Do dziewczyny co chwila docierały nowe dźwięki i co chwilę stawały się wyraźniejsze. Coś jakby pikanie... Brooklyn usiłowała otworzyć oczy mimo, że powieki zdawały się być dziwnie ciężkie. Rozmazany obraz zaczął się wyostrzać, dzięki czemu mogła zidentyfikować miejsce gdzie się znajduje. Przed jej oczami pojawił się biały sufit a zaraz po nim tego samego koloru ściany. Po lewej stronie zobaczyła niewielki stolik ze szklanką wody, a za nim stała jakaś pikająca aparatura.
Nastolatka siadła na brzegu łóżka i obróciła głowę wyglądając przez okno. Mogła spokojnie stwierdzić, że jest na jednym z wyższych pięter. Podziwiając wieczorny widok zatłoczonych ulic nie usłyszała otwierających się drzwi.
- Widzę, że się już obudziłaś.- Pielęgniarka w średnim wieku przyglądała się dziewczynie w granatowej koszulce.
Nastolatka na dźwięk jej głosu podskoczyła i szybko obróciła głowę w jej stronę skanując kobietę od góry do dołu.
- Tak...- Brook odpowiedziała powoli, zawieszając wzrok na ścianie na przeciwko. Pielęgniarka podeszła do niej i zaczęła ją osłuchiwać.- Jak długo tu jestem?- Nastolatka zwróciła się do kobiety zawieszając na niej wzrok.
- Przywieźli cię dzisiaj koło południa.- Odparła zakładając słuchawki na szyję.
- Co mi się tak właściwie stało?- Brooklyn nie miała zielonego pojęcia co mogło być przyczyną jej wizyty w szpitalu. Nie była chorowitym dzieckiem przez co nieczęsto odwiedzała szpitale. A jak już się w jakimś znalazła to czuła się bardzo nieswojo.
- Z tego co było napisane w karcie, przegrzałaś się na słońcu. Następnym razem uważaj na siebie trochę bardziej.- Pielęgniarka odpowiedziała na jej pytanie lekko się uśmiechając.- Będziesz mogła wyjść jutro rano, po zrobieniu kilku badań kontrolnych.- Stwierdziła czytając coś w swoich notatkach ze zmarszczonymi brwiami.- Przepraszam, ale muszę jeszcze zajrzeć do innych pacjentów. Tak przy okazji, ktoś czeka na ciebie na korytarzu.- Odezwała się stojąc przed drzwiami.
Brook przez cały czas obserwowała poczynania młodej kobiety. Kiedy wyszła z pomieszczenia Brook podniosła się i spokojnym krokiem podeszła do drzwi. Delikatnie je otworzyła, a za nimi zobaczyła mężczyznę siedzącego na krzesełku z głową opartą na rękach.
- Cześć tato.- Powiedziała uśmiechając się najładniej jak umiała. Mężczyzna słysząc jej głos szybko podniósł głowę, a gdy ją zobaczył natychmiastowo poderwał się z siedzenia i przytulił córkę.
- Dzięki Bogu, że nic ci nie jest.- Odezwał się głaszcząc jej włosy. Nastolatka wtuliła się w niego i stali tak w milczeniu przez kilka chwil.
- Jak długo tu jesteś?- Brooklyn zapytała podnosząc wzrok na ojca.
- Przyjechałem nie dawno. Za to ten chłopak, z tego co mówiły pielęgniarki, siedzi tu odkąd cię przywieźli.- wskazał kciukiem na szatyna śpiącego kilka krzesełek dalej.- Próbowały go wygonić do domu już kilka razy ale się upierał, że musi cię jeszcze zobaczyć. Znasz go?- Brooklyn odparła ciche "tak" i opuszczając ramiona ojca ruszyła w stronę chłopaka.
Siadała obok nastolatka i delikatnie objęła jego ramiona potrząsając nim.
- Pete, wstawaj.- Chłopak miał na głowie jej czapkę nasuniętą na oczy tak, żeby nie raziły go lampy. Nie drgną, ani nie zmienił pozycji, tylko mrukną pod nosem "jeszcze chwilkę". Dziewczyna nigdy nie należała do tych cierpliwych, więc od razu przeszła do brutalniejszych środków.- Peter!- Powiedziała do jego ucha o wiele głośniej i dmuchnęła do środka.
Wspomniany chłopak jak na komendę podskoczył i zdezorientowany rozejrzał się do około. Gdy jego wzrok spoczął na szatynce, uśmiechającej się pobłażliwie, nie myśląc ani chwili objął ją a głowę położył w zagłębieniu jej szyi.
- Boże Brook, nigdy więcej mnie tak nie strasz. Jakby ci się coś stało, nie darował bym sobie.- Nastolatek chciał coś jeszcze powiedzieć ale dziewczyna objęła go mocniej uniemożliwiając mu to.* * *
- Tato, nie musisz się martwić. Idź do pracy. Nic mi nie będzie. Za dwa dni i tak mam wrócić do szkoły więc nie dramatyzuj.- Nastolatka opierała się o ścianę w przedpokoju z rękami w kieszeniach rozpisanej bluzy.
- Na pewno? Może jednak zostanę?- Ojciec jak zwykle był nad opiekuńczy.
- Nie. A teraz się pośpiesz. Rano są korki.- Brooklyn uśmiechnęła się do taty podając mu czapkę z daszkiem.
- Niech będzie. W razie czego wiesz gdzie mnie szukać.- Uśmiechając się ucałował czoło córki i wyszedł z mieszkania. Nastolatka zamknęła drzwi na klucz i udała się do swojego pokoju.
Pomieszczenie nie należało do wybitnie dużych. Miało jedną ścianę pomalowaną na szaro a pozostałe na ciepły, brudno beżowy kolor. W pokoju znajdowało się łóżko, szafka nocna, biurko i średniej wielkości wbudowana szafa oraz wysoka szafka na książki. Na ścianach widniały półki i nieliczne zdjęcia, a na wprost drzwi było średniej wielkości okno.
CZYTASZ
Don't you dare || Peter Parker
FanfictionŻycie nie zawsze jest łatwe. Stawia przed nami wiele wyzwań i ciężkich wyborów. Ale jeśli ma się przyjaciela, partnera bądź po prostu kumpla, z kim przez to wszystko będzie się iść... to jest łatwiej. Prawda? Nie zawsze wszystko idzie po naszej myśl...