Rozdział 17

137 11 10
                                    


-Louis Tomlinson, dla przyjaciół Lou.

Nie wysoki mężczyzna, siedzący obok Harrego wzbudził we mnie zaufanie. Niebieskie tęczówki, niczym ocean zerkały to na mnie to na Stylesa. Jego dobrze uwydatnione kości policzkowe są jednym z atutów. Gdyby nie patrzeć na wzrost i wiek, to to na prawdę świetny facet. No bo, co- prawnik to nie jest zły zawód prawda. Założę się, że w domu ma równie gustownie, jak Styles.

-Millicenta, wole jednak Milli.

-Słyszałem od Harrego, że sprzedano stadninę należącą do twojej babci.

-To prawda, zrobiła to moja ciocia, jej córka.

-Czy twoja babcia spisywała jakiś testament?

-Nie wiem, ostatni raz byłam u niej w sierpniu.- pragnę dodać, że mamy listopad.

-Jeżeli masz klucze do domu babci, możemy jechać to sprawdzić.

Spojrzałam to na loczka, to na szatyna. Uśmiechali się do siebie porozumiewawczo. Mieli to zapewne ukartowane. Jestem tego pewna. Przecież inaczej, by nie posyłali sobie tych głupkowatych uśmiechów.

-Jedziemy.- odparłam.

...

Dom jeszcze pachniał ciepłym mlekiem. Może nie był nowoczesny, ale nie był też jakoś za bardzo stary. Był bardzo w stylu babci. Nie było tu dużo bibelotów, a więcej zdjęć. Przedstawiały one rodzinę. Na pierwszym z nich, jeszcze czarnobiałym była ona z dziadkiem Jessem wraz z moją mamą i ciotką Grace. Na drugim zaś byłam ja, jako mała dziewczynka, wraz z nią. Sofia czesała moje włosy, a w ręku miała gumeczkę z kokardką. Bardzo je wtedy kochałam, za każdym razem je nosiłam. Na trzecim zaś był mój dziadek z moją mamą i klaczą Zoe. Od małego została zaszczepiona w nas wszystkich miłość do zwierząt. Zapatrzyłam się we wszystkie te fotografię, wracając do wspomnień z nimi związanych. Muszę przyznać, że to był wtedy wspaniały czas beztroski.

-Milli.

Głos szatyna wydobył się zza moich pleców. Obróciłam się do niego twarzą, a jego mina coś skrywała. I nie tylko to, co trzymał w ręku, w jego oczach też można było to dostrzec.

-Tak?

-Chyba coś znalazłem.

Usiedliśmy w salonie. Usiadłam między mężczyznami. Nawet nie czułam, że są ode mnie dużo starsi. Wręcz przeciwnie, z nimi czułam się lepiej, niżbym miała przebywać z kimś w moim wieku.

-Co to jest?

Spojrzałam na kartkę papieru, którą trzymał szatyn. Bardzo się niecierpliwiłam, na co tego dowodem są moje trzęsące się dłonie. Harry musiał to zauważyć. Lekko swoją dłonią potarł o moje plecy. Przyjemne ciepło rozeszło się wzdłuż niego.

-Czy to pismo twojej babci?

Podał mi lekko zżółcony papier. Wzięłam go tak delikatnie z obawą, że jeszcze go podrę. I byłam pewna, że pisała to babcia. Miała bardzo charakterystyczne pismo. Literka "b" miała zawsze zakręcony brzuszek, z kolei "j" było proste, jak igła. Na odpowiedź tylko siknęłam potwierdzająco głową.

-Czytaj na głos.- powiedział do mojego ucha, siedzący po mojej prawej loczek.

Wzięłam głęboki oddech. Na sam widok liter zebrały mi się łzy. Samo to, że jestem tutaj, a jej nie ma, towarzyszy mi dziwne uczucie. Trochę pustki, a za razem świadomość, że jest bezpieczna tam u góry.

- Testament spisany w dniu 14 września bieżącego roku. Londyn, Siquire 23.- oczywiście to był adres mojej babci- Dom, który znajduję się przy ul. Siqure 23 chcę przeznaczyć na dom opieki społecznej. Chcę by ludzie starsi tacy, jak ja mieli na starość dorodne życie właśnie tu- muszę przyznać, że chwyciło mnie to za serce. Cudowny gest, a jestem przekonana, że miejsca będzie dosyć- Mój majątek, choć nie wielki przeznaczam na cel dobroczynny dla dzieci z domu dziecka przy ul. Princess Park 1980. Może te małe wsparcie pomoże w wyremontowaniu tej placówki. Ostatnią rzeczą jaką mam, jest stadnina- zatrzymałam się na chwilę, by wziąć kolejny oddech- stadninę oddaje w ręce mojej jedynej wnuczki. Chcę by Milicenta White zajęła się tym miejscem należycie. Podpisano Sofia Garcia.

𝕥𝕙𝕖𝕠𝕣𝕪 𝕠𝕗 𝕖𝕧𝕖𝕣𝕪𝕥𝕙𝕚𝕟𝕘Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz