Na szkolnym boisku wesoło bawiły się dzieci. Jednak jedna dziewczynka wydawała się jakaś dziwna i nieswoja. W pewnym momencie zza pleców wyjęła duży, kuchenny nóż. Podeszła do swojego rówieśnika i zadała mu kilka ciosów w plecy. Kiedy wydawać by się mogło, że maluch po prostu padnie, oczy dziewczynki stały się czarne jak smoła, z ust zaczęła cieknąć czarna maź, a ciało emitowało szary dym, który wleciał w chłopca. Teraz oboje podbiegali do pierwszych lepszych dzieci, by zakończyć ich żywot oraz znaleźć nowego nosiciela tego, czego posiadaczami byli.
Niedaleko szkoły stali uczniowie, którzy mieli, tak na oko, po piętnaście lat. Stali gęsiego, Jak to nastolatkowie - rozmawiali ze sobą, zaczepiali się, atmosfera całkiem przyjemna. Nagle ostatnia osoba w rzędzie, białowłosy chłopak, zarządził uciekanie. Widział, że w ich stronę na czterech kończynach biegła postać, która nie była pokojowo nastawiona. Niestety, dzieci posłuchały się wtedy, gdy potwór (monstrum w ciele dziecka) próbowało zaatakować ich swoimi metalowymi szponami. Wszyscy ruszyli w stronę pobliskiego lasu, oprócz ostatniej trójki, która cały czas starała się zostawić jednego z nich jako ofiarę, by trochę spowolnić pościg tej tajemniczej kreatury. Kiedy ta była blisko, mały Tom Felton został właśnie jako ostatni. Oczywiście nie chciał dać się łatwo zabić, ale wtedy potwór przybrał jego dorosłą wersję i zaczął z nim rozmawiać. Chłopiec po chwili stwierdził, że chce zostać zarażony, by móc być silnym.
Akcja w końcu przeniosła się do mnie. W końcu byłam jedną z głównych postaci, a nie zwykłym obserwatorem.
Kierowałam się w stronę własnego domu, za mną szli ludzie, głównie młode dziewczynki. Usłyszeliśmy wtedy ryk. Wiedziałam już, że to zarażeni. Szybko otworzyłam bramę na podwórko i kazałam wszystkim na nie wejść, a dopiero potem, sprawdzając każdemu oczy, czy nie ma czarnych, wpuszczałam do domu. Tak jak myślałam, wśród nas był jeden zakażeniec, przez co reszta nas odnalazła. Wywaliłam go (albo raczej ją, bo była to na oko trzyletnia dziewczynka) z domu, a następnie zamknęłam drzwi dworne i drzwi na korytarzu na klucz.
Rozdałam wszystkim plik czarnych kartek oraz taśmę klejącą. Nakazałam pozaklejać okna dla bezpieczeństwa, po czym zaczęłam im pomagać to robić. Wróciłam do kuchni i zobaczyłam, że drzwi wejściowe są otwarte. Myślę sobie - pewnie jakiś zarażony je otworzył, nie będę wychodzić. Dopiero po chwili zrozumiałam, że aby zobaczyć otwarte drzwi wejściowe, drzwi prowadzące na korytarz musiały też być otwarte. Przy nich zobaczyłam małego kotka, który powiedział, że otworzył je, bo mu się nudziło. Chwyciłam go za kark i spojrzałam w jego oczy. Były niebieskie, nie czarne, także wrzuciłam go do środka i chciałam znowu nas wszystkich zabarykadować, jednak coś mi przeszkadzało. Wtedy przez szybę w drzwiach zobaczyłam dwie sylwetki. Jedna należała do rosłego, postawnego człowieka, a druga do kogoś małego. Ta pierwsza schowała się za ścianą, tuż obok drzwi. Nagle usłyszałam głos "jestem małą dziewczynką" i śmiech. Gdy trzymałam za klamkę, by nikt nie wtargnął do środka, drzwi się lekko uchyliły. Zobaczyłam blondwłosą, dorosłą kobietę. Przełknęłam ślinę, bo była jednym z zarażonych, a do tego naprawdę brzmiała jak dziecko. Wtedy nad jej głową pojawił się pasek z życiem. Wynikało z niego, że zostało jej tylko 1 HP. Moja mama, która cały czas siedziała obok i piła kawę ze swoim partnerem, powiedziała mi, że jak zwymiotuję na tę kobietę, to umrze. Myślę sobie, okej, nie ma w tym nic dziwnego. Zmusiłam się i haftnęłam, a ta się rozpłynęła. Wtedy przypomniałam sobie o drugiej sylwetce. Przede mną pojawił się wysoki i dobrze zbudowany mężczyzna. Miał lekko opaloną skórę i popielate, krótko obcięte włosy. Czułam, że nie jest jakoś mocno starszy ode mnie. Odsunęłam się jednak ze strachem, w końcu również był zarażonym. Odezwał się w końcu. Powiedział, że gdyby nie zwymiotował, to tamta kobieta rozwaliłaby mi klamkę. Ja na to, że halo, to była moja zasługa. Pokazałam mu, gdzie stał i gdzie ja kucałam, oraz gdzie były ślady po wymiocinach. W końcu uznał moją rację, ale czułam, że na tym wcale się nie skończy.
Powiedziałam, żeby się do mnie nie zbliżał, bo go zabiję. Wyciągnęłam z szuflady nóż, który nie miał ostrego końca. Westchnęłam, pokazałam mu to i narzekając schowałam broń z powrotem do szuflady. Wyjęłam drugi, choć nie był on moim ulubionym. Spojrzałam się na mężczyznę, który w dłoni trzymał mój ukochany nóż. Powiedziałam, żeby mi go oddał, co zrobił. Wziął do ręki taką butelkę, która na końcu szyjki miała ostrze. Zaczął mówić, że to idealna broń. Ja wtedy na to, żeby to odłożył, bo tam są warzywa pokrojone i jeszcze je wysypie. Posłuchał się. Powiedziałam, że jeśli nie wyjdzie teraz z domu, to wbiję mu te noże w brzuch. Jednak on nie chciał tego zrobić. Zamiast tego - po prostu zaczął do mnie podchodzić.
Popchnęłam go pod drzwi i zamachnęłam się, by ugodzić go w brzuch, jednak zanim nóż dotknął jego ciała, zatrzymałam się. Z jednej strony wiedziałam, że to zarażony, ale z drugiej wydawał się strasznie ludzki, przez co nie mogłam go skrzywdzić. On to zobaczył i powalił mnie na podłogę. Zaparłam się o niego nogami, by go odpychać, ale wystawiłam przed siebie ręce z ostrzami, aby się obronić. Zamiast się odsunąć, specjalnie zaczął nadziewać się na noże. Zamknęłam oczy, by tego nie widzieć. Kompletnie nie rozumiałam dlaczego zaczął to robić. Mimowolnie zaczęłam płakać i błagać go, żeby przestał. Mężczyzna rozpruł sobie gardło, klatkę piersiową brzuch (nie wiem jak, miałam tylko dwa noże, ale to sen, wszystko jest możliwe). Co ciekawe, kiedy to robił, nad moją głową pojawił się pasek doświadczenia. Wbiłam trzydzieści poziomów. Wołałam o pomoc, jednak wszyscy zachowywali się jak NPC i całkowicie nas ignorowali. Mężczyzna nagle zbliżył swoją twarz do mojej. Mówiłam mu, żeby mnie zostawił, bo się zarażę, a nie chciałam tego. Zaczęłam krzyczeć do swojej mamy, żeby go wzięła, ale ona po prostu siedziała przy stole i piła kawę. Gdy spojrzałam się na zarażonego, ten złączył nasze usta. Zaczęłam płakać jeszcze bardziej, cała się trzęsłam. Pytałam się go, dlaczego to zrobił, po co to zrobił. Mówiłam, że no, fakt faktem wbiłam ten 30 lvl, ale za to jakim kosztem. Wtedy on usiadł obok mnie i powiedział, że nie mógł być dalej zarażonym i wolał umrzeć, bo jego świadomość cały czas z tym walczyła, ale wiedział, że przegrywał.
Znalazłam się nagle przed jakąś komorą, z której wyszło kilkunastu zarażonych. Nie wyglądali jednak jak ludzie, tylko jak dziwne, rosłe kreatury. Kiedy zaczęli ze sobą rozmawiać, zrozumiałam, że to byli chętni, którzy poddali się eksperymentowi. Za ich pomocą mieliśmy pokonać tę całą hordę bezrozumnych potworów. Wszyscy poszliśmy do jakiegoś pokoju. Powiedziałam, że nigdy nie wyobrażałam sobie siedzieć w tym samym miejscu, co zarażeni. Wtedy jedna z nich ugryzła mnie w nogę. Na szczęście miałam glany, więc nic mi nie zrobiła. Podniosłam jej głowę, by móc na nią spojrzeć i zobaczyłam, że miała strasznie podobny pysk do mojego psa, który odszedł bardzo dawno temu. Spytałam się, czy po tym wszystkim będę mogła ją zatrzymać, bo jest strasznie słodka.
Nie zgodzili się.
Wtedy wyszło na jaw, że w swoim arsenale mamy dwóch facetów, którzy potrafili przemieniać się w te bestie na zawołanie. Jeden siedział schroniony w moim domu, a drugi był nie wiadomo gdzie. Wszystko zaczęło mi wirować przed oczami i nagle stałam się właśnie tym chłopakiem. Wskoczyłam na murek i zobaczyłam Toma Feltona, który zaczął się przemieniać, by zniszczyć mój dom. Unosiło się z niego dużo szarego dymu, a postać jaką przybrał była przerażająca. Niby przypominało to człowieka, ale nie do końca. Stwór poruszał się na czterech kończynach, z czego były one strasznie długie i chude, tak samo jak jego dłonie i stopy. Do tego trzeba doliczyć niesamowicie ostre pazury. Całe jego ciało miało jasnoszarą barwę. Kości odznaczały się naprawdę mocno, a wychudzona twarz nie posiadała oczu. Miał za to rozwarte usta, z których również wydobywał się dym. Przeraźliwie krzyknął, a ja wiedziałam, że sama go nie pokonam. Szybko znalazłam się w domu i poprosiłam drugiego chłopaka o pomoc. Zgodził się od razu, a za nim poszedł jego przyjaciel.
Cała trójka wyszła na podwórko, gdzie czekała na nich biały kontener, który służył za windę. Weszli do niego, spokojnie rozmawiając i pijąc kawę.
Kiedy drzwi się zamknęły, obudziłam się.
CZYTASZ
Moje sny w formie opowiadań
RandomWszystko, co tutaj przeczytacie, to tylko i wyłącznie moje sny, z których postanowiłam napisać jednoczęściowe opowiadania.