II. URAŻONA DUMA, PYSZNY GNIEW

353 44 29
                                    

Rozdział zbetowany przez CanisPL 

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

Rozdział zbetowany przez CanisPL 

→ W poprzednim rozdziale: przygotowania panny Greengrass do podwieczorku u Davisów, przerwany występ i niemiła niespodzianka.


Astoria niemalże od razu porzuciła ideę ucieczki. Żadna wymówka, którą rozważała, także nie wchodziła w grę. Nie była w stanie uniknąć tego, co miało nadejść i to sprawiało, że irracjonalny lęk tylko się nasilał. Musiała wstać i odegrać swoją tysięczną rolę uprzejmej, młodej arystokratki. Kilka utartych frazesów i będzie po wszystkim.

Wygładziła dół sukni, odsunęła nieznacznie stołeczek do fortepianu i wyciągając wargi w promiennym uśmiechu, ruszyła w stronę gości. Wyglądała, jakby unosiła się kilka centymetrów nad ziemią i najwyraźniej było to odczucie całkiem powszechne, ponieważ nawet niezbyt bystre oko dostrzegłoby zmianę na twarzach przybyłych. Z nieskrywanym zmieszaniem wpatrywali się w jej zaróżowione policzki i rozświetlone blaskiem popołudniowego słońca rysy. Z łabędzią szyją i alabastrową skórą przypominała nimfę – nimfę, która choć odrobinę zdenerwowana, świetnie zdawała sobie sprawę ze swojego uroku.

— Na pewno państwo pamiętacie pannę Astorię, wypiękniała nam przez te dwa lata, prawda? — zagaiła pani Davis, wspierana ciągłym potakiwaniem pani Pucey. Jej żabie wargi wyciągnęły się w entuzjastycznym uśmiechu, a prawa dłoń popchnęła delikatnie pannę Greengrass do przodu.

— Szczególnie miło mi panią przywitać po dłuższej nieobecności — podchwycił natychmiast syn Malfoyów – wysoki młodzieniec o wydatnych kościach policzkowych i szarych oczach, w których tkwiła skrywana pogarda dla świata. Wyjątkowo przypominał swych rodziców, a podobieństwo nie było zawarte jedynie w wyglądzie. Tkwiło w pełnych rezerwy gestach i wyważonej, zbyt chłodnej mimice, którą cechowało również niezaprzeczalne piękno, przyciągające wzrok oraz myśli.

Nie wystarczyło to jednak, by Astoria poświęciła mu więcej uwagi. Przerwał jej występ i nie zamierzała tego zapomnieć. Urażone ego płonęło zbyt gwałtownym ogniem, by opanować je w kilka minut. Nie mogła okazać tego państwu Malfoy, lecz jemu – niemalże równemu jej wiekiem – bez większych przeszkód. Dlatego też bez słowa dygnęła przed Malfoyem i unosząc odrobinę wyżej podbródek, zwróciła się do jego matki, zagajając o nowościach z londyńskiego świata. To jednak nie od razu zraziło młodego Dracona.

— Pogoda wyjątkowo nas rozpieszcza — zaczął znów, siląc się na uśmiech. — Dawno nie mieliśmy tak ciepłej wiosny.

Jego próby zostały skwitowane pogardliwym spojrzeniem i skinieniem głowy, które wydawało się skierowane jakby do dziecka, wyjątkowo naiwnego oraz dumnego z własnych osiągnięć. Nie nawiązała do jego słów – ponownie skupiła całą uwagę na pani Malfoy:

— Mam nadzieję, że podróż państwu nie doskwierała. Niektórzy stangreci potrafią być tacy porywczy! Słyszałam ostatnio...

Gdyby Astoria poświęcała więcej uwagi Draconowi, zapewne zauważyłaby rosnącą irytację, której młody pan Malfoy nie potrafił niestety powstrzymać. Jego szczęka zesztywniała, dłonie zacisnęły się w pięści, a brwi zmarszczyły. Ojciec momentami zatrzymywał na nim karcący wzrok, który nie był jednak w stanie wpłynąć na grymas syna. Teraz to Draco boleśnie odczuwał skutki urażonej dumy, bardziej niż był gotów przyznać. Zachowanie Astorii odbierał jako szczególną zniewagę – co więcej zniewagę, za którą trzeba zadośćuczynić. Czarkę goryczy przelał jednak nie jej afront w bezpośredniej rozmowie, a entuzjastyczny okrzyk:

Jutrzenka pachniała hiacyntami → DRASTORIAOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz