VII Szaleńcy i szubrawcy

143 15 9
                                    

Hermiona wróciła do domu wściekła i z poczuciem zupełnego bezsensu dalszej pracy, dalszego istnienia, wszystkiego. Podłamana ‒ chyba pierwszy raz w życiu na całego ‒ rzuciła się na kanapę i nakryła głowę poduszką.

Miała dość. Miała serdecznie dość. Cieszyła się, że Neville dawno już wyszedł do pracy, że nie jest zmuszona odstawiać prze nim teatru niewzruszoności. Cała ta sytuacja rozbiła ja zupełnie i wiedziała, że potrzebuje nieco czasu, żeby się pozbierać. Chociaż kwadransa samotności, który pozwoliłby jej ubrać na nowo maskę siły, maskę godności, maskę samokontroli... Teraz chciało jej się wyć ‒ nie płakać, a wyć właśnie.

Nie wierzyła tej kłamliwej, przebiegłej kobiecie za grosz; jej kontakty z półświatkiem jeszcze utwierdzały Hermionę w przekonaniu, że Lunie nie można ufać. Zastanawiała się, co może w całej sytuacji zrobić, jak wymusić na Lovegood oddanie notebooka.

W tej sprawie nie mogła polegać na Neville'u, bo te jak zwykle stanąłby po stronie szalonej idiotki. Nie chciała przeżywać na nowo wątpliwości dotyczących ich małżeństwa, nie chciała patrzyć, jak broni Luny bo jej podejrzenia dotyczące jego zdrady tylko zaogniłyby się na nowo. Nie potrzebowała teraz kolejnej burzy, musiała się uspokoić i skupić, by dopiąć swego. Gringotta lada dzień miało przysłać zaproszenie na podpisanie umowy. Jasny umysł, dobry plan i twarda wola: tego potrzebowała, gdy nadejdzie najważniejszy w jej życiu moment, nie mogła pozwolić, by wtedy cokolwiek ją osłabiło, cokolwiek pochłaniało cenne zasoby jej uwagi.

Westchnęła głęboko. Czuła się samotna, przez całe życie wiedziała, że nie ma dostatecznego wsparcia, że nikt nie nadąża za nią, nikt nie dotrzymuje kroku jej wizjom i tempu pracy, które sobie narzuciła. Brakowało jej pomocy i zrozumienia.

Dręczyło ja poczucie, że gdzieś popełniła błąd, że podjęła w życiu jakąś kluczową złą decyzję. Czy to był wybór ścieżki kariery, czy małżeństwo z Nevillem ‒ nie wiedziała. Była za to pewna, że od dawna już (jeśli nie od zawsze) są dla siebie po prostu najłatwiejszymi opcjami, że nawet jeżeli kiedyś łączyło ich coś wyjątkowego, to ona nie pamięta już co to było.

Gorycz porażki, gorycz straty, gorycz pustki ‒ czuła na języku smak tego wszystkiego i ty bardziej wzbierała w niej złość, wzbierała w niej desperacja, a tuż za nimi pojawiała się upartość. I wtedy już mogła wartko gnać do celu. Gdy poczuła ten ogień, wstała i pozbierała potrzebne jej do pracy notatki. To miał być kolejny długi, męczący dzień więc musiała chociaż być do niego dobrze przygotowana.

Przez myśl przeszło jej, że mogłaby wezwać do włamania aurorów albo mugolską policję jednak szybko odrzuciła tę idee. Z pewnością pojawiłby się medialny szum, a wtedy Gringotta doszłoby do wniosku, że nie może współpracować z kimś, kto nie potrafi upilnować własnego mieszkania. Musiała więc załatwić sprawę na własną rękę i to jak najszybciej. Jakkolwiek zwariowana by nie była, co do jednego Lovegood zapewne miała rację: bank z dużym prawdopodobieństwem dokładnie lustrował zarówno jej przeszłość, jak i teraźniejszość. I o ile w pierwszym, była tego pewna, nie mógł znaleźć nic kompromitującego, to drugie zaczynało budzić w Hermionie poważne wątpliwości.

Gdy wychodziła już z domu, zatrzymała się nagle wpół kroku, rażona pewną oczywistą myślą, która nie przyszła jej do głowy przez cały ten zwariowany poranek: ona również posiadała całkiem niezłe kontakty w szarej strefie. Uśmiechnęła się do siebie zadowolona. Postanowiła, że po powrocie z biura przejrzy akta swoich klientów, by wybrać tego, który najbardziej nadaje się do tego zadania.

***

Włosy posiwiały mu stopniowo tak, że to pasma czerni odznaczały się na tle wszechobecnej szarości, nie odwrotnie. Gdy ostatnio jakaś kobieta ‒ starając się zapewne być miłą ‒ użyła w jego kontekście określenia „szpakowaty", z trudem powstrzymał się, by roześmiać się jej w twarz. Nie znosił konwenansów, nie należał do osób nawykłych mówić coś innego niż myślą bez wyraźnej potrzeby. Dlatego, gdy wszedł do gabinetu dyrektora Hogwartu i zastał go w dość osobliwej pozie, zastygłego w pochyle nad dolną szafką kredensu, z grymasem bólu na ustach, wycedził chłodno:

Mistrz - szpiegowski, polityczny, SevmioneOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz