Part 3: What the hell

72 3 2
                                    

    -Brook!- Za plecami dziewczyny rozległo się wołanie a zaraz po nim poczuła ciężar na plecach.- Jak tam kolano?- Wesoło zapytała Rose.
    -Wiesz, bywało gorzej. Byłam w szpitalu i lekarz musiał poprawić ten prowizoryczny opatrunek Petera. Ale już jest okej.- Ciemnowłosa uśmiechnęła się półgębkiem do przyjaciółki.- Ile zostało do lekcji?- Była zbyt leniwa, żeby grzebać w plecaku za urządzeniem.
    -Tak z dziesięć minut?- Blondynka zgadywała, po czym spojrzała na ekran telefonu wyciągniętego z torby.- Niewiele się pomyliłam, osiem.- Podniosła wzrok na Brooklyn i zeskanowała jej ubranie. Była ubrana w jeansowe luźne spodnie do kolan i koszulkę khaki z rękawem trzy czwarte z czarnymi rękawami, a na nogach widniały schodzone czarne conversy. Na głowie niebiesko oka miała swoją ulubioną basebalówkę. - W coś ty się ubrała.- Zaśmiała się z szatynki. Sama była ubrana w zwiewną jasną sukienkę i fioletowe balerinki.- Ugotujesz się.- Ciemnowłosa przewróciła zirytowana oczami i się zaśmiała.
    -Choć bo się spóźnimy.- Dziewczyna pociągnęła Rose w stronę drzwi prowadzących do placówki. Znała ją bowiem nie od dzisiaj i zdążyła już przywyknąć do jej dziwnego charakteru i chamskich odzywek w jej kierunku. Były przyjaciółkami od przedszkola i mimo prób losu przyjaźniły się dalej.
Po przejściu przez nie do uszu nastolatek dotarł niesamowity gwar.
- Jest dzisiaj coś ważnego, że jest tak głośno?- Brooklyn zwróciła się do blondynki wykrzywiając usta z niesmakiem.
    -Nie głośniej niż zwykle. Z tego co wiem niedługo ma być jakieś zebranie, ale to nie jest jakieś wielkie wydarzenie. A co? Dziewczyna była ciekawa skąd pojawiło się takie pytanie. Atmosfera w szkole była taka jak zawsze, a jej przyjaciółka miała dziwny grymas na twarzy jakby była na jakimś festiwalu lub w parku rozrywki.
    -Nie nic. Musiałam za bardzo przyzwyczaić się co tej fajnej ciszy panującej w domu.- Uśmiechnęła się promiennie i skierowała do swojej szafki.- Co mamy pierwsze?-
    -Chemię, nie pamiętasz?- Blondynka oparła się o ścianę z rękami zaplecionymi pod biustem.
    -Sory, nie mogę się dzisiaj skupić.- Wydarzenia z przed dwóch dni nie dawały o sobie zapomnieć. Powracały za każdym razem kiedy jej umysłu nie zaprzątały sprawy ważne w danej chwili. W jej głowie kłębiło się wiele pytań na które nie znała odpowiedzi.- Choć pod salę. Nie chce się spóźnić.- Poprosiła Rose i ruszyła w stronę klasy. -A tak w ogóle to...- Chciała się zapytać czy będą jakieś klasówki, ale nigdzie nie widziała blondynki. Zatrzymała się i zaczęła skanować korytarz wzrokiem. Kilka sekund później wspomniana dziewczyna pojawiła się koło nastolatki.
    -Gdzie ci się tak śpieszy?- Z lekką zadyszką po krótkiej przebieżce podparła się rękami o biodra.
    -Co?- Nastolatka nie za bardzo rozumiała o co może chodzić jej przyjaciółce.
    -No zapychasz na tą lekcje jakby nagle chciało ci się zobaczyć ze Scottem.- Ciemno oka posłała jej krzywy uśmiech po czym wyprostowała się i ruszyła dalej a szatynka przewróciła oczami podążając za przyjaciółką.

Wchodząc do klasy zajęły swoje miejsca w ławkach. Rossalyn usiadła z Betty w drugiej ławce pod ścianą a Brooklyn udała się do ostatniej ławki pod oknem. Krótka drzemka chyba nikomu nie zrobiła jeszcze krzywdy. Usiadła na swoim miejscu układając głowę na ramionach i z zamkniętymi oczami delektowała się promieniami słońca padającymi na jej twarz. W klasie było dosyć cicho pomimo gwaru na zewnątrz. Dziewczyna mogła spokojne odprężyć umysł i pomyśleć o planach ma weekend. Wnet rozległ się dzwonek raniący uczniowskie uszy. Brook nawet nie myślała aby się ruszyć. Spokojnie czekała na Petera i nauczyciela. Gdy Scott wszedł do klasy z ostatnimi uczniami atmosfera zgęstniała.
     -Dzień dobry klaso.- Przywitał podopiecznych z nutą wyższości i kpiny w głosie. Większość uczniów go najzwyczajniej w świecie nie lubiła.- Otwórzcie podręczniki na stronie dziewięćdziesiątej czwartej.- Nastolatka podparła się na łokciach i podniosła podręcznik na wysokość oczu kartkując go od początku do końca. Nie przepadała za tym przedmiotem. Może to było spowodowane samą postawą nauczyciela?
Po dwudziestu minutach lekcji drzwi się otworzyły a przez nie wparował do klasy Peter wraz z Nedem. Przeprosili nauczyciela który sztyletował ich wzrokiem i zajęli swoje miejsca w ławce przed Brooklyn. Lekcja toczyła się jak zawsze mimo, że nastolatka miała wrażenie, że każda osoba brzęczy pod nosem reakcje chemiczne zamiast siedzieć cicho. Nie mogła się skupić. Złapała się za skronie i zaczęła je masować dwoma palcami przymykając oczy, oddając się przyjemnemu uczuciu spacerującego słońca po jej twarzy.
    -Panno Moore. Widzę, że znowu nie interesuje panią moja lekcja.- Donośny głos rozniósł się po sali. Wspomniana dziewczyna skrzywiła się na zdenerwowany ton nauczyciela.
    -Z całym szacunkiem, ale czy mógłby pan tak nie krzyczeć?- Miała wrażenie jakby ktoś wydarł się jej do ucha. 
    -Że co przepraszam?- Scott posłał uczennicy zbulwersowane spojrzenie z pod prostokątnych okularów.- Ja dopiero mogę zacząć krzyczeć. Mam nadzieję, że znasz rozwiązanie do tej reakcji. Choć rozwiążesz ją na tablicy.- Ręką wskazał na wcześniej wymieniony przedmiot. Cała klasa zwróciła wzrok na ciemnowłosą. Nie czuła się komfortowo będąc w centrum uwagi. Spojrzała na zapisaną reakcję i wstała bez słowa wyłapując spojrzenie Petera. Było ono z lekka karcące lecz z łatwością można było wyczuć w nim troskę i współczucie. Chłopak dobrze wiedział, że Brook nie była orłem z chemii.
Dziewczyna stanęła przed tablicą biorąc kredę do ręki. Po chwili zaczęła kreślić pierwszy produkt reakcji chemicznej.
    -Panienko Moore.- Dziewczyna spojrzała na mężczyznę.- Co robi tam ta czwórka?- Spojrzał na nią karcąco. Ona zaś zaczęła skanować swoje zapiski szukając błędu. Nie mogła skoncentrować się na jednej czynności gdy za sobą słyszała ciągłe szepty i śmiechy.
    -Możecie się wszyscy przymknąć?!- Dziewczyna szybko odwróciła się w stronę klasy a wszystkie oczy momentalnie skupiły się na jej osobie.- Serio mówię.- Mruknęła i odwróciła się z powrotem do tablicy wycierając ostatnią zapisaną sól. Chwilę później usłyszała komentarz Flasha skierowany w jej stronę. "Serio nie umiesz rozwiązać tak prostego równania? Przecież to jest proste. Nie wydzieraj się na innych tylko dlatego, że masz okres.". Tym razem przesadził. W tempie ekspresowym zwróciła się w stronę mulata zaciskając ręce na kredzie.
    -Możesz zachować te komentarze dla siebie Flash?!- Krzyknęła na tyle głośno, że chłopak podskoczył na swoim miejscu i obdarzył ją zaskoczonym spojrzeniem.- Jak jesteś taki mądry to sobie sam to rozwiąż!-
    -Brooklyn! Wyjdź z klasy!- Nauczyciel poprawił okulary na nosie i usiadł przy biurku.
    -Co?- Dziewczyna była lekko skołowana.
    -To co słyszałaś. Weź swoje rzeczy i wyjdź z moich zajęć.- Scott zaczął zapisywać coś na swoich kartkach nie obdarzając nastolatki nawet najkrótszym spojrzeniem.
    -Ale...-
    -Nie będę tolerować takiego zachowania na mojej lekcji!- Rykną podnosząc się z fotela patrząc na dziewczynę chłodnym wzrokiem.
    -Profesorze, tym razem to nie moja wina..- Zaczęła się bronić. Przecież nie zrobiła nic złego. Czy w tych popapranych czasach nie można już nawet bronić swojej godności?
    -Za drzwi, już!- Nauczyciel widząc uczennice wciąż stojącą w jednym miejscu zwrócił się do szatyna.- Peter! Koleżanka nie umie znaleźć drogi do wyjścia. Weź jej rzeczy i wyprowadź ją na korytarz.- Wymieniony chłopak wziął plecak przyjaciółki i naprędce wrzucił książki z ławki do środka. Wziął dziewczynę pod rękę i pociągną ją ku drewnianej powłoce. Będąc na korytarzu dziewczyna usiadła na parapecie machając nogami.
    -O co mu chodziło?- Posłała pytające spojrzenie Peterowi.- Przecież to Flash zaczął. Sam słyszałeś prawda?- Obserwowała jego czekoladowe tęczówki czekając na jakąkolwiek odpowiedź ze strony przyjaciela.
    -Ale Brook, nikt nic nie mówił...- Jego spojrzenie było delikatnie mówiąc zaniepokojone, o ile nie przerażone.
    -A-ale jak, jak to? Przecież wyraźnie słyszałam jak każdy coś mruczał pod nosem. Peter, Flash mnie normalnie obrażał.- Dziewczyna była zdenerwowana całą sytuacją.- Peter... Peter? Pete, powiedz coś.- Wpatrywała się w niego wyczekująco. Jego oczy miały w sobie wielką mieszaninę uczuć zaczynając od kilku zmartwionych, kończąc na wielkim strachu. Po krótkiej chwili znowu usłyszała szmer a zaraz po nim niezrozumiałe słowa. Zaczęła rozglądać się po korytarzu szukając źródła dźwięku.- Słyszałeś to?- Spojrzała na przyjaciela, a w duszy się modliła, żeby też to słyszał.
    -Nie..?- Nastolatek uniósł jedną brew do góry i uśmiechną się nerwowo, zaniepokojony całą sytuacją.
     -W takim razie, musiało mi się coś przesłyszeć.- Westchnęła zmęczona całym tym bałaganem a cichy głosik gdzieś z tylu głowy krzyczał cały czas jedną sentencje. "Zaczynasz wariować".
    -Zostać z tobą?- Chłopak nie wiedział co ze sobą zrobić. Z jednej strony, chciał zostać z przyjaciółką i jej pilnować, tak w razie czego; lecz z drugiej, nie mógł opuszczać więcej lekcji. I tak miał zbyt wiele nieusprawiedliwionych nieobecności.
    -Nie no, leć. Wiem, jaka jest sytuacja.- Posłała wymuszony uśmiech numer pięć, choć wiedziała, że to go nie przekona.- Przecież nic mi nie jest.- Brnęła w kłamstwa, widząc jego nie przekonaną minę. Sama nie należała do najlepszych kłamców. Peter z resztą też nie.
Chłopak w końcu dał za wygraną i skierował się z powrotem do klasy, a ciemnowłosa podziwiała budynki za ogrodzeniem szkoły czując narastający w sercu niepokój.
    -Co do diabła się ze mną dzieje?-

Reszta dnia minęła już spokojnie. Dziwne szmery zniknęły z głowy Brooklyn a ona mogła wreszcie skupić się na tematach omawianych przez nauczycieli. Ostatnią lekcją tego dnia były zajęcia ze sztuki. Po godzinnej męczarni uczniowie mogli opuścić budynek i udać się do swoich domów.

Don't you dare || Peter ParkerOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz