Minęło kilka dni, a ja czułam się zupełnie kimś innym. Jasne, że ciągle odczuwałam niepokój przed Pansy, ale teraz przynajmniej wiem, że mam przy sobie wspaniałych ludzi, na których mogę polegać i którzy zawsze mi pomogą...
Od samego rana siedziałam w wspólnym pokoju i czytałam książkę. Dziwnie było mi się przyzwyczaić, że bez problemu mogłam przebywać w miejscu gdzie przewija się tyle osób.
— Chodźmy, bo się spóźnimy na eliksiry. Na razie Ann!— krzyknął Ron przechodząc przez drzwi.
— Idziemy! Od kiedy tak mu się spieszy na lekcje?— rzuciła Hermiona poprawiając książki, które trzymała w rękach.
— Dobre pytanie.— Dodał Harry idąc lekkim krokiem za dziewczyną.— Do zobaczenia Ann!
— Cześć!— wzięłam książki i ruszyłam w stronę sali do wróżbiarstwa.
Idąc przez korytarz czułam na sobie wzrok innych uczniów. Zachowywali się jakbym była z innej planety. Ciekawe czy to przez makijaż czy nową fryzurę, ale niesamowicie dobrze się z tym czułam. Jakbym była kimś innym... Niestety długo nie nacieszyłam się moją przemianą, bo drogę zagrodziła mi moja ulubiona dręczycielka.
— Długo się nie widziałyśmy!— Zaśmiała się. Jej śmiech był cały czas taki sam; szyderczy i pełen urazy.
Miałam już serdecznie dość jej docinek. Czułam, że zaraz eksploduję. Nie spodziewałam się, że nowy wygląd doda mi tyle pewności siebie. Zebrałam się w sobie i odkaszlnęłam.
— Pansy daj już sobie spokój. Idź może opierdol laskę Draconowi?— Matko jedyna! Skąd w moich ustach wzięły się takie słowa?! Już chciałam ją przeprosić kiedy nagle zauważyłam, że dziewczynę kompletnie zatkało. Nie mogłam tego tak zostawić więc odchodząc szturchnęłam ją delikatnie w bark. To była wisienka na tym gównianym torcie. Niesamowita satysfakcja przepełniła mnie od góry do dołu.
Weszłam do klasy i zamiast zająć miejsca w rogu sali jak to robiłam zazwyczaj, usiadłam na środku tuż obok Ginny i kilku innych osób, których imion nie znałam.
— Otwórzcie swoje u--— zdanie nauczycielki przerwał łomot otwierających się drzwi, przez które przeszła postać ubrana na czarno.
— Witam. Mógłbym poprosić na moment panią Black?— Snape spojrzał na nauczycielkę a następnie na mnie. Był czerwony ze złości. Po chwili obrócił się na pięcie i stanął przed salą czekając, aż wyjdę.
Nauczycielka spojrzała na mnie i zrobiła gest ręką, który jasno wskazywał, że mam wyjść z klasy. Musiałam to zrobić. Mimo tego, że cholernie bałam się tego faceta z wiecznie tłustymi włosami to nie chciałam wpaść w większe tarapaty. Wstałam i zamknęłam za sobą drzwi.
— Co ty sobie wyobrażasz?!— pociągnął mnie za rękaw od mojej szaty.
— Nie rozumiem.- Lekko się przestraszyłam, ale wiedziałam, że nie może mi zrobić krzywdy. Nie, kiedy za drzwiami jest masa uczniów z nauczycielką.
— Nie udawaj głupiej! Dlaczego rzuciłaś na Parkinson zaklęcie żądlące?!
— C-co?! To nie prawda! To ona cały czas mnie dręczy!— Starałam się tłumaczyć ale było to na marne... On wierzył tylko swoim. Nie było w nim choćby cienia obiektywizmu. Liczyło się dla niego głównie dobro Slytherinu. Nienawidził Gryfonów, a udupienie któregoś z nich było miodem na jego skamieniałe serce.
— Dość kłamstw! Minus pięćdziesiąt punktów dla Gryffindoru i zostaniesz dzisiaj po lekcjach!
— Ale ja tego nie zrobiłam!- Krzyknęłam, a oczy zaszły mi się łzami.