I

236 17 1
                                    

To już dziś.                                                                                                                                                                                 Dziś zostałam zmuszona by spotkać się z ludźmi z mojego uniwersytetu, gdzie jako szczeniaki, razem uczyliśmy się i bawiliśmy. Wiadomo, jest to jakaś pociecha widzieć dorosłe już twarze tych głąbów, ale miałam obawę, że ominie mnie coś bardzo ważnego.  

Westchnęłam pod nosem, podmuchem odsuwając kosmyk włosów z moich oczu. Kątem oka spojrzałam na Casper'a, który siedział nosem w jakiejś książce. Podejrzewam, że to Jo Nesbø, Casper jest jego małym fanem. A teraz w łapach dzierżył prawdopodobnie Pierwszy Śnieg. 

Szczerze mówiąc nie przepadam za horrorami, choć po przemianie sama wyglądam jakby mnie z niego wyciągneli. 

- Obrażasz nas? - fukneła moja wilczyca w środku, na co delikatnie zachichotałam. Bawiła mnie jej wrażliwość, choć potrafi być bardzo walecznym i morderczym stworzeniem.

- Z czego się śmiejesz. - Casper wyłonił głowę z jakże ciekawej dla niego lektury. I spojrzał na mnie znad oprawek czarnych okularów. Popatrzyłam prosto w jego szare oczy i uśmiechnęłam się serdecznie kiwając głową na boki. On przyjrzał mi się bacznie marszcząc delikatnie swoje brwi i odpuścił ostatecznie powracając do lektury.

Wzrokiem powróciłam na asfalt autostrady, którym pędziliśmy. Pewnie zastanawiacie się jak wygląda Casper. To przystojny brunet z urzekającymi szarymi oczyma, dużo kobiet przyciągnął samymi oczyma. Mierzy nie całe 185 centymetrów wzrostu. Jego wilk również jest szary.  To naprawdę kochany, opiekuńczy także zawzięty człowiek, nie odpuści dopóki coś nie będzie dobrze. Nie lubi jak mu się coś wymyka spod kontroli.

Właśnie on od dłuższego czasu jest moim opiekunem. Już parę dobrych lat szkoli mnie na dobrą jednostkę. Jak w wojsku, ale to mi nie przeszkadza. To właśnie on pomógł mi wstać z dna, gdy straciłam rodzinę, został ze mną i jest do dzisiaj.  

Dzięki niemu, jestem już 20-letnią kobietą, która potrafi zakręcić niejednemu w głowie, on sam już to widział na oczy. Potem tydzień śmiał się z naiwności niektórych "twardzieli". Nie wiecie jaka jest moja uciecha, gdy myślę na jakiego dobrego człowieka trafiłam. On wziął mnie pod swoje skrzydła i wspierał. Z sierotki wychował mnie na odważną, samowystarczalną osobę. Wiedział, że jeżeli straci mnie z oka, lub będę w niebezpieczeństwie, to dam sobie radę. Podziwiam w nim tą cierpliwość, którą do mnie ma, ponieważ ja dalej jestem dzieckiem. Co najciekawsze, ktoś kiedyś wspominał przy mnie o więzi mate. Zaciekawiło mnie to, ale gdy pytałam o to Casper'a to szybko mnie zbywał jakimiś drobnostkami.

Niedawno gdy zaczełam ten temat, to on zaczął biegać po pokoju krzycząc, że zgubił swoje okulary, choć cały czas miał je na nosie. Więc właściwie dalej nie rozumiem co to jest mate, nie wiem czy może na lekcjach w uniwersytecie nie słuchałam, albo mnie nie było. Sama nie rozumiałam dlaczego mężczyzna nie chciał mi tego wyjaśnić.

Do domu Thomas'a zostało jakieś 150 kilometrów. Wprawdzie wszyscy z mojego rocznika porozjeżdżali się po świecie, przystąpili do watah rodzinnych lub zostali tam gdzie się uczyli, może oprócz mnie. Ja mieszkam w pobliżu uniwersytetu  będąc tak naprawdę samotnym wilkiem, nie potrzebowałam stada, gdyż sama tworzyłam jego miniaturkę. Tylko brunet siedzący obok mnie mieszkał na terenie watahy. Pamiętam ten widok wyłaniającej się 'bazy' watahy zza uniwersytetu. Zapierała dech w piersiach. Raczej musiała być taka wielka, bo przecież mieszkało tam bardzo dużo pokoleń.

Wtedy często Luna watahy Margaret przychodziła do mnie, próbując przekonać bym została i przyłączyła się do watahy Ostrza. Pewnie mieliby ze mnie duży pożytek, gdyż jak już wspominałam - jestem unikatowa. Nie przystąpiłam do watahy biorąc i obawiając się pewnego fragmentu.- Bałam się, że jedyne co będę robić to zabijać. Zrobią ze mnie maszynkę do zabijania. Może i się mylę, albo wręcz odwrotnie.

- Długo jeszcze? - zajęczał Casper wrzucając książkę do schowka. Czytał już od dwóch godzin, pewnie ma już dość.

- No chwila.- pokazałam język mężczyźnie, który szepcąc pod nosem - dzieciak - przewrócił oczyma. Owsiki się już jego chwytają. 

Powróciłam do swoich myśli. Taki wyjazd jak dla mnie nie jest zbyt bezpieczny, bo w tym momencie wkraczamy na terytorium innej watahy. Jesteśmy tu insektami, a co jeśli coś się stanie. Jeden z naszej grupy pójdzie do lasu. Oni mogą go zabić, bo przecież przyzwolenie ma tylko na obecność na terenie domu Thomas'a, więc takie spotkania według mnie są jak najmniej wskazane, choć miło tak powrócić do tamtych lat.

W niektórych chwilach coś z tyłu głowy mówiło mi bym przyśpieszyła. Że na miejscu powinnam pojawić się wcześniej, bo inaczej coś złego może się stać. Możecie się śmiać, ale nigdy nie zawiodłam się na moim 'głosie z tyłu głowy', to co podobnego do wyroczni.                                             Docisnęłam pedał gazu do końca, samochód przyśpieszyło do 170 km/h , wiedziałam że Casper nie lubi takiej prędkości, lecz teraz nie jego zdanie było najważniejsze.

- Aris. - brunet ostrzegawczo zawarczał delikatnie wciskając się w fotel. Później jego złość może być duża.

- Przepraszam Casper, musze.- jęknęłam delikatnie zmartwiona. Moje dłonie mocniej zacisnęły się na kierownicy, kostki pobielały. Czułam jak z sekundy na sekundę się zmieniam, ale nie mogłam tego powstrzymać. 

- Aris- mężczyzna delikatnie odbił się od fotela nachylając do mnie.- Co się dzieję.- jego mina zmarniała, nie był zły, teraz bardziej zmartwiony moją postawą.

- Nie mam pojęcia. - szepnełam i popatrzyłam na siebie w lusterku. Moje oczy okalała biel, wokół była czarna obwódka  a w środku czarna kropka, patrzyłam na swoje włosy, które robiły się śnieżno białe aż po sam dół. Postać assasynki urzekała.

Casper pogładził mnie opiekuńczo po kolanie i uśmiechnął się pod tytułem " Wszystko będzie dobrze" i wrócił na swoje miejsce opierając się z powrotem o oparcie fotela.

Probowałam zająć się jakimiś innymi myślami. Przez chwilę się nie udawało, aż po paru minutach wszystko wróciło do normy, mój wygląd również. Odetchnełam.

Wspominałam może, że jest ktoś kto jednak może mnie pokonać? 

Jeżeli nie. To tak. Jest pare takich dni w roku, kiedy moja moc opuszcza mnie, assasynka znika a wilczyca osuwa się w cień. Nie wiem czemu ma to służyć, ale dla mnie jest bardzo niekorzystne. Podczas takich dni staram się nie wysuwać, ani nic z tych rzeczy. Bo gdyby w okolicy grasował Assasyn Cieni mógłby mnie szybko wytropić, a ja nie mogąc nic zrobić, nawet się obronić, nie przeżyłabym. Wtedy Casper stara się być jak najbliżej mnie, czasem nawet u mnie śpi, co jest naprawdę słodkie. 

- W końcu! - krzyknął mężczyzna strasząc mnie delikatnie. Spojrzałam i w oddali zobaczyłam wysoki budynek nalężący do Thomas'a. I już rozumiałam jego radość. 

Coraz bardziej przybliżając się do jego domu, czułam coraz większy niepokój. 

Coś musi być nie tak.   


Za błędy przepraszam serdecznie, poprawiam się:) Pozdrawiam <3 Co sądzicie o pierwszym zmienionym rozdziale?


Wolf Among UsOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz