w oczy.

- To dobrze, że nie robisz tego co powinnaś.

- Co to ma znaczyć?

- Nic. Stwierdzam fakt. Ładnie w nim wyglądasz. Wsiadaj już, mamy dużo pracy.

- My?

- Musimy razem przejrzeć pewne papiery. Miałem zrobić to z Rebeką, ale się rozchorowała.

- Skąd wiedziałeś, że będę dziś pracować?

- Intuicja.

No i masz. Chciałam, by był dla mnie milszy i się doczekałam. Jakby tymczasowe zawieszenie broni. Prawdopodobnie tylko na czas wspólnej pracy, ale zawsze można mieć nadzieję. Z drugiej strony dzień bez ciętych uwag był dniem straconym. Na samą myśl uśmiechnęła się. Ukradkiem spojrzała na Roberta. Jechał skoncentrowany, patrzył przed siebie.

W biurze szybko zajęli się pracą. Porównywali dane z wydruku i tabel w komputerze. Siedzieli naprzeciwko siebie. Dzieliła ich mała odległość stołu. Robert siedział rozluźniony i przyglądał się jej. Ciekawe, o czym myślał.

Przez ułamek sekundy, można było dostrzec uśmiech lub coś na kształt uśmiechu na jego twarzy, ale to pewnie tylko jej wyobraźnia, która ostatnio płatała figle.

- Skup się. W takim tempie tego nie skończymy.

- Nareszcie.

- Nareszcie co? – Zmarszczył lekko brwi.

- Jesteś sobą. Gburowaty facet, robiący niemiłe uwagi. Już myślałam, że masz zły dzień. – Wstała, odsuwając krzesło do tyłu.

- Gdzie się wybierasz? – Złapał jej rękę za nadgarstek, unieruchamiając w mało wygodnej pozycji. Lekko pochylona do przodu, zawisła tuż nad jego głową. Spojrzał jej prosto w oczy. Twarz miał nieprzeniknioną, oczy chłodne. Wyglądał, jakby dokonywał kalkulacji. Jego wzrok kusił swoją intensywnością. Głębia spojrzenia sprawiała, że nogi się pod nią ugięły, a serce zaczęło mocniej bić. To był pierwszy raz, gdy spojrzał na nią w ten sposób. Seksowny i kuszący.

Sam nie wiedział, co nim kierowało. Puścił Alicję zbyt oszołomioną i zdezorientowaną, by coś powiedzieć. Wstał i wyszedł. Tak po prostu.

Wrócił po chwili. Zastał ją dokładnie w tym samym miejscu, co wcześniej. Stała oparta o stół, analizowała jego zachowanie. Nic się nie stało, nic się nie stało. Powtarzała po cichu. Próbowała uspokoić swój przyspieszony puls i oddech. Jeśli nic się nie stało, to czemu jej puls tak galopował.

- Odwiozę cię - usłyszała jego głos – wystarczy na dzisiaj. Skończę tą analizę w poniedziałek z Rebeką.

To podziałało jak kubeł zimnej wody.

Co ja sobie wyobrażałam? Że mogę być dla niego kimś ważnym. Idiotka ze mnie. To tylko praca, a on robi dokładnie to, co mu kazał Ozi. 

Ludzie cienia (zawieszone)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz