Całą noc myślałam tylko o słowach Dracona. Miałam wrażenie, że stara się przejąć nade mną kontrolę.
— Ann! Wstawaj masz trzydzieści minut do rozpoczęcia lekcji!— Hermiona wparowała do mojego pokoju jak do siebie.
— Daj mi spokój!— Starałam się ją wygonić ale na marne. Granger jest typem uparciucha, który nieważne, czy by się paliło czy byłoby trzęsienie ziemi i tak postawi na swoim.
— Snape znowu da Ci karę!
—Wyjdź! Daj mi jeszcze chwile!— Przykryłam głowę poduszką.
— Nie ma mowy! Wingardium leviosa!—Jedym ruchem różdżki zdjęła ze mnie kołdrę.— Zakładaj to i pędź na lekcje!— Podał mi pierwsze ubranie leżące na fotelu i wyszła z pokoju.
— Dzięki...— Mruknęłam pod nosem.
Szybko założyłam szarą spódnice i luźną bordową bluzę. Upięłam włosy w kucyk i szybkim ruchem zgarnęłam książki z biurka. Pospiesznym krokiem dotarłam do sali od eliksirów. Bałam się dostać kolejnej kary od Snape'a, ale po wczorajszych wydarzeniach chyba nic mnie już nie zdziwi.
Wbiegłam do klasy, ledwo mieszcząc się w drzwiach i usiadłam na krześle.
— A co Ty taka niewyspana?— Ginny spojrzała na mój smętny wyraz twarzy.
— Nawet nic nie mów. Nie mogłam zmrużyć oka. Cały czas myślałam o tym co się stało na korytarzu.—Mówiłam nieprzytomnym głosem. Wolałabym teraz nie siedzieć na tych lekcjach, tylko spać.
— Nie opowiesz mi o tym prawda?— Nalegała.
— Nie chcę o tym mówić... innym razem...— Mówiąc to do klasy wleciał Snape, z tak samo tłustymi włosami jak zazwyczaj.
— Ale wiesz, że mi możesz powiedzieć wszystko...
— CISZA!— Warknął profesor.— Panno Black? Chyba nie masz ochoty znowu spędzać wolnego czasu na układaniu eliksirów?— Zapytał dosadnie.
— Wszystko mi jedno—szepnęłam bez zastanowienia.
— Tak? Zgoda! To po lekcjach zostaniesz i będziesz odklejać gumy spod ławek.— Ciekawe od kiedy on ma taki dobry słuch.
Zakryłam moją zażenowaną twarz dłońmi. Gorzej już chyba być nie może...
— Dlaczego on się tak na Ciebie uwziął?— Szepnęła Ginny.
— Chyba po akcji z Pansy. Cały czas myśli, że to ja ją oszpeciłam...— Nie oszukujmy się. Bardzo chciałam to zrobić, ale za bardzo bałam się konsekwencji. Chociaż teraz, skoro ten chuj i tak co chwile daje mi kary to i tak nie mam nic do stracenia.
— Jeszcze masz coś do powiedzenia?— Odwrócił się.
— Nie, przepraszam... Już będę cicho.
— Dziękuje.— Podniósł kąciki ust jakby chciał się uśmiechnąć, ale to jednak był Snape, więc jego natura mu tego zabraniała.
Całą lekcje patrzył na mnie jakby chciał mnie zabić, albo torturować i zakopać. Czułam się strasznie niepewnie, siedziałam jak na szpilkach i liczyłam minuty do końca lekcji. Kiedy nareszcie przyszedł na to czas zerwałam się z krzesła i wyszłam z Ginny na korytarz.
Po kilku krokach podeszłyśmy do ławki na której siedzieli Harry, Ron i dwóch rudych chłopaków.
— Znowu dostała karę.— Ginny zwróciła się do nich.
— Na starość poprzewracało mu się w głowie!— Zażartował Ron.
— Hej, my się chyba jeszcze nie poznaliśmy, jestem Fred.— Jeden z rudych nieznajomych wyciągnął do mnie dłoń.
— A ja George!— Zrobił to samo.
— Moi bracia.— Wtrąciła Ginny.
— Miło poznać.— Szczerze mówiąc nie mam pojęcia po czym można ich rozpoznać. Wyglądają praktycznie identycznie. Może jeden ma smuklejszą twarz, chociaż sama nie wiem. Jestem pewna tylko tego, że obaj są rudzi i wysocy.
— Mówisz, że masz problem z Nietoperzem z lochów?— Podszedł do mnie jeden z klonów. Chyba to był George. Tak mi się wydaje, ale nie miałam pocięcia o kim on mówi.
— Z kim?
— Tak się mówi na Snape'a.— Ron mnie oświecił.
To nawet ma sens. ,,Nietoperz z lochów". Pasuje do niego
— Ja nie mam żadnego problemu to on cały czas mnie uziemia za wszystko. To już 2 kara od początku roku, a mamy dopiero pierwszy miesiąc!—Zirytowana podkreśliłam ostatnie słowo wypowiedzi.
— Nieźle sobie radzisz.- zaśmiał się Fred.
— Może się zakochał.— Bliźniacy powiedzieli jednym głosem.
— Nawet tak nie żartujcie!
— Nie martw się, Snape od zawsze był dziwny...- Harry poklepał mnie po ramieniu.— Na mnie też się uwziął. Z resztą nie tylko na mnie. Wszyscy Gryfoni są przez niego szkalowani.
— Dzięki, ale bez was nie przeżyłabym w tej szkole.
— Przecież po to są przyjaciele.
To było nawet miłe z ich strony, ale mimo wszystko dalej nie przyzwyczaiłam się do życia wśród takiej ilości ludzi, nie mniej jednak coraz bardziej zaczynało mi to odpowiadać.
— Ann, chodź bo spóźnimy się na zielarstwo. Narazie chłopaki.— Pospieszyła mnie dziewczyna.
— Do zobaczenia!— Żegnając się dostrzegłam Draco kątem oka. Miałam nadzieje, że to tylko zwidy, bo był ostatnią osobą na której towarzystwo miałam ochotę. A nie, chwila. Jest jeszcze Pansy i Blaise.— Jeszcze jego tu brakowało.— Szepnęłam.
— Coś mówiłaś?
— Nie nic... chodźmy!