Oberaudorf, 17 VI 2027

33 2 0
                                    

Najpiękniejsze wspomnienia zawsze pozostają w pamięci, Mathilde. Nie potrzeba nieustannie ich fotografować. Zrozumieliśmy to dość późno. Na początku robiliśmy zdjęcia bardzo często. Baliśmy się, że to będzie jedyne, co zostanie nam w przyszłości. Później czas zaczął płynąć szybciej, poczuliśmy się beztrosko i nauczyliśmy się, że nic nie odbierze nam tego, co wspólnie przeżyjemy. Nie traciliśmy ani jednej chwili na wykonywanie fotografii. Utrwalaliśmy jedynie momenty, które wpływały na nasze życie – przynajmniej tak czuliśmy.

Udało nam się zażegnać dawny kryzys. Ciągle spotykały nas wzloty i upadki, ale nie zapominaliśmy o łączącym nas uczuciu. Ono siedziało w głowie. Zawsze fascynowało mnie, jak to się dzieje, że pewnego dnia człowiek spotyka jakąś osobę i nagle chce spędzić z nią resztę swojego życia. Mnie wystarczyło zaledwie parę spotkań, żeby to stwierdzić. Odurzył mnie twój charakter i uroda. Umysł zaczął wariować, bo jak się w nim pojawiłaś, tak nie zamierzałaś z niego wyjść. Czerpanie ciebie wszystkimi zmysłami było ukojeniem. Za każdym razem, gdy cię widziałem, czułem się, jakbym fruwał. Przenosiłem się do innego wymiaru, w którym istniałaś tylko ty. Twój głos koił ból, dotyk usypiał, wzrok przemawiał, zapach uspokajał, uśmiech radował. Zawsze mnie wysłuchałaś. Nawet w największym pośpiechu znajdowałaś czas, aby przez chwilę ze mną porozmawiać. Doceniałem twoje gesty, także te najmniejsze. Często gdy rano wychodziłaś do pracy, przy okazji przygotowywałaś dla mnie śniadanie, zazwyczaj kilka kanapek. Kroiłaś warzywa w charakterystyczny sposób i układałaś je w różne kształty. Były to serduszka, uśmieszki, a czasem też rozgniewane buźki. Wówczas domyślałem się, że od samego początku dzień nie układał się po twojej myśli. Próbowałem wymyślić dla ciebie jakąś niespodziankę na poprawę humoru. Zdarzyło się, że w zimie ulepiłem bałwana, który trzymał tabliczkę z rozweselającym napisem. Jednak w cieplejsze dni przyrządzałem twoje ulubione danie na obiad, piekłem ciasto, a gdy czas gonił, kupowałem lody czy inne smakołyki na podwieczorek. Czasem po prostu pisałem pocieszający list lub zrywałem parę kwiatów z ogrodu, wkładałem je do wazonu i stawiałem na stole w salonie ze specjalną dedykacją tylko dla ciebie. Kiedy wracałem do domu, a ty już w nim byłaś, witałaś mnie z szerokim uśmiechem na twarzy.

Docenialiśmy i akceptowaliśmy to, co los nam dawał. Nie zamierzaliśmy popełniać tych samych błędów. Uczyliśmy się na nich. Znów koncentrowaliśmy się na sobie nawzajem. Nasze dawne priorytety powróciły. Traktowaliśmy pracę z umiarem, ale mimo wszystko ona stała się częścią naszego życia i czerpaliśmy z niej przyjemność. Z radością rozmawialiśmy o postępach podopiecznych i oglądaliśmy ich debiuty w zawodach coraz wyższej rangi. Oprócz tego dużo podróżowaliśmy. Planowaliśmy przynajmniej jedną wycieczkę na miesiąc. Jeździliśmy do różnych miejsc w Niemczech, zwiedzaliśmy je, a dzięki temu także się uczyliśmy. Chodziliśmy na wyprawy w ukochane góry, biegaliśmy, jeździliśmy na nartach. W lecie często urządzaliśmy gwiezdne kolacje, tak je nazywaliśmy. Tuż przed zachodem słońca rozkładaliśmy koc w ogrodzie, kładliśmy na nim przygotowane wcześniej jedzenie i rozkoszowaliśmy się nim, oglądając zapadającą w sen najjaśniejszą gwiazdę. Wsłuchiwaliśmy się w cykanie świerszczy, wdychaliśmy świeże powietrze pachnące tą jakże ładną porą roku. Gdy zaczynało się ściemniać, wpatrywaliśmy się w niebo obsypane jakby białym brokatem. Uwielbialiśmy leżeć w ciszy, jedynie szeptać, znajdując na sklepieniu różne gwiazdozbiory. Czasami zdarzało nam się usnąć na zewnątrz, jeżeli noc była ciepła. Przyznaję, że pobudka przy twoim boku oraz wschodzącym słońcu oświetlającym góry okazywała się jednym z piękniejszych momentów w moim życiu. Twe włosy delikatnie falowały na wietrze, rzęsy spoczywały na policzkach, a delikatnie rozchylone usta poruszały się za sprawą oddechu. Wyglądałaś tak cudownie, Mathilde. Jakby grecka bogini Afrodyta zstąpiła na ziemię, aby spędzić noc w ludzkiej postaci tylko ze mną jako swym oddanym kochankiem. Byłaś belle femme nawet w dresowych spodniach i mojej o parę rozmiarów za dużej na ciebie bluzie. Nadal jesteś uosobieniem piękna, Mathilde.

photograph | k.geigerOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz