Rozdział I

4.9K 267 302
                                    

Wielka Sala

Kiedy przekroczyliśmy mury szkoły poczułem to dziwne, mrowiące uczucie w okolicach serca, które towarzyszyło mi z każdym powrotem tutaj.

Poczułem się jak w domu. 

Całą piątką weszliśmy do Wielkiej Sali, gdzie siedzieli już inni uczniowie. Podeszliśmy do stołu Gryfonów i zajęliśmy swoje stałe miejsca. Lily odłączyła się od nas i poszła do swoich koleżanek. Siedziałem między Remusem, a Jamesem. Koło Rogacza usadowił się Peter, natomiast miejsce obok Remusa zajęła Dorcas. 

Nie przepadałem za nią. Była zbyt księżniczkowata i w niektórych sprawach za bardzo nachalna. Łudziła się w przekonaniu, że jest tak niebiańsko piękna, iż wszyscy chłopacy w szkole nie marzą o niczym innym, tylko o umówieniu się z nią. Niestety dla niej, tak nie było. Jedyną osobą, której Dorcas wpadła w oko był Gerard McMillan, Krukon, który uganiał się za nią od drugiej klasy, lecz ta nie zwracała na niego zbytniej uwagi. Pewnie dlatego, że był niski, rudy i całą twarz miał w różnego rodzaju krostach.

Gdy wszyscy usadowili się na swoich miejscach, do sali weszła profesor McGonagall z grupą pierwszoroczniaków. Dzieci ustawiły się w rzędzie, czekając, aż nauczycielka zacznie wyczytywać ich nazwiska. 

Tegoroczna ceremonia przydziału przebiegła dość szybko. Tiara nie zanudzała aż tak bardzo swoją coroczną pieśnią powitalną, która o dziwo miała tylko jakieś cztery zwrotki, każda po około pięć wersów. 

Gdy wszyscy pierwszoklasiści zostali przydzieleni do poszczególnych domów, na środek sali wyszedł dyrektor. Wygłosił swoją mowę, niczym nie różniącą się od tej zeszłorocznej i życzył nam smacznego.

Na stole pojawiły się potrawy i wszyscy zaczęli nakładać sobie to, co tylko wpadło im w ręce. Sięgnąłem po misę z tłuczonymi ziemniakami i nałożyłem trochę na swój talerz. Zacząłem rozglądać się za talerzem z udkami kurczaka i znalazłem go, co było do przewidzenia, koło Glizdogona. Ten nakładał sobie już piąte udko. 

- Ej, Glizdogon! Zostaw trochę dla innych! - krzyknąłem w jego stronę, tak aby mnie usłyszał. Podniósł na mnie wzrok, dołożył sobie jeszcze dwa kawałki mięsa i lekko zmieszany podał mi talerz.

Nałożyłem sobie dwa udka i zabrałem się za jedzenie. Wgryzłem się w pierwsze udko, kiedy usłyszałem jakieś głosy po swojej prawej.

- Witaj Remusie - dobiegł mnie ten przesłodzony ton. W tych dwóch słowach było coś takiego, od czego od razu się najeżyłem. Sam nawet nie wiem czemu. 

- Cześć Dorcas - odpowiedział jej Lunatyk z miłym uśmiechem. Słychać było, że nie ma ochoty ciągnąć konwersacji z dziewczyną, lecz stara się to ukryć. Ta, jakby w ogóle nie zauważyła niechęci Lupina, mówiła dalej.

- Jak ci minęły wakacje? - zapytała i przybliżyła się do niego nieznacznie. Remus skrzywił się delikatnie ze wzrokiem wbitym w swój talerz, lecz nie odsunął się.

- Dobrze - odpowiedział zdawkowo, tym samym ucinając konwersację i chwytając za półmisek ze stekami. Dorcas jednak nic sobie z tego nie robiła i uśmiechnęła się, ukazując dwa rzędy idealnie prostych, białych zębów. Ich blask był tak oślepiający, że nawet ja musiałem przymknąć oczy, żeby przypadkiem nie utracić wzroku. 

I tak Cię kocham | Wolfstar |Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz