> 3 <

17 1 0
                                    

-Co ty tu robisz, Garcia? - spytała szeptem zdenerwowana Annabeth patrząc na zielonookiego. Najwyraźniej nie przepadali za swoim towarzystwem.

-Słyszałaś Chejrona? Mamy sobie pomagać, współpracować ze sobą. - westchnął w tym samym momencie kiedy z tłumu wyłonił się wysoki dziewiętnastolatek. Dziewczyna wywróciła oczami klnąc szeptem po starogrecku.

-No już spokojnie. Po to tu właśnie jesteśmy. Witaj, Percy. Możesz zająć to miejsce na podłodze, o tam. - wskazał palcem na jakiś kąt wśród łóżek i karimat.

-Miło z twojej strony Luke, że użyczasz innym kawałek podłogi. - Lucien parsknął pod nosem na zachowanie grupowego domku. 

-To jest Luke. - powiedziała Annabeth ignorując blondyna, jej głos brzmiał nieco inaczej. - Twój tymczasowy grupowy.

-Tymczasowy? - zdziwił się marszcząc czoło.

-Jesteś nieokreślony. - wyjaśnił Luke. - W jedenastce przyjmujemy wszystkich nowych i wszystkich gości. To oczywiste, naszym patronem jest Hermes, bóg podróżników. - Percy rozejrzał się po nowych twarzach z przerażeniem stwierdzając, że tutaj nie odstąpi rogu ani na krok. 

-Jak długo tu zostanę? - spytał niecierpliwie.

-Dopóki twój boski rodzic cię nie uzna. - wtrącił Lucien po raz kolejny zwracając na siebie uwagę. 

-A ile to trwa? - spytał, a wszyscy się roześmiali. 

-Wiesz co. - zaczęła Annabeth. - Może Lucien pokaże ci boisko do siatkówki? - uśmiechnęła się, a wypowiedziane przez nie słowa wprowadziły zielonookiego w lekkie zmieszanie, ale widząc jej spojrzenie zrozumiał, że nie ma już odwrotu.

-Ale ja już je widziałem. - odparł szybko nie chcąc wchodzić w jakiekolwiek interakcje społeczne z tym chłopakiem. 

Słowa Grovera dały mu trochę do myślenia.

Straszy chłopak spoglądając gniewnie na Annabeth złapał Nowego za nadgarstek i wyciągnął z domku zamykając za sobą drzwi. Szli w ciszy, mijali obozowiczów, którzy albo witali się z Lucianem, albo szeptem wymieniali się uwagami i spostrzeżeniami na temat Percy'ego wśród swoich znajomych. Po wielu kłótniach samemu ze sobą młodszy brunet postanowił się odezwać. 

-Kto jest twoim boskim rodzicem? - nie ukrywał, że bardzo go to ciekawiło. 

Grover wspomniał mu o dzieciach Aresa, ale chłopak wcale nie wyglądał jak te dzieciaki z piątki. Jeden kącik ust Luciana powędrował ku górze.

-Apollo. - zaśmiał się słysząc grzmot nad obozem.

-Grover wspominał, że trzymasz się z dzieciakami Aresa. - mruknął na co chłopak znów się zaśmiał.

-No tak. Grover, ma strasznie długi jęzor jeśli chodzi o sprawy niektórych obozowiczów. Pewnie wspomniał też o tym, że siedzę tu dłużej od samej Annabeth. - westchnął. - Za dzieciaka zawsze chciałem, żeby to on okazał się być moim ojcem. - brunet nie do końca załapał co miało oznaczać stwierdzenie za dzieciaka, więc zadał kolejne pytanie.

-Ile miałeś lat kiedy tu trafiłeś? - zielonooki spojrzał na niego dziwnie po czym uśmiech znów zawitał na jego twarzy.

-Ciekawski jesteś. Długa historia, którą z pewnością opowie ci Grover jak go tak dłużej pomęczysz. Wiesz, ja na twoim miejscu nie przejmowałbym się takimi sprawami. 

Poklepał go po ramieniu, a Percy'emu zrzedła mina na wiadomość, że nie da rady nic więcej z niego wyciągnąć. Miał chociaż nadzieję, że Grover w końcu pęknie i powie mu wszystko od a do z. Następnie bez słowa ruszyli w miejsca, których Chejron nie zdążył pokazać nowemu obozowiczowi, czyli: kuźnię, pracownie plastyczną, ściankę wspinaczkową, a na końcu wrócili nad jezioro.

-Muszę coś jeszcze załatwić w Wielkim Domu, a ty postaraj się nie wpakować w żadne kłopoty z dzieciakami z piątki. Łatwo zaleźć im za skórę. Obiad jest o siódmej trzydzieści i lepiej idź jeść razem z innymi. - wyjaśnił. - Muszę spadać. - i odbiegł w stronę wielkiego budynku w którym Percy się obudził.

son of ApolloOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz