ℂ𝕫𝕖̨𝕤́𝕔́ 𝕡𝕚𝕖𝕣𝕨𝕤𝕫𝕒

17 2 0
                                    

To był chłodny, letni wieczór. Mara Krzemionka siedziała na dachu bosmanatu, majtając nogami. Wiatr rozwiewał jej długie, ciemne włosy. Jej pobyt nad jeziorem Tryd dobiegał końca, więc wdychała głęboko wilgotne powietrze, ciesząc się ostatnimi dniami wyjazdu. Nie mając nic konkretniejszego do robienia postanowiła policzyć portowe boje.

Podążając wzrokiem za kolejnymi bojkami, zauważyła nagle niewielki jacht, którego przed południem nie było jeszcze w porcie. Łódka miała na burcie wymalowany starannie napis "Pozłacana Świnia".

- Ciekawe, czyj to okręt... - pomyślała Mara, uśmiechając się pod nosem.

Minęło kilka chwil niezmąconej ciszy. Wtem usłyszała podniesione głosy dochodzące właśnie z tego kierunku - głośność dyskusji wzmagała się stopniowo, aż zakończyła się nagłym pluskiem. Zeskoczyła z dachu i podbiegła w stronę hałasów. Minęła oddalającą się szybkim krokiem dziewczynę i przyklękła na krawędzi pomostu. W wodzie szamotał się jakiś chłopak, na oko w jej wieku. Mara bez wahania wyciągnęła do niego rękę. Nieznajomy złapał ją i podciągnął się, a dziewczyna, nie spodziewając się takiej gwałtownej zmiany obciążenia, przechyliła się i wylądowała obok niego w wodzie. Niespodziewanie w chłopaku zaszła zmiana - opanowany, otoczył jej talię jedną ręką, drugą mocno chwytając się belki podpierającej keję. Mara zaskoczona jego zachowaniem próbowała się wyrwać.

- Wybacz - powiedział nieznajomy z lekkim zawstydzeniem, luzując uścisk, lecz wciąż nie puszczając dziewczyny.

Tamta tylko przewróciła oczami, ale przestała się szarpać.

- Zaraz z prawej jest drabinka, możesz tam podpłynąć? - spytał.

- Jasne - stęknęła i odsunęła się od niego, dopływając do drabinki.

Po chwili oboje stali na pomoście, ociekając wodą i drżąc na chłodnym wietrze.

- Co się stało? - zapytała się Mara.

- To skomplikowane... Co ważniejsze, przeze mnie cała przemokłaś - może wstąpiłabyś do mnie na herbatę? Mogę Ci wszystko wyjaśnić, jeśli oczywiście chcesz - zaproponował nieśmiało.

- Właściwie to powinnam już wracać... - odpowiedziała dziewczyna, lekko się rumieniąc - Poza tym się nie znamy, nie można dawać się zapraszać obcym...

- Przecież to tylko łódka, jest zupełnie na widoku - zauważył chłopak - Ale oczywiście, jeśli nie chcesz, nie naciskam - dorzucił z nutką zawodu w głosie.

Mara się zawahała, wyraźnie było widać walkę argumentów toczącą się w jej głowie.

- Może... ale tylko na chwilkę, i masz nie zasuwać wejścia - zdecydowała

Nieznajomy ukłonił się wykonując zapraszający gest w kierunku wejścia na łódkę.

- A tak poza tym... mów mi Filip - puścił dziewczynie oczko.

- Mara - przedstawiła się dziewczyna, czując, jak zalewa się rumieńcem.

Oboje weszli na "Świnię" i usiedli naprzeciwko siebie.

- A więc... - zaczął chłopak - zerwałem z dziewczyną.

Mara prychnęła.

- Jeżeli każdą przedstawicielkę płci pięknej traktujesz tak, jak mnie, wcale jej się nie dziwię, że Cię rzuciła.

- Daj spokój... - speszył się Filip - Tu jest naprawdę głęboko, a nagły szok termiczny może utrudniać utrzymywanie się na powierzchni.

- Poza tym to ja zerwałem z nią, nie ona ze mną - dodał po chwili milczenia.

- Aha... - rzuciła Mara z powątpiewaniem - A dlaczego? - nie mogła powstrzymać pytania.

- Bo wszystko ma swoje granice - odparł z godnością, po czym nagle zmienił temat - Jaką wolisz herbatę, czarną czy owocową?

- Obojętnie, może być owocowa - machnęła ręką.

- Ale... czemu wylądowałeś w wodzie? - rzuciła, starając się ukryć nadmierną ciekawość w głosie.

- Cóż... Dominika nie przyjęła zbyt dobrze naszego rozstania, więc mnie zepchnęła z łódki.

- Niezły temperamencik... - mruknęła dziewczyna pod nosem.

- A co taka piękna osóbka, jak Ty, robi tak późno w porcie? - Filip zmienił temat.

- Bezwstydny flirt - pomyślała Mara, sceptycznie unosząc brew.

Chłopak spojrzał na nią rozbrajająco wielkimi orzechowymi oczami.

- Na pewno nie szukałam tonących chłopaków do ratowania - zdecydowała się na ironiczną odpowiedź, ignorując przyspieszone bicie serca.

- Byłem pewien, że to ja uratowałem Ciebie - roześmiał się tamten.

- Tak, po tym, jak wciągnąłeś mnie do wody! - oburzyła się Mara.

- To szczegół, to szczegół - machnął kilka razy dłonią chłopak.

Nie mogła powstrzymać uśmiechu, spuściła wzrok, który nagle natrafił na zegarek. Zaklęła cicho pod nosem.

- Muszę wracać, jutro rano wyjeżdżam - odpowiedziała na pytające spojrzenie Filipa.

- Szkoda... może wymienimy się numerami? - zaproponował.

- Tylko... Jest taki problem... - zająknęła się dziewczyna - Zostawiłam telefon w hotelu...

Wkrótce Mara szła po pomoście z małą karteczką w kieszeni, a zaciskając na niej dłoń czuła, jak mimowolnie się uśmiecha. 

Letni flirtOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz