tw: krew, wzmianki o przemocy
Will
Przez resztę dnia moje myśli krążą wokół Nico. Nie mogę myśleć o niczym innym.
Gdy wracam spacerem do domu, zastanawiam się, co teraz robi. Mieszkam niedaleko basenu, toteż dojście na miejsce nie zajmuje mi dużo czasu.
Kiedy tylko wchodzę do domu, mój telefon zaczyna dzwonić. Nieznany numer. Odbieram.
- Słucham?
- Halo? - odpowiada niepewny głos. Jest cichy i przytłumiony, ale go rozpoznaję.
- Nico? - upewniam się. Przez chwilę słyszę tylko ciszę.
- Skąd znasz moje imię? - pyta.
- Słyszałem jak twój... chłopak je mówił - krzywię się przy słowie chłopak. Słyszę szloch. - Coś się stało?
- Ja... potrzebuję pomocy.
- Skrzywdził cię? - pytam natychmiast.
- T-tak jakby...
- Co się dzieje?
- Mógłbyś przyjechać?
- Naprawdę? - biorę kluczyki do ręki.
- Tak.
- Twój chłopak nie będzie próbował mnie zabić ani nic w tym stylu, prawda? - pytam.
- On... to skomplikowane. Po prostu przyjedź. Proszę.
- Dobrze. - Przytakuję. - Gdzie jesteś?
~~~
Daje mi swój adres, po czym się rozłączam. Docieram przed wysoki budynek z wieloma apartamentami. Nie mam pojęcia, w którym mieszka Nico...
Mam już zamiar kogoś zapytać, ale okazuje się, że nie ma takiej potrzeby. Nico czeka na mnie w lobby.
Podbiegam i przyglądam mu się, szukając obrażeń. Niewielki siniak na policzku to jedyna fizyczna rana, jaką jestem w stanie znaleźć, ale jego oczy martwią mnie najbardziej. Wyglądają nawet smutniej niż wcześniej.
- Chodźmy. - Próbuję go stąd zabrać, ale mnie odpycha, co mnie dezorientuje.
- Znasz się na pierwszej pomocy, prawda? - pyta.
- Tak... - przytakuję. Przez pewien czas kształciłem się jako lekarz, po czym zrezygnowałem. Prawdopodobnie jednak Nico zakłada że znam się na tym, ponieważ jestem ratownikiem.
- Chodź ze mną. - Odchodzi, oczekując, że podążę za nim i prowadzi mnie do windy, a następnie do apartamentu. Wprowadza mnie do pomieszczenia, które wydaje się byś salonem. Na środku pokoju leży nieprzytomne ciało jego chłopaka.
- J-ja niechcący sprawiłem, że się potknął. - Nico szlocha. - Myślę, że może być martwy! - Z lekką paniką sprawdzam jego puls i kręcę głową.
- Nie jest martwy - mówię. Nico wzdycha z ulgą. Potem jego oczy rozszerzają się i słyszę kolejny, łamiący serce szloch.
- On mnie zabije!
- Nie pozwolę mu - mówię. Spogląda na mnie i kręci głową ze smutkiem.
- Jest zbyt silny.
- Ile ma lat? - pytam.
- Dwadzieścia - odpowiada. Tyle samo co ja. Patrzę na Nico podejrzliwie.
- A ty ile masz lat? - pytam.
- Osiemnaście.
- Od jak dawna jesteście razem?
- Od trzech lat - odpowiada. Marszczę brwi.
- To znaczy, że on miał siedemnaście, a ty piętnaście lat, kiedy się spotkaliście.
- Tak.
- Więc... to nielegalne - mówię. Nico opuszcza wzrok. - Co na to twoi rodzice? - pytam. W jego oczach pojawiają się łzy.
- Mój ojciec mnie zostawił, a matka nie żyje - mówi gorzko.
- Oh... Nico, tak mi przykro...
- W porządku - odpowiada, ale wyraźnie słyszę, że robi to z trudem.
Orientuję się, że on wogóle nie zna mojego imienia.
- Tak wogóle, mam na imię Will.
- Nico.
- Wiem.
- To jest Luke - wskazuje na nieprzytomne ciało swego chłopaka.
- Zabieram cię stąd - decyduję. - Niedługo się obudzi, a ja nie chcę, żebyś był na linii ognia. - patrzy na mnie w sposób, którego nie umiem rozczytać.
- Przeżyję.
- To nie wystarczy - mówię. - Idziesz ze mną. - Otwiera szeroko oczy, cofając się.
- Nie! Nie pozwolę ci nigdzie mnie przekazać! Żadnych pracowników socjalnych! Żadnej policji! Proszę!
- Spokojnie! - mówię kojącym głosem. - Jeśli tego nie chcesz, nikomu nic nie powiem.
- Ale...
- Możesz ze mną zostać, tak długo ile będziesz potrzebował. Obiecuję że cię nie skrzywdzę.
- Nie... nie mogę ci na to pozwolić.
- Możesz i to zrobisz - nalegam. - Wszędzie indziej będzie ci lepiej niż tutaj, więc dla twojego własnego dobra, zabieram cię ze sobą, czy tego chcesz, czy nie. Radzę ci spakować swoje rzeczy.
Nico wzdycha i przytakuje, wychodząc do innego pokoju. Fakt, że tak łatwo się zgodził i uległ moim naleganiom wywołuje we mnie poczucie winy, jednak nie mogę zignorować faktu, że to miejsce musi być dla niego piekłem na ziemi. Zabranie go stąd jest najlepszą możliwą decyzją.
Po chwili wachania idę za nim i obserwuję, jak wrzuca nieliczne ubrania do torby na zakupy. Wybiega z pokoju i pędzi do łazienki. Po włożeniu jakiegoś pudełka do torby, otwiera zamkniętą na klucz szufladę, z której wyjmuje kilka rzeczy wyglądających na fotografie. Jedna z nich upada na ziemię i podchodzę, aby ją podnieść.
Zerkam na podniesiony przedmiot, który okazuje się być zdjęciem kobiety. Obok niej stoi mała dziewczynka, która wygląda dokładnie jak ona, a na rękach trzyma małego chłopca. Nikt z całej trójki się nie uśmiecha, ich twarze wyrażają jedynie powagę; praktycznie melancholię.
Nico wyrywa zdjęcie z moich rąk i chowa je do torby.
- To... to jesteś ty? - pytam. - Chłopak na zdjęciu?
- Byłem - odpowiada cicho. - Zmieniłem się. Już nie jestem tą samą osobą.
Przyglądam się mu i zdaję sobie sprawę, że to prawda. Chłopak na zdjęciu miał oliwkową karnację, krótkie, ciemnobrązowe włosy i oczy pełne życia, pomimo poważnego wyrazu twarzy. Jednak chłopak stojący przede mną jest śmiertelnie blady, z długimi, kruczoczarnymi włosami, wielkimi cieniami pod oczami, a jego twarz pozbawiona jest najmniejszego śladu radości.
- Nico...
- Jestem gotowy - mówi sztywno. Patrzę na bagaż w jego ręce. Wszystkie jego rzeczy zmieściły się w jednej torbie.
- Okej... - potakuję. - Okej. - Próbuję wziąć jego torbę, ale nie chce jej puścić. Poprzestaję na wzięciu go za rękę, aby móc go ze sobą poprowadzić, ale ją również wyrywa z mojego uścisku.
Prowadzę go do mojego samochodu, gdzie wsiada, przyciskając kolana do klatki piersiowej. Prowadzę do domu w ciszy.
CZYTASZ
Safe In My Arms (Solangelo AU) (Tłumaczenie PL)
FanfictionTo opowiadanie jest tłumaczeniem, oryginał został napisany po angielsku przez @sun_angel_ . Jeśli nie masz nic przeciwko czytaniu po angielsku, sugeruję odwiedzenie profilu autorki 🙃. Rozdziały postaram się publikować chociaż raz na tydzień, ale...