tak mi przykro, że zostawiłem cię samego w przebieralni tego dnia. nadal czuję się z tym okropnie.
po prostu... po prostu przestraszyłem się, okej? myślałem, że sobie żartujesz, a lubiłem cię już od tak dawna, oikawa. po prostu nie wiedziałem, wtedy, co innego mam zrobić, ponieważ...
cholera, tooru.
wołasz moje imię, a ja w brzuchu czuję tylko stado trzepoczących motyli. trzymasz mnie za ręce, a ja od razu cały się pocę. to właśnie dlatego na prawdę nie wiedziałem, jak sobie poradzić w tamtym momencie...
więc po prostu wybiegłem, zostawiając cię samego. jak jakiś pieprzony idiota.
tak mi przykro...
„oikawa tooru, czy dałbyś jeszcze jedną szansę swojemu najlepszemu przyjacielowi-idiocie?”wzdycham niepewnie i patrzę na ciebie, lecz ty swój wzrok dalej utkwiony masz w swoich butach.
„iwa-chan…”
zaczynasz, ale jednak nie kończysz.
„spojrzysz na mnie w końcu?”
mówię po chwili cicho, mimowolnie chichocząc pod nosem. ty jednak w odpowiedzi potrząsasz tylko przecząco głową.
„oi, shittykawa”
biorę twoją twarz w dłonie i kieruję ją w stronę swojej. twoje oczy natychmiast robią się szkliste, a na policzki wypływa ci gwałtowny rumieniec.
„i-iwa-chan, to znaczy━ !”
mówisz niepewnym głosem, pociągając przy tym nosem.
„j-jesteś taki głupi, iwa-chan! miałem złamane serce! myślałem, że mnie nienawidzisz! dlaczego mnie wtedy zignorowałeś?! dlaczego uciekłeś?! zły, zły, zły iwa-chan!"
krzycząc te słowa uderzasz mnie raz po raz w klatkę piersiową. kiedy już kończysz, osuwasz się do przodu i chowasz twarz w mojej bluzie, zaciskając dłonie na jej rękawach.
"obaj jesteśmy strasznymi idiotami, co?"
chichoczę tylko, chowając twarz w twoje włosy.