-Załapiesz. W piątek będzie zdobywanie sztandaru. Rozmiar pięć chyba będzie pasować. Poproszę Luciena, żeby poszedł z tobą do zbrojowni. On zna się na tym najlepiej. - Percy spojrzał niezrozumiale na Chejrona.
Nie rozumiał co to za obóz letni, który ma zbrojownię jednak miał inne sprawy na głowie. Odwiedzili jeszcze strzelnicę, staw z kajakami, stajnie, boisko do rzutu oszczepem, odeon, w którym odbywały się śpiewy oraz arenę gdzie organizowano wali na miecze i włócznie.
-Walki na miecze i włócznie? - nieco się przeraził. Miał jednak nadzieję, że nikt tu nie ginie.
-Rywalizacja między domkami. - wyjaśnił. - Nie na śmierć i życie. Zazwyczaj. - odparł co nie do końca poprawiło humor brunetowi.
Zazwyczaj. Co to miało znaczyć? Po zobaczeniu kantyny Chejron zaprowadził go do domków. Było ich dwanaście a wszystkie były ustawione na kształt litery "U" dwa u podstawy i po pięć na ramionach. Zdaniem Percy'ego stanowiły one niewątpliwie zbiór najdziwniejszych domków, jakie kiedykolwiek widział na oczy. Poza tym każdy z nich miał nad drzwiami tabliczkę z numerem domku, różniło je wszystko. Popatrzył na każdą budowlą porównując je nawzajem do siebie. Zdążył zwiedzić kilka domków w tym numer pięć, gdzie został obrzucony setką wrogich spojrzeń.
-Och, spójrz no. - powiedział. - Annabeth na nas czeka.
Kiedy Chejron wypowiedział jej imię przypomniał sobie, że to niejaki Lucien miał być jego przewodnikiem. Jednak podejrzewał, że zmienił swoje plany i nie spotka go za szybko. Jasnowłosa dziewczyna czytała książkę przy domku oznaczonym numerem jedenaście. Kiedy do niej podeszli dziewczyna obrzuciła bruneta krytycznym spojrzeniem, jakby wciąż zajmowało ją to, jak bardzo się ślini.
-Annabeth. - odparł Chejron. - Mam w południe trening łucznictwa. Zajmiesz się Percy'm?
-Jasne, Chejronie.
-Domek numer jedenaście. - zwrócił się do Jacksona wskazując na wejście. - Rozgość się.
Wszedł z dziewczyną do środka zostawiając centaura na zewnątrz, gdyż drzwi były zdecydowanie jak dla niego za małe. W środku było tłoczno, dziewczyny, jak i chłopaki próbowali porozmawiać ze sobą nie przekrzykując siebie nawzajem jednak zdaniem Percy'ego dość słabo im to wychodziło. Na pierwszy rzut oka zauważył, że łóżek było o wiele mniej niż obozowiczów choć miał nadzieję, że to tylko złudzenie. Wszędzie na podłodze stały plecaki, wyglądało to jak sala gimnastyczna gdzie Czerwony Krzyż urządził ośrodek dla uczniów. Kiedy obozowicze w końcu ujrzeli Chejrona wszyscy wstali i ukłonili się z szacunkiem.
-Doskonale. - powiedział. - Powodzenia, Percy. Widzimy się wieczorem. - i pogalopował w kierunku strzelnicy.
Nadal chłopak stał w drzwiach, gapiąc się na swoich nowych kolegów, którzy zdążyli się już wyprostować i skanować go wzrokiem. Znał to uczucie doskonale. Zaliczył sporo szkół podczas swojej krótkiej edukacji w normalnych szkołach.
-No? Może wejdziesz? - zachęciła GO Annabeth.
Zgodnie ze swoimi przewidywaniami potknął się na progu i zrobił przy tym z siebie kompletnego idiotę. Kilka osób zaśmiało się cicho.
-Percy Jacksonie, witaj w domku jedenaście! - odparła uroczyście blondynka jednak bez większego entuzjazmu.
-Zwyczajny czy nieokreślony? - spytał ktoś. Nie miał pojęcia co odpowiedzieć, ale na szczęście ktoś go z tego wyręczył.
-Raczej nieokreślony. - usłyszał za sobą schrypnięty głos, jakby co dopiero ten ktoś się obudził.

CZYTASZ
son of Apollo
Fanfictionzawieszone Skrywa tajemniczą przeszłość, a jego los jest już zapisany na kartach historii. Wie, że zostało mu niewiele, ale robi wszystko, żeby żyć jak najdłużej. •Oparte na książkach Rick'a Riordan'a •Wszelkie podobieństwo do innych opowiadań jest...