4. Przyszedł tu dla ciebie?

7.2K 459 264
                                    

Trevor

Rozglądam się po pomieszczeniu, przyglądając wszystkim sprzętom i typom, ćwiczącym w różnych miejscach. Naliczam około dziesięć worków bokserskich oraz kilka gruszek pod daszkiem. Na jednej ze ścian są zamontowane poduchy do ćwiczenia ciosów, a na drugiej drabinki, poręcze i drążki do podciągania. Z sufitu wisi kilka lin gimnastycznych, a na wyłożonej materacami podłodze gdzieniegdzie porozkładane są hantle, piłki lekarskie i opony treningowe. Jedna część sali wyposażona jest w różnego typu maszyny do ćwiczeń, od ergometrów wioślarskich, bieżnie, ławeczki, motylki, suwnice, stacjonarne poręcze po rzymskie krzesło. Ale moją uwagę najbardziej przyciąga widoczny po drugiej stronie pomieszczenia podłogowy ring.

‒ Dlaczego chcesz zacząć trenować?

Głos McCoy'a zmusza mnie do odwrócenia wzroku od ringu. Spoglądam na siwiejącego mężczyznę, który przygląda mi się oceniającym spojrzeniem.

‒ Nie wyglądasz jakbyś potrzebował mojej pomocy ‒ stwierdza, ze splecionymi na szerokim torsie ramionami.

Musiał być potężny w młodszych latach. Teraz pozostały mu tylko okazałe barki, już bez tak efektownych mięśni.

Wskazuję głową w kierunku ringu.

‒ Ale potrzebuję tego.

W końcu posłuchałem Setha i przyszedłem z nim na halę, w której mój kumpel trenuje boks. Chyba rzeczywiście brakuje mi rozładowania. Muszę się gdzieś wyżyć. Pozbyć się adrenaliny, która bezustannie krąży w moim ciele. A walka na rękawice, a najlepiej na ringu, wydaje się być rozsądnym rozwiązaniem.

Właściciel sali treningowej mruży oczy, nie odpuszczając tak łatwo.

‒ Dlaczego? Jaki masz w tym cel? Ktoś ci zalazł za skórę i chcesz spuścić mu konkretny łomot? Nie trenuję po to, byście potem siali postrach na ulicy albo walczyli jak dzikusy w klatkach.

Spinam się automatycznie na dźwięk jego ostatnich słów. On wie. Wie, że walczyłem w klatce. A po jego minie domyślam się, że niezbyt to pochwala.

Każdy w Columbii, a pewnie i w całej Karolinie Południowej wie, że walki w klatkach wiążą się z gangsterskim światem, typów spod ciemnej gwiazdy. Sam dla jednego z nich walczyłem. Dopóki nie spłaciłem długu i się od tego uwolniłem.

‒ Skończyłem z tym ‒ informuję.

McCoy uśmiecha się, patrząc na mnie z powagą.

‒ A czy oni skończyli z tobą? Nie chcę mieć tu żadnych problemów.

Poruszam szczęką, lekko rozdrażniony. Dla jego dobra niech lepiej już nie ciągnie tego tematu. Wolałbym móc tu przychodzić i trenować, a nie wylecieć już pierwszego dnia za pobicie trenera i właściciela sali.

‒ Bez obaw ‒ odpowiadam krótko, nie kryjąc irytacji w głosie.

Mężczyzna przygląda mi się przez chwilę, rozważając, czy aby na pewno chce osobę mojego pokroju na swojej sali. W końcu się odzywa:

‒ Masz świadomość, że boks to nie to samo, co MMA? Tutaj liczy się tylko walka na pięści. Nie ma żadnych kopnięć, dźwigni, czy pajacowania na macie. Nie będziesz stosował tych technik na mojej sali.

‒ Wiem.

Odwzajemniam hardo spojrzenie McCoy'a, nie ulegając pod wpływem jego surowego wzroku. Ale muszę przyznać, że ma gościu coś w wyrazie twarzy, co wywołuje mimowolny respekt do jego osoby. I nie mam tu na myśli jego postawną posturę, lecz sposób, w jakim się wyraża, ton głosu i bijącą z jego postawy stanowczość i pewność siebie.

Kiedy cię ujrzałemOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz