-Annabeth przepraszam za toalety. - mruknął, a dziewczyna jedynie westchnęła.
-Daj spokój. - machnęła ręką usiłując znaleźć wzrokiem Luciena. Była na niego wściekła, że nie przypilnował Jacksona jak było trzeba.
-To nie była moja wina.
Popatrzyła na niego z powątpieniem przez co uświadomił sobie, że to była jego wina. To on sprawił, że woda trysnęła ze wszystkich urządzeń łazienkowych. Nie miał pojęcia jak to się stało, ale kanalizacja tak na niego reagowała. Na pewno nie powinien zostać hydraulikiem.
-Powinieneś porozmawiać z Wyrocznią. - wypaliła jasnowłosa.
-Z kim? - spojrzał na nią niezrozumiale.
-Nie z kim. Z czym. Z Wyrocznią. Pogadam z Chejronem.
Stali tak chwilę wpatrując się w tafle wody.
-A kto jest twoim tatą? - spytał.
Annabeth zacisnęła palce na balustradzie pomostu. Odniósł wrażenie, że wstąpił właśnie na bardzo cienki grunt.
-Mój ojciec jest wykładowcą w West Point. - odparła. - Nie widziałam go od dawna. Uczy historii Stanów Zjednoczonych.
-Jest człowiekiem. - zauważył.
-A co? Myślałeś, że tylko bogowie interesują się śmiertelniczkami? Co za seksizm!
-Kto w takim razie jest twoją mamą?
-Domek numer sześć. - powiedziała jakby to była najbardziej oczywista rzecz na świecie.
-Czyli?
-Atena, bogini mądrości i wojny. - okej, niech jej będzie. Pomyślał.
Nie wiedział o co może ją jeszcze spytać, prawie o wszystkim powiedział jej Lucien. Najwyraźniej Annabeth też nie cisnęło się nic na język, bo dalej wpatrywała się w jakiś pusty punkt przed sobą. Kiedy Percy po raz kolejny przypomniał sobie słowa Grovera zaryzykował zadając kolejne pytanie.
-A ty... jesteś całoroczna?
Annabeth potaknęła. Wyciągnęła spod swojej pomarańczowej koszulki naszyjnik z pięcioma glinianymi paciorkami w różnych kolorach. Wyglądał tak samo jak Luke'a, ale dziewczyna miała również nadziany na rzemyk złoty pierścień, przypominający te które daje się absolwentom na niektórych uczelniach.
-Jestem tutaj odkąd skończyłam siedem lat. - odpowiedziała. - Zawsze w sierpniu w ostatnim dniu letniego trymestru dostajesz paciorek za przeżycie kolejnego roku. Jestem tutaj dłużej niż większość grupowych, a oni wszyscy są starsi.
-Czemu przyjechałaś tak wcześnie? - zacisnęła palce na paciorku.
-Nie twoja sprawa. - no i wrócili do punktu wyjścia.
Po raz kolejny zapadła chwilowa cisza przerywana co jakiś czas krzykami obozowiczów, które dochodziły z boiska. Wgapił się w swoje buty widząc, że blondynka nie planuje powracać o rozmowy. Brunet dalej miał masę pytań jednak wiedział, że jest tu zbyt krótko, żeby dowiedzieć się o wszystkim ot tak.
-Och Percy tu jesteś! - głos Luciena rozbrzęczał mu w uszach.
Uniósł głowę tak samo jak Annabeth, która po raz kolejny wlepiła swój wzrok w książkę dotyczącą architektury. Zamknęła ją głośno i wzięła kilka wdechów, żeby uspokoić swoje nerwy co nie do końca podziałało. Miodowo włosy stanął między nimi z szerokim uśmiechem na twarzy, przez co Percy zrozumiał, że nie zdążył się jeszcze dowiedzieć co wydarzyło się w łazience.
-Czy ty traktujesz na poważnie choć jedną rzecz, Garcia? - spytała zdenerwowana dziewczyna. Lucien spojrzał na nią spod byka i zmroził ją wzrokiem.
-Wszystko traktuję na poważnie, Chase. - podszedł do niej bliżej przy czym blondynka musiała zadrzeć głowę do góry, żeby mogła spojrzeć mu w oczy.
-To dlaczego Jackson wysadził toalety? - kolejne pytanie wypadło z ust córki Ateny. Chłopak stał chwilę w milczeniu a potem się roześmiał.
-Och, Beth. - poklepał ją po ramieniu, jednak ona szybko ją odtrąciła i posłała mu mordercze spojrzenie. Definitywnie nie lubiła kiedy do niej tak mówił. - Jeszcze dużo nauki przed tobą. Chejron wyraźnie wydał polecenie oprowadzenia go po obozie, a nie niańczenia do końca jego dni. Czy ja wyglądam na niańkę? - rozłożył ręce i spojrzał na bruneta z politowaniem. Wiedział, że chłopak może spowodować problemy, ale nie już pierwszego dnia.
-Jak ty mnie irytujesz, Garcia. - odparła z irytacją blondynka.
-O co ci chodzi? - zmarszczył brwi.
-Nic dziwnego, że wyrzucili cię z Olimpu. - odparła oschle, a widząc minę starszego chłopaka na jej twarzy pojawiło się coś na wzór satysfakcji.
Percy powstrzymał się od wytrzeszczenia oczu i skomentowaniu tych słów. Lucien starał się nie pokazać po sobie, że te słowa jakikolwiek sposób go zabolały co totalnie mu nie wyszło. Zeskanował ją jedynie wzrokiem i bez zbędnego słowa odszedł w stronę grupki młodszych dzieciaków Apolla, którzy grali na boisku w siatkówkę.

CZYTASZ
son of Apollo
Fanfictionzawieszone Skrywa tajemniczą przeszłość, a jego los jest już zapisany na kartach historii. Wie, że zostało mu niewiele, ale robi wszystko, żeby żyć jak najdłużej. •Oparte na książkach Rick'a Riordan'a •Wszelkie podobieństwo do innych opowiadań jest...