( Trzy lata później)
- James! Rogacz!
James Potter odwrócił głowę i zobaczył, jak uśmiechnięty Syriusz podbiega do niego, omijając grupę pierwszoklasistów kręcących się po zatłoczonej platformie z rodzicami. Jego mętne szare oczy błyszczały figlarnie, zęby błyszczały w złocistym słońcu.
- Łapo!
James również się uśmiechnął, zadowolony, że widzi swojego najlepszego przyjaciela po długim czasie. James spędził większość lata na wakacjach w Ameryce z rodzicami, więc nie mógł spędzać zbyt wiele czasu z innymi huncwotami. Z drugiej strony Syriusz utknął w domu ze swoją kiepską wymówką rodziny.
- Miło cię widzieć, stary. Gdzie jest kochany Lunatyk? A ten idiota Glizdogon? - zapytał radośnie Syriusz.
-Tuż za tobą.
Pojawił się Remus Lupin. Wyglądał na zmęczonego, ale wciąż się uśmiechał. Jego oczy były przekrwione i otoczone cieniami, a po poprzedniej nocy było tylko kilka świeżych blizn, ale dzięki Merlinowi, najgorsze minęło. Peter wyglądał jak zawsze z podziwem dla nich, jego oczy były szeroko otwarte, a usta lekko otwarte.
- Cholera jasna, nie mogę się doczekać powrotu, zawołał James z entuzjazmem, gdy cała czwórka wdrapała się do pociągu i uśmiechnęła się przebiegle do przerażonego pierwszoklasisty. W tym samym czasie James uważnie wypatrywał pewnej głowy jedwabiście ciemnych włosów. Jego żołądek podskoczył na myśl o ponownym zobaczeniu Brooklynu. Najeżdżała jego myśli przez całą wakacyjną przerwę. Jasne, były tam wspaniałe amerykańskie dziewczyny, które go zajmowały, ale kłamałby, gdyby powiedział, że nie spędził całego urlopu na myśleniu o niej. Merlinie, brakowało mu jej uśmiechu. Może to będzie rok, w którym w końcu uświadomiła sobie, że jest dla niego cholernie ważna i po prostu z nim wyszła.
-Szukasz Jones, co Rogacz?
-Oczywiście. James westchnął. Wsadzili głowy do innego przedziału, ale były to tylko Lily Evans, Alicja Fortescue i Marlena McKinnon.
-Ello Evans. Syriusz uśmiechnął się złośliwie. - Marlena, Alicja.
Lily podniosła wzrok, marszcząc brwi. -Ugh. To ty.
James wśliznął się do przedziału, gestem nakazując innym huncwotom wejść.
- Przepraszam dziewczyny, ale wszystkie inne przedziały są pełne. Chyba będziemy musieli się tutaj po prostu rozbić - wykrzyknął wesoło, opadając na puste miejsce. Lily skrzywiła się na niego. - Kłamca. Wymamrotała: - Po drodze widzieliśmy mnóstwo pustych przedziałów. Po prostu chcesz znowu przeszkadzać Brook.
James udawał, że obraża go sama sugestia, że Brooklyn, miłość jego życia nie lubi mieć go w pobliżu. Westchnął z oburzenia. - Przeszkadzać jej? Nie przeszkadzam jej. Lubi moje towarzystwo, prawda?
Pozostali chłopcy posłusznie skinęli głowami.
James przechylił głowę na bok. -Mówiąc o mojej ukochanej Jones, gdzie ona jest?
Marlena przewróciła oczami. - Ona się przebiera. Powinna teraz wrócić. Nie skręcaj majtek, Potter. Gwarantuję, że nie będzie tak zadowolona, że cię widzi.
James zadrwił. - Kocha mnie.
- Kto kocha?
W drzwiach pojawiła się dziewczyna, ubrana w gryfońskie szaty nałożone na standardową białą koszulę i plisowaną spódnicę. Jej czerwono-złoty krawat w paski wisiał luźno obok lśniącej, lśniącej nowej odznaki prefekta, która dumnie wisiała na jej piersi. Jej miękkie ciemne włosy opadały na ramiona, a jej zaskakujące szmaragdowozielone oczy były jak klejnoty na bladej skórze. Była śliczna. James mógł przysiąc, że jego serce zatrzymało się na sekundę. Nawet po tylu latach zawsze zapierała mu dech w piersiach.
Natychmiast wyprostował się, przeczesując ręką włosy.
- Ello, kochanie. Tak miło cię w końcu zobaczyć. - Wykrzyknął. Jej spojrzenie spoczęło na nim, a on przysiągł, że stopił się trochę w środku.
Brooklyn jednak jęknąła. - Och. To ty. Na miłość Merlina, czego teraz chcesz, Potter?
-Ciebie. Uśmiechnął się czarująco.
- Odwal się.
-To niezbyt miłe, zauważył Syriusz, potrząsając głową z sarkastyczną dezaprobatą. Brooklyn westchnęła, siadając obok Jamesa Pottera z morderczym wyrazem twarzy, zwykle wesołym.
- Nic mnie to nie obchodzi.
- Więc jak ci minęło lato, kochanie? - zapytał James w rozmowie, pochylając się bliżej Brooklyn, z łokciami opartymi na kolanach. Wzruszyła ramionami.
-Chyba dobrze.
-Znakomicie. Oczy Jamesa zabłysły, gdy coś zobaczył. - Wytrzymaj. Widzę, że masz tam Odznakę Prefekta.
- Więc? Zapytała ostrożnie, a on uśmiechnął się złośliwie, sięgając do kieszeni, żeby czegoś poszukać. W końcu znalazł to, czego szukał, i wyciągnął to z taką samą miną i złą miną, jak magik wyciągający królika z kapelusza.-Aha. Tutaj jest. Z dumą wyciągnął odznakę podobną do tej przypiętej do Brooklynu to szaty. Lśnił w słońcu wpadającym przez okna, lśniący i prawie oślepiający. Syriusz pochylił się do przodu w szoku.
-Cholera, stary. Jesteś prefektem? Nie do wiary. Mam zamiar napisać do twoich rodziców i poprosić, aby wyrzekli się ciebie w tej sprawie.
- To koniec świata - wymamrotał Remus, nie podnosząc głowy znad książki, w której został pochowany. Peter wpatrywał się w Jamesa z mieszaniną zazdrości i zdumienia. Jednak Brooklyn wyglądał na absurdalnie zawiedziona. - Żartujesz. Cholernie żartujesz. Proszę, powiedz mi, że żartujesz. Proszę, powiedz mi, że odznaka naprawdę należy do Remusa, a to tylko jakiś głupi żart.
Remus rzucił Jamesowi zadowolone spojrzenie, przez co chłopiec w okularach skrzywił się ze złością na przyjaciela.
- Oi! Co ma Remus, czego ja nie mam? Zapytał z oburzeniem, a Brooklyn przewróciła oczami. - Och. Nie wiem, pokora, rozum, poczucie odpowiedzialności, maniery...
- W porządku, w porządku, rozumiem, jęknął. -Aww chodź Jones. To jest przeznaczenie. Przeznaczenie.
Brooklyn krzyżuje ramiona z niedowierzaniem. - Musi być jakiś błąd. Nikt umyślnie nie uczyniłby cię prefektem, Potter!
- Zawsze wiedziałam, że Dumbledore ma małą kukułkę w głowie, mruknęła Marlena. James zachichotał, wsuwając odznakę z powrotem do kieszeni swoich dżinsów, gdzie będzie bezpieczna.
- Nie denerwuj się, Jones. Pomyśl tylko o całej zabawie, jaką będziemy mieli! Wspólne chodzenie na spotkania, opowiadanie o nieprzyjemnych pierwszoroczniakach, szlaban dla Ślizgonów, samotne patrolowanie korytarzy w nocy, ślub - James - powiedział sennie, wychodząc z tematu, a Brooklyn klepnął go w ramię.
-Wystarczy
-Jesteś podekscytowany. Widzę.
-Mniej więcej podekscytowany, jakbym był, gdybym został nakarmiony grupą okrutnych syren jedzących mięso
-To jest duch! Wykrzyknął wesoło, leniwie obejmując ją ramieniem. Zrzuciła go z ramienia, wzdychając.
Miała przeczucie, że to będzie długi rok.
