| 12 |

19 1 0
                                    




na własność posiądą ziemię.


Od dłuższego czasu patrzyłam w jeden punkt skrupulatnie skoncentrowana na tykającej wskazówce zegara, która zataczała następne koła.

Spleciona rękoma starałam się myśleć o czymś przyjemnym, bo od dłuższego czasu nie wiedziałam co tak właściwie mam ze sobą zrobić.

- Więc, co robimy? - zapytałam w końcu drzemiącego chłopaka, który niby miał mieć oczy dokoła głowy, a jak na razie włączyłby mu ktoś kołysankę i zasnąłby bez większego trudu.

Xander wzruszył ramieniem poprawiając głowę wygodniej na poduszce,
jego zamknięte powieki prosiły o chwilę spokoju gdy wraz z nimi do jego ust ruszył samotny palec wskazując bym była ciszej.

Wywaliłam zanudzona oczami.
I po co mi tutaj był on potrzebny jak i tak czułam jakby tu nikogo ze mną nie było.

Zajrzałam znad czarnych rzęs na delikwenta i
szturchnęłam go tak by solidnie poczuł to pomiędzy żebrami.
- Xanderrrrr...

Nawet nie drgnął, a tylko westchnął głęboko nie obdarowując mnie spojrzeniem.
Ma mnie gdzieś? Okej.

Zastanowiłam się chwilę po czym wpadłam na pomysł godny uwagi.
Podeszłam utykającym krokiem w stronę drzwi i przystanęłam zawieszona o staromodną, okrągłą klamkę.

- Wychodzę. - naciągnęłam bardziej długą bluzę tak by zasłaniała wystające spod niej białe sportowe spodenki.

- Co? - otworzył jedno oko zwrócone ku wyjściu gdzie zrobiłam przystanek.

- Powiedziałam, że wychodzę, ty sobie śpij do woli. - oznajmiłam mu, wyniośle ujmując ostatnie cztery słowa i pokazując na niego niedbale gestami dłoni.

Nie rozumiałam dlaczego akurat teraz myślał o spaniu skoro było południe.

- Jak wychodzisz? - zapytał przecierając wierzchem zapadniętą powiekę i przenosząc ciężar ciała na lewy bok.
- Nigdzie nie idziesz. - uciął szybko dewastując moje zamiary.

- Spróbuj mnie powstrzymać. - przyciągnęłam ramiona bliżej szyi.

- Rozumiem, że noga cię już nie boli. - zadrwił wskazując podbródkiem na kończynę owiniętą w bandaż elastyczny.

- Kładka jest 300 metrów stąd. - powiedziałam rujnując mu jakiekolwiek powody w celu zatrzymania mnie w tym miejscu.

- Tylko spróbuj, a jak... - mamrotał, ale usłyszałam tylko początek, bo sprawnym ruchem zamknęłam za sobą chatę, zostawiając go samego na pastwę losu.

Wzięłam głęboki wdech chłonąc świeże powietrze. Tutejsze było wyjątkowe, bo przy każdym wdechu czułeś się jakby ktoś doczepił ci parę skrzydeł i odmłodził o parę lat dodając dziecinnego zapału.

Tak się właśnie teraz czułam. Napawałam się spokojem jaki tu panował. Było tak cicho, że nawet jedno słowo ulatujące z ust wydawało się pobrzmiewać echem w kres wzniesionych wyżyn.

Poluzowałam sznurówkę, która za bardzo gniotła mi kostkę przez co dziwnie szło mi się z tak usztywnioną stopą.

Dla siebie znaczymy wszystkoWhere stories live. Discover now