Dumbledore wstał najwcześniej ze wszystkich. Około czwartej nad ranem obudził się i nie zmrużył oka aż do ósmej, kiedy wszyscy Łowcy pojawili się w budynku. Słyszał odgłosy trenowania, strzelanka i walk, ale nie zwracał na nie uwagi.
Musiał spłacić dług, ale nie miał jak. To śmieszne. Największy mafioza nie ma wystarczająco pieniędzy. A jednak. Cóż, może gdyby nie oddał wszystkiego swoim Łowcom, to wszystko byłoby prostsze.
Trudno. Nie czas na załamywanie się. Teraz musi coś wykombinować. Zresztą, zawsze jakoś udawało mu się przetrwać. Da sobie radę.
Z tą myślą przebrał się w swoje zwyczajne, czarne ubrania i zszedł na dół.- Dzień dobry szefie! - każdy z Łowców zawsze witał go z uśmiechem.
- Dobry, dobry - mruknął pod nosem, po czym zaszył się w swoim gabinecie. Zaczął przeglądać papiery i rachunki. Nie było najgorzej. Pare zaległości. Najwyżej przyłoży jakiemuś urzędnikowi pistolet do głowy i z głowy. Hehe.
Zadowolony wyszedł z gabinetu i przez chwilę obserwował swoich uczniów. Gdyby nie miał 103 lat to może sam by potrenował. Jednak, starość nie radość.
- Dzień dobry - do siłowni weszła Luna. Dziewczyna była ubrana w lekką sukienkę w kwiatki. Włosy upięła w luźny kok, a na twarz nałożyła makijaż. Wyglądała całkiem przyzwoicie.
- Dobry - mruknął Dumbledore i odwrócił wzrok.
- Coś nie tak? - spytała niepewnie.
- Yy, wszystko dobrze - odpowiedział niemrawo, po czym postanowił wrócić do swojego gabinetu. Tu przynajmniej nikt nie będzie mu przeszkadzał.
***
Setny raz przeglądał rachunki za prąd. Suma obliczona przez jego księgowego była o tysiąc złoty wyższa niż obliczona przez niego. Warknął odpychając od siebie grubą książkę z liczbami. Albo jego księgowy jest głupi, albo to on zapomniał jak się liczy.
- Szefie! - do pokoju wpadł średniego wzrostu chłopak w brązowych włosach.
- Co znowu?! - warknął rozwścieczony. Czy może mieć chwilę spokoju?!
- Planują atak! - krzyknął zadyszony. Biegł tak szybko jak mógł, gdyż sprawa wymagała natychmiastowej reakcji.
- Kto? - zapytał zdezorientowany Albus.
- Cienie - powiedział chłopak drżącym głosem. Wiedział jak jego szef reagował gdy słyszał tę nazwę.
- Zbierz Łowców - rozkazał Dumbledore. Gdy chłopak wyszedł, a raczej wybiegł z pomieszczenia, Dumbledore wcisnął przycisk po lewej stronie biurka. Gablota z monetami, wisząca na szafie, zamieniła się w gablotę z małym, podłużnym pudełkiem. Wziął je delikatnie do ręki i otworzył. Jego oczy zabłyszczały, a oddech przyspieszył. Musieli użyć różdżek.
Cienki kawałek drewna znajdował się w jego dłoni. Poczuł jak wznawia się w nim dawno nieużywana magia. Lekkie wibracje różdżki powiadomiły go, że jest już gotowa do użycia. Machnął lekko ręką, a wszystkie szuflady w gabinecie otworzyły się. Udało się.
***
- Czy wszyscy już są? - zapytał zdenerwowany.
- Tak, szefie - odpowiedział brunet.
- Świetnie - zaczął - Niestety sytuacja jest poważna. Zaplanowany został atak. Cienie chcą nas wykluczyć, ale nie uda im się to. Świadomość o ataku daje nam ogromną przewagę. Musimy się jednak przygotować.
- Ale kiedy to ma niby być? - zapytał jeden z Łowców - ten cały atak? - dodał.
- Z tego co słyszałem, to dziś wieczorem. Chcą zaatakować naszą siedzibę - odpowiedział brunet, który przecież sam powiedział o tym Dumbledorowi.
CZYTASZ
Syndrom Dumbledorski, czyli pokochać porywacza
FanfictionW mieście grasuje niebezpieczny porywacz. Kiedy ofiarą pada Luna Lovegood jej świat wywraca się do góry nogami. Jakie plany ma wobec niej mężczyzna? Dlaczego porwał właśnie ją?