3

4 0 0
                                    

Szliśmy leśną ścieżką trzymając się za rękę. Jaskrawe światło zachodzącego słońca raziło nas w oczy, mimo gęsto rosnących drzew. Nie przeszkadzało nam to. Podziwialiśmy bogatą naturę leśnego środowiska oraz niesamowite widoki, jakich dostarczały nam promienie słoneczne mieszające się z chmurami o różnych kształtach dając niezwykłą mieszaninę różnych kolorów, co w połączeniu z błękitnym niebem dawało wspaniale wyglądającą kombinację błękitu, różu i pomarańczy. 

Moje myśli zupełnie odpłynęły od wydarzeń dzisiejszego dnia. Czułem się szczęśliwy. Byłem z najbardziej niezwykłą osobą na Ziemi. Osobą, którą kocham. Z dala od tego wszystkiego. Z dala od rzeczywistości, z dala od problemów, z dala od innych ludzi. Miałem wrażenie, że byłem w zupełnie innym świecie. W świecie, w którym byliśmy tylko we dwoje. W świecie, w którym liczyliśmy się tylko my. W którym byliśmy tylko my i dzika, dziewicza przyroda. Lubiłem nasz mały wszechświat. Wręcz kochałem go. Nigdzie indziej nigdy nie czułem się tak szczęśliwy, jak tutaj. W naszym niewielkim, pięknym świecie. W wymiarze bez przeszkód, bez zła, bez problemów. Wystarczyło tak niewiele, aby się do niego dostać, ale dawało to tyle szczęścia, tyle radości. Każda troska, każdy problem odchodził w niepamięć. Bo byliśmy tu tylko my i nasza miłość. Wszystko inne nie miało znaczenia, kiedy znajdowaliśmy się w naszym dwuosobowym raju. 

-Znasz Wróblewską?- zaczęła rozmowę Celina.

-No znam, a co?- zapytałem rozglądając się po lesie

Nagle w oddali kątem oka mrugnął mi ciemny kształt. Zniknął tak szybko, jak się pojawił.  Próbowałem wytężyć swój wzrok, aby zobaczyć co to było.  Szukałem między drzewami, jednak moje próby spełzły na niczym.

-Hej!- zaczepiła mnie Alicja wyrywając mnie z transu- Słyszałeś co mówiłam?

-Przepraszam, nie słuchałem- przyznałem się beza bicia.

-Miała kolejny incydent alkoholowy.

-Serio?- zapytałem drwiącym głosem z mieszanką faktycznego zaskoczenia.

-Tak. No chata wolna, domówkę robiła, przyszedł Stachowski ze swoją 0,7 no to musiała mu zaimponować. Popis przed nim i koleżankami musiał być. Wiesz jaka jest, nigdy nie miała mocnej głowy do procentów. Podobno narobili takiego syfu w mieszkaniu, że głowa małą. Tu naczynia potłuczone, tu ściany poplamione, tu narzygane, wiesz jak jest.

-Cóż, niektórzy wolą takie imprezy- zadrwiłem- A skąd wiesz?

-No Laura mi powiedziała. Była tam, swoje wypiła, ale bez przesady. A podobno Wróblewska takiego kaca rano miała, że myślała że nie przeżyje.

Zaśmiałem się i pokręciłem głową. Wszyscy znali jej pijackie wybryki, ale ten zdecydowanie musiał być jednym z większych. Chociaż sam nie wiem, czy chciałbym być jego świadkiem.

Nagle usłyszałem trzask łamanej gałęzi dochodzący z prawej strony. Instynktownie odwróciłem głowę, aby sprawdzić źródło hałasu. Jedyne co zobaczyłem, to ciemny, bliżej nieokreślony kształt znikający za poukładanymi kłodami drewna. 

-Widziałaś to?- zapytałem.

-Tak- powiedziała lekko poddenerwowana.

-Poczekaj, pójdę to sprawdzić- powiedziałem udając się powolnym krokiem w kierunku, w którym ostatnio widziałem to coś.

-Nie idź tam. 

-Spokojnie, nic mi nie będzie- zapewniłem- Mam to- powiedziałem, po czym wyjąłem z kieszeni mój scyzoryk i otworzyłem nóż. Srebrne ostrze w zielonej rękojeści z czarnymi inicjałami właściciela zapisanymi czarnym, niezmywalnym pisakiem. Dostałem go parę lat temu od ciotki mieszkającej za granicą, kiedy przyjechała do nas na wieś. Pokazałem narzędzie Celinie jednak nawet to nie przekonało jej do zmiany zdania. 

Droga na zachódOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz